„Kończy się Bal u Senatora, stygnie szampańska kamasutra. Z gardeł za haftem leci haft i cuchną przepocone futra” – śpiewał Krzysztof „Grabaż” Grabowski, zanim stał się częścią opisywanego establishmentu III RP. „Bal Dziennikarzy traktujemy jako spotkanie naszej wielkiej dziennikarskiej rodziny” – powiedziała ostatnio Grażyna Torbicka. Całe szczęście, że ową rodzinę – w przeciwieństwie do takiej związanej więzami krwi – można jednak wybierać.
Zastrzegam więc, że kłamcy smoleńscy, ludzie plujący na bohaterstwo naszych dziadków czy wszczynający kampanie, przez które kibiców zamykano do więzień, moją rodziną nie są. Bo gdybym miał nawiązać z ową rodziną konwersację, to wyszłoby jak w piosence Pawła Kukiza „Rodzina słowem silna”. Poza tym bale oznaczają wspólną zabawę, a mnie bliższy jest od pozowania na czerwonym dywanie w błyskach fleszy klimat tzw. baletów, urządzanych np. w kibolskim gronie. Co kto lubi. Mówiono ostatnio wiele o futrach z norek, w których przychodzą na manifestacje KOD-u resortowe emerytki. Oświadczam, że do futer gwiazd dziennikarstwa równie mi daleko. Cuchną gniciem schyłkowej III RP.
Źródło: Gazeta Polska Codziennie
Piotr Lisiewicz