Pan Kijowski podupadł na zdrowiu. Stępił mu się słuch i niemal oślepł. Gdyby był w pełni sił, informacje o inwigilacji tysięcy ludzi za rządów PO-PSL na pewno wywołałyby u niego wściekłość i pchnęłyby go do stanowczych działań. Co prawda, w czasach Donalda Tuska i Ewy Kopacz zajmował się innymi sprawami, ale kilka miesięcy temu odkrył nowe powołanie. Rzucił intratną pracę i postanowił być obrońcą uciśnionego polskiego społeczeństwa. Sprawa inwigilacji, wręcz miękkiego terroru, będzie dla niego tym, czym wiatr dla rozpostartych żagli. Niecierpliwie czekam zatem na stanowcze protesty KOD i apele o wyciągnięcie surowych konsekwencji wobec tych, którzy śledzili i podsłuchiwali obywateli. Obawiam się jednak, że trzeba będzie się uzbroić w cierpliwość. Bo KOD z Kijowskim na czele mają tyle wspólnego z obroną demokracji, co poprzednie rządy z przestrzeganiem prawa.
Bierność KOD i jego rozmiłowanych w wolności autorytetów to najlepszy dowód na to, że ludzie ci są mentalnie na etapie, który można nazwać „pisaniem listów do Kiszczaka”. Mając usta pełne frazesów o wolności, tak naprawdę świadczą usługi zniewalającym. Łaszą się do nich, bo tak łatwiej, wygodniej i opłacalnie.
Źródło: Gazeta Polska Codziennie
Katarzyna Gójska-Hejke