PODMIANA - Przestają wierzyć w Trzaskowskiego » CZYTAJ TERAZ »

Skowyt tracących koryto

Patrzę na wydanie „Gazety Wyborczej” z przedwyborczego piątku. Tytuł grzmi: „Stawką tych wyborów jest sama demokracja”. Kupiłem sobie ten egzemplarz na pamiątkę.

Patrzę na wydanie „Gazety Wyborczej” z przedwyborczego piątku. Tytuł grzmi: „Stawką tych wyborów jest sama demokracja”. Kupiłem sobie ten egzemplarz na pamiątkę. Teraz, miesiąc po tamtym manifeście widzę, że tamta histeria to był dopiero początek, bo dziś, dwa tygodnie po zaprzysiężeniu rządu, już ogłoszono, że demokracja została zamordowana. Myślę, że w związku z tym musimy sobie uświadomić, o co trwa dziś walka.

Demokracja nie jest ustrojem idealnym, ale podobno lepszego nie wymyślono. Polemizowałbym z tą teorią, szczególnie że np. monarchia była ustrojem, w którym ludziom faktycznie wcale tak źle się nie wiodło, a i realizacja ich dążeń nie była dużo mniejsza niż jest obecnie. Mógłbym przywołać również przykład Antoniego Salazara, który swoimi rządami przyczynił się do rozkwitu Portugalii, a wcale za demokratę uznawany nie jest. Przyjmijmy jednak, że w obecnej sytuacji politycznej i w naszym kraju to rzeczywiście demokracja jest najlepszym z ustrojów. Można powiedzieć, że jest mniejszym złem.

Mniejsze zło

Mniejszym złem była również np. zamiana systemu totalitarnego spod znaku sierpa i młota na postkomunistyczny system III RP. Dostaliśmy sklepy, w tych sklepach wybór, wolny rynek, wolność podróżowania i parę innych miłych rzeczy. Dostaliśmy też rzekomo wolne media, ale tak naprawdę zalążki pluralizmu przyniosło powstanie w 2006 r. wydawanego przez Niemca (!) „Dziennika”. Gazeta ta złamała monopol „Gazety Wyborczej” i jej środowiska i nawet jeśli szybko skręciła w stronę Czerskiej, zrobiła wyłom w murze. Dostaliśmy wrażenie zmiany, podobne do tego z 2005 r., gdy lewica została pokonana przez dwie postsolidarnościowe formacje, jakimi wtedy były Prawo i Sprawiedliwość oraz Platforma Obywatelska. Co było dalej, wielu z nas pamięta, rozłam i wepchnięcie przez Donalda Tuska Jarosława Kaczyńskiego w koalicyjne ręce Andrzeja Leppera i Romana Giertycha. Dwa lata męki i szarpaniny, z równoległym atakiem wewnętrznym (media i wszelkiej maści autorytety III RP) oraz zewnętrznym (zagraniczne media, w szczególności niemieckie).

Larum grają

Dziś wracają moje wspomnienia lat 2005–2007 (byłem wtedy w okresie przedmaturalnym i pomaturalnym). Do dziś pamiętam tę histerię, że „wygrali i rządzą nie nasi”. To codzienne wtłaczanie do głów obywateli, że żyją w jakiejś okropnej rzeczywistości, najlepiej oddaje sukces propagandy medialnej, według której „młodzi zaczęli uciekać przed PiS-em”. Dowodem na to miała być rosnąca migracja. Nikt nie pamięta już, że była to emigracja zarobkowa i spowodowana akurat chwilę wcześniej otwartymi granicami. Kłamstwo miało się rozlać i się rozlało. Dlaczego o tym wspominam? Bo dziś próbuje się nam wcisnąć dokładnie ten sam, nieświeży już zresztą, kit. „Poznajmy swoje prawa, zanim nam je odbiorą” – to „GW” na okładce reklamująca swój najnowszy dodatek: konstytucję RP. „PiS w stanie wyjątkowym”, „PiS strzela do patriotów”, „20 listopada skończyło się w Polsce państwo prawa”, „Prezydent sądzi, że jest sądem” – to tytuły okładek tej gazety z ostatnich dni. Co więcej, ostatnio na łamach „GW” mogliśmy przeczytać ni mniej, ni więcej, tylko o tym, że „Polacy nie muszą czuć się zobowiązani prawami stanowionymi przez obecną władzę”. Piękne, prawda? To wszystko dlatego, że skład Trybunału Konstytucyjnego po raz pierwszy od wielu lat może stać się bardziej pluralistyczny.

Najlepiej o histerii salonu III RP świadczy okładka postpezetpeerowskiej „Polityki”, tygodnika, który od początku wierny był komunie, stanowi wojennemu i jego autorom. Dziś na swojej okładce „Polityka” pisze: „To idzie PiS”, a jako ilustrację daje socrealistyczny plakat z… czasów, które założyciele tygodnika zapewne wspominają z sentymentem. To trochę tak, jakby Jerzy Urban zarzucał
PiS-owi antyklerykalizm. Doszło wręcz do tego, że Grzegorz Schetyna w swojej ulubionej stacji, TVN24, zapowiedział, iż w walce z PiS-em „zwrócimy się do Europy”. Trzeba zresztą przyznać, że nie tylko jemu w PO udzieliła się targowicka atmosfera.

Kto ma legitymacje do zmiany

O co jest ta cała histeria? O kilku sędziów Trybunału? O ułaskawienie Mariusza Kamińskiego? Nie. Ten strach, który obecnie obserwujemy, a który słyszymy w hasłach o „końcu demokracji”, to strach przed zmianą. Zmiana. Tego się boją. Samo PiS zdobyło blisko 38 proc. poparcia w wyborach, co dało mu możliwość samodzielnego rządzenia. Musimy jednak pamiętać, że razem z Pawłem Kukizem i jego ugrupowaniem odsetek wyborców, którzy postawili na realną zmianę, wyniósł blisko 50 proc. Jeśli wierzyć sondażom, dziś już samo Prawo i Sprawiedliwość zbliża się do tego pułapu. Sama myśl, że Polacy nie tylko nie czują się przerażeni zmianami dokonywanymi przez partię Jarosława Kaczyńskiego, ale tego pragną – to przeraża salon najbardziej. To dlatego salon aż wyje z wściekłości i swoją porażkę ogłasza „porażką demokracji”.

Głos ulicy

Jaka demokracja panowie? Skoro większość obywateli postawiła na zmianę, to właśnie demokracja wygrywa. Demokracja to nie jest zbiór słów wytrychów, które służą wam do utrzymania swoich stołków i wpływów. Gorzej, jeśli PiS pójdzie na jakieś pakty i układy z przedstawicielami systemu. Wtedy wyborcy rzeczywiście uznają, że zwycięzcy wyborów złamali podstawową obietnicę wyborczą i PiS tak naprawdę nie różni się od tych, których chcieli wymienić. Wtedy dopiero będzie można mówić o porażce demokracji. Polacy nie chcą czekać i mają serdecznie dość wszystkiego, co składa się na salon III RP. „Oni” to wiedzą.

Kilka lat temu Piotr Lisiewicz w tekście „Salon. Przedpokój. Ulica” opisał, jak widzi podział poszczególnych sfer polskiej rzeczywistości. „Salon jest u nas najsilniejszy, jednak czasem zdarza mu się tracić wpływy. Wtedy do głosu dochodzi konkurencja, na którą składają się przedpokój i ulica” – pisał Lisiewicz. Dziś salon najbardziej boi się opisywanej ulicy, czyli środowiska ludzi, którzy chcą realnych zmian. Nie pudrowania, nie uników i dogadywania się. Wyborcy też oczekują swoistej „miotły” – działań, które przyniosą realną zmianę zarówno w polityce historycznej, kulturalnej, jak i w polityce zagranicznej, ekonomicznej oraz społecznej. Ten właśnie salon ze strachu zaczyna wyć. Zaczyna wmawiać obywatelom, że przerażenie elit III RP musi się również jemu udzielić. Tomasz Lis traci stołek w TVP i histeryzuje. Kowalski, histeryzuj i ty. Cóż, mają problem z Kowalskimi. Jak na razie do obrony pluszowych męczenników chętnych nie ma. Bo Kowalski rozumie, że gdy się świnki odrywa się od koryta – słychać kwik. On ten kwik zniesie pod warunkiem, że jemu, zwykłemu obywatelowi, zacznie się lepiej żyć. W tym tkwi największe wyzwanie dla Prawa i Sprawiedliwości oraz rządu Beaty Szydło.

 



Źródło: Gazeta Polska Codziennie

Samuel Pereira