Ośrodek Fundacji Redukcji Szkód (FRS) dla osób uzależnionych od narkotyków ma zostać przeniesiony z warszawskiej Woli na Pragę Południe. Społeczność lokalna Pragi obawia się sąsiedztwa z fundacją, która do końca października musi wyprowadzić się z Woli. – Gdziekolwiek by się ten ośrodek przeprowadził, i tak będzie bunt – mówią „Codziennej” mieszkańcy.
Fundacja Redukcji Szkód to m.in. punkt wymiany igieł i strzykawek, gdzie (według oficjalnych informacji) narkomani otrzymują także pomoc psychologiczną. Fundacja dąży do tego, aby osoby uzależnione poniosły jak najmniejszą szkodę na zdrowiu.
– To, ile osób korzysta z pomocy placówki, zależy od sezonu. Zimą tych osób jest więcej, około dwudziestu dziennie – mówi „Codziennej” Magdalena Bartnik, prezes Fundacji Redukcji Szkód. Nie odpowiedziała jednak na pytanie, ile osób uzależnionych, przychodzących do fundacji, jest chorych i jakie są to choroby. –
Trudno jest powiedzieć dokładnie ile, bo takich badań nie ma. Trudno jest też powiedzieć, ile takich osób jest w Warszawie – stwierdziła prezes.
Tymczasem te informacje znaleźliśmy na stronie internetowej fundacji. Wynika z nich, że klienci FRS to osoby głównie bezdomne, w większości zakażone wirusem HCV (zapalenia wątroby) i w 30 proc. wirusem HIV.
Przez trzy lata ośrodek fundacji znajdował się na warszawskiej Woli.
– Tam nie było żadnej resocjalizacji. Narkomani zamiast głębszej pomocy otrzymywali igły. Rozumiem, że taka była misja fundacji, ale z drugiej strony w pobliżu ośrodka mieszkały przecież rodziny z dziećmi – mówi „Codziennej” Aneta Skubida, bezpartyjna radna dzielnicy Wola. Radna dodaje, że po sprzeciwie tamtejszych mieszkańców, władze Woli nie zgodziły się na przedłużenie wynajmu lokalu przez Fundację Redukcji Szkód.
– Ci ludzie przychodzili przed otwarciem ośrodka w różnym stanie i koczowali na klatkach schodowych. Nawiązali również kontakty z okoliczną młodzieżą, przez co rozwinął się handel narkotykami. W śmietniku znajdowaliśmy kartony ze zużytymi strzykawkami. Poza tym nikt spoza ich środowiska nie mógł tam wejść, w związku czym nawet policja była bezradna – wspomina sąsiedztwo z FRS w rozmowie z „Codzienną” Andrzej Chybowski, mieszkaniec kamienicy, w której mieściła się fundacja. Według radnej Skubidy, prezes Fundacji Redukcji Szkód podczas publicznych wypowiedzi zaprzeczała informacjom o protestach mieszkańców Woli przeciw przedłużeniu umowy wynajmu lokalu w ich dzielnicy.
Fundacja Redukcji Szkód szuka innego miejsca, gdzie mogłaby zlokalizować swój ośrodek. Na czwartkowym spotkaniu w Centrum Aktywności Lokalnej w Warszawie rozważano propozycję umieszczenia placówki na Pradze-Południe, w kamienicy przy ul. Kickiego 1. Pomysłowi sprzeciwiła się społeczność lokalna Pragi, ponieważ w samej kamienicy mieszkają ludzie, a
w pobliżu miejsca, w którym miał powstać ośrodek, znajdują się placówki edukacyjne – przedszkole i szkoła podstawowa.
Jednym z pytań, jakie padły podczas wspomnianego spotkania, było pytanie o kryterium, jakim kierowały się władze dzielnicy, wybierając dla ośrodka lokalizację w centrum osiedli mieszkaniowych na Pradze-Południe.
– Takie miejsca powinny powstać w okolicy Dworca Wschodniego lub w innej ustronnej lokalizacji – przyznaje Marek Borkowski, radny PiS u z Pragi-Południe. Ostatecznie odrzucono propozycję umieszczenia ośrodka wymiany strzykawek i igieł przy ul. Kickiego 1.
– Jeśli chodzi o zaproponowanie innego lokalu, czekamy na decyzję władz dzielnicy. Nie znam jednak konkretnej daty – mówi „Codziennej” prezes FRS. W sprawie wypowiedziała się również rzecznik urzędu Pragi-Południe.
– Na razie toczą się rozmowy z fundacją, czy chcą być na terenie Pragi-Południe, ale nie przyznano jeszcze docelowej lokalizacji – mówiła Ewelina Lanc. Fundacja ma czas do końca października, aby opuścić lokal na Woli.
Źródło: Gazeta Polska Codziennie
Klaudia Dadura