Sprawozdając w Sejmie efekty audytu w podległym mu ministerstwie, minister finansów Paweł Szałamacha sporo uwagi poświęcił unijnej dyrektywie w sprawie rynków instrumentów finansowych – MiFID. Jej celem jest ochrona klientów w relacjach z bankami, m.in. poprzez wymóg szczegółowego informowania o ryzyku związanym ze sprzedawanymi produktami finansowymi. Można przyjąć, że gdyby MiFID jako ustawa zaczęła w Polsce obowiązywać na przełomie roku 2007 i 2008, jak planowano, banki wielu takich „produktów” by nie sprzedały. Chodzi o umowy opcji walutowych, tzw. kredytów frankowych i „polisolokat”. W wyniku kombinacji z autopoprawką do ustawy poprzednia ekipa rządząca opóźniła jej wejście w życie o dwa lata. A jak stwierdził Szałamacha, „w latach 2008–2009 doszło do nasilenia akcji sprzedażowej kredytów frankowych i toksycznych opcji walutowych, a polscy klienci byli pozbawieni ochrony prawnej, która by im przysługiwała”. Po raz pierwszy ktoś tej rangi powiedział wprost, że państwo polskie nie zadbało, choć mogło, o bezpieczeństwo finansowe obywateli. Ciekawe, czy za tymi słowami pójdą konkretne czyny i jakie?
Źródło: Gazeta Polska Codziennie
Piotr Jackowski