By zrozumieć, o co chodzi w sporze o odtajnianie zbioru zastrzeżonego, warto przyjrzeć się, kto najgłośniej protestuje przeciw jego jawności. W chórze straszących, że odtajnienie archiwów narazi bezpieczeństwo państwa na szwank, prym wiodą ci, którzy oburzali się na lustrację.
Ich „przestrogi” o tyle wydają się niedorzeczne, że trudno sobie wyobrazić, by obecnie rządzący ujawniali coś, co powinno pozostać tajne i tym samym narażali się na późniejsze rozliczenia po zmianie władzy. A że w III RP rozlicza się tylko jedną stronę, świadczy to, że po ustąpieniu ekipa PiS-u była rozjeżdżana za walkę z korupcją. Tymczasem za afery takie jak: hazardowa, stoczniowa, Amber Gold itd. za rządów PO-PSL, nikomu włos z głowy nie spadł. Przeciwnikom ujawnienia „Z” nie chodzi o bezpieczeństwo kraju, lecz, podobnie jak antylustratorom, o zachowanie pookrągłostołowego porządku.
Źródło: Gazeta Polska Codziennie
Maciej Marosz