Magdalena Ch. była z Rubcowem w rosyjskiej bazie wojskowej Czytaj więcej w GP!

Bój o Rio rozpoczęty od wygranej

W pierwszym meczu turnieju kwalifikacyjnego do igrzysk w Rio de Janeiro Polska łatwo pokonała Macedonię 25:20.

Tomasz Hamrat/Gazeta Polska
Tomasz Hamrat/Gazeta Polska
W pierwszym meczu turnieju kwalifikacyjnego do igrzysk w Rio de Janeiro Polska łatwo pokonała Macedonię 25:20.

To był bardzo udany debiut. Talant Dujszebajew po raz pierwszy poprowadził reprezentację Polski i od razu w arcyważnym meczu - z naszym najgroźniejszym rywalem w kwalifikacjach olimpijskich, Macedonią. Nieco ponad miesiąc temu w Krakowie na mistrzostwach Europy wygraliśmy z nimi po raz pierwszy w historii (w czwartym meczu). Wyniku 24:23 nikt wtedy jednak nie uznał za dobry, bo jeszcze trochę ponad minutę przed  końcem prowadziliśmy wysoko czterema bramkami. Nasi zawodnicy postanowili sprawić kibicom horror. Na szczęscie z happy endem.

Dziś w Ergo Arenie powodów do strachu nie było żadnych. Od początku spotkania zdominowaliśmy Macedończyków i przez całą pierwszą połowę prowadziliśmy 2-4 bramkami. Po przerwie w 33 min na tablicy pojawił się wynik 15:9 i już było wiadomo, że tego dnia moc jest z Polską, bo w drugiej części meczu nasza przewaga wynosiła średnio sześć -siedem, a w najlepszych momentach nawet osiem bramek. W końcowych minutach Macedończycy odrobili nieco straty, ale nic im to nie dało. Polacy zagrali wczoraj, jak za najlepszych lat trenera Wenty. Ostatecznie wygraliśmy 25:20 i już możemy pakować walizki do Rio.

Wygrana z Macedończykami niemal na 100 proc. zapewnia nam awans, bo jutrzejszy mecz z Chile powinien być spacerkiem. Minimalnie groźniejsza powinna być Tunezja, ale Sławomir Szmal przestrzega przed zbytnim optymizmem.

- Każdy z naszych rywali przyjechał tu po to, żeby awansować na igrzyska. Kolejne mecze nie będą na pewno łatwiejsze. Cały czas musimy być skoncentrowani

- powiedział bramkarz biało-czerwonych.

W meczu z Macedończykami Szmal w polskiej bramce stanął po raz 280. Trudno to sobie wyobrazić, ale debiutował on w kadrze, kiedy prezydentem Polski był Aleksander Kwaśniewski, ministrem sportu Jacek Dębski, na rynku pojawiły się pierwsze telefony komórkowe, a w Warszawie dociągnięto metro do stacji Centrum. Był rok 1998. W sporcie to całe wieki. Szmal miał wtedy zaledwie 20 lat, reprezentował zespół bankrutującego właśnie Hutnika Kraków i nikt nie przypuszczał, że będzie kiedyś najlepszym bramkarzem świata, dzięki któremu Polska zdobędzie trzy medale wielkich imprez -  srebro i brąz na mistrzostwach świata oraz brąz na mistrzostwach Europy. To kolekcji Szmalowi i kilku jego kolegom brakuje jeszcze krążka olimpijskiego. Dziś zrobili pierwszy krok w jego kierunku. 

 



Źródło: niezalezna.pl

asz