„Dla Polski lepiej znać prawdę i nie mieć wojny, niż nie znać prawdy i mieć wojnę” – takich pokrętnych tłumaczeń używał Donald Tusk, gdy w styczniu 2011 r. tłumaczył, dlaczego dowody w sprawie katastrofy smoleńskiej są w rękach Rosji i dlaczego jego rząd pozwolił, by Rosjanie zainfekowali świat kłamstwem o winie polskich pilotów. Tusk użył wówczas obrzydliwego chwytu – straszenia groźbą wojny z Moskwą. „Gdybyśmy demonstrowali swoją pozycję, to przegralibyśmy pokój” – mówił. Jak wiadomo, płaszczenie się Tuska przed Putinem niczego nie dało, dowodów nie zdobyto, a Polska wielokrotnie traktowana była jak śmieć – choćby przez ministra Ławrowa, który bezczelnie zaprzeczał, jakoby niszczono wrak tupolewa. Tymczasem inni pokazują co rusz, że nie trzeba wywoływać wojny z Rosją, by poprowadzić rzetelne śledztwo w sprawie przestępstw popełnionych przez rosyjskich funkcjonariuszy. Przykład dał rząd holenderski po zestrzeleniu pasażerskiego MH17; teraz zaś rząd brytyjski, z determinacją dążący do prawdy o zabójstwie Litwinienki.
Co na to „prezydent Europy”? Czuje wstyd na całą Europę? A przecież wystarczyło nie padać na kolana.
Źródło: Gazeta Polska Codziennie
Anita Gargas