Po publikacji „Codziennej” ze stycznia br. o zapomnianym, żyjącym w nędzy opozycjoniście Andrzeju Garncarku, sąd przyznał mu rekompensatę pieniężną za zniszczenie mu zdrowia przez represjonujące go władze PRL-u.
Andrzej Garncarek był na początku lat 80. jednym z aktywniejszych kolporterów prasy podziemnej w Warszawie. Od 1980 r. działał w strukturach Regionu Mazowsze NSZZ „Solidarność”. W 1983 r., gdy
został zatrzymany przez SB za kolportowanie prasy, został skatowany w brutalnym śledztwie, bo niezłomnie milczał i odmówił wsypania kolegów. Po tekście „Codziennej” przypominającym jego postać, media, w tym TVP, publikowały materiały poświęcone jego walce z komunizmem i obecnej dramatycznej sytuacji egzystencjalnej.
–
Wyrok taki, jakiego można było sobie życzyć – mówił nam po procesie Andrzej Garncarek. –
Sędzia Maria Turek nie owijała w bawełnę. Mówiła bardzo konkretnie o krzywdach, jakich doznałem. O tym, że byłem brutalnie bity w śledztwie SB i poniżany – mówił opozycjonista.
–
To ważne, że w tej sprawie, ludzi takich jak Andrzej Garncarek, doszło do pozytywnego rozstrzygnięcia – mówił nam jego pełnomocnik, mecenas Andrzej Lew-Mirski. Wskazał, że podziemnemu kolporterowi zasądzono zarówno zadośćuczynienie, jak i odszkodowanie. Stało się tak, chociaż prokuratura próbowała podważyć w procesie związek między skatowaniem w 1983 r. w śledztwie SB Garncarka a jego obecnym fatalnym stanem zdrowia. Jednocześnie prokuratorzy z Prokuratury Okręgowej w Warszawie odmawiali prawa do odszkodowania za represje z PRL-u.
Wyrok jest nieprawomocny.
Źródło: Gazeta Polska Codziennie
Maciej Marosz