Po wizycie prezydenta Andrzeja Dudy w Berlinie część się skupiła na kwestiach wizerunkowych i chwaliła prezydenta, część jak zwykle z kompleksem niższości krytykowała za zbyt suwerenne podejście do polityki zagranicznej. Mi ta wizyta, w której miałem przyjemność towarzyszyć głowie państwa polskiego zapadnie w pamięć jako szczera rozmowa między partnerami, którzy otwarcie mówią o swoich interesach. Jest to nowość, bo przyzwyczajono nas dotąd do powtarzania frazesów o wspaniałej współpracy, z której dla Polski nic nie wynikało.
Jako przykład totalnego niezrozumienia czym może się kierować nasza polityka zagraniczna podam wpis Konrada Niklewicza. Chodzi o jednego z głównych propagandzistów Platformy Obywatelskiej, formalnie dyrektora zarządzającego w partyjnym Instytucie Obywatelskim oraz jednocześnie doradcę sekretarza stanu w Kancelarii premier Kopacz. Tenże Niklewicz zadrwił z prezydenta Dudy, który w wywiadzie dla niemieckiego "Bilda" stwierdził, że "Niemcy są naszym największym i najważniejszym sąsiadem". Doradca w kancelarii Kopacz przypomniał w związku z tym, że Andrzej Duda jako poseł w 2011 r. napisał "W programie PO: Niemcy są naszym najważniejszym sąsiadem i głównym aktorem UE.", określając to jako żenadę. Niklewicz widzi w tym sprzeczność nie rozumiejąc podstawowego błędu, który ws. Niemiec popełnia nie tylko on, ale i cała PO. Tak, Niemcy to największy i najważniejszy sąsiad. To kwestie obiektywne. Strona jednak, nazwijmy ją mocniej przywiązana do suwerenności naszego kraju, nie nazwie UE „głównym aktorem UE”, bo nawet jeśli faktycznie tak obecnie jest, to naszym celem, jako jedno z największych państw Unii, jest staranie o powrót do UE, jako sojuszu równoprawnych państw. Na to również zwraca uwagę Andrzej Duda i robił to zarówno przed wylotem do Berlina, jak i na miejscu w Niemczech.
Nie, Polska nie jest gorszym krajem UE
Ten właśnie cel przyświeca nowej prezydenturze i widać to było również na konferencji prasowej po rozmowie prezydentów Polski i Niemiec. Gdy Joachim Gauck - przy wsparciu niemieckich dziennikarzy w formie pytań do Andrzeja Dudy – próbował zaszantażować Polskę ws. uchodźców, polski prezydent bez kompleksów zwrócił uwagę na potrzebę walki z przyczynami migracji, nie tylko ad hoc zrzucaniem odpowiedzialności za skutki. W wypowiedzi Dudy pojawiła się również sprawa wojny Rosji z Ukrainą, którą przedstawił przez pryzmat właśnie uchodźców. Mówił o tysiącach Ukraińców, którzy trafiają do Polski, bo z oczywistych względów u siebie w kraju nie mogą czuć się bezpiecznie. Ten twardy argument pozwala na nowo rozpocząć starania by Polska miała głos decyzyjny, albo przynajmniej doradczy ws. dotyczących jej najbliższego sąsiedztwa, a więc również własnego państwa.
Niemcy oczywiście swoich wpływów w regionie oddać nie chcą, nie widzą również problemu w tym, że to oni są (w sensie militarnym) granicą NATO, nie Polska, bo dzięki temu my jesteśmy jako kraj słabszy, bardziej zależni od nich. W tym kontekście uchodźcy to dla władz Niemiec jedynie pretekst, by nie debatować nt. bezpieczeństwa krajów regionu innych niż Niemcy. Ważny jako propagandowy "młotek moralny" na inne kraje do tego stopnia, że dzięki staraniom Francji i Niemiec 14 września dojdzie do "nadzwyczajnego posiedzenia" w Brukseli z udziałem ministrów spraw wewnętrznych krajów UE. Próba marginalizacji problemu Ukrainy, przy jednoczesnym "dzieleniu" się problemem uchodźców widać było w trakcie spotkania z prezydentem Dudą choćby w reakcji Joachima Gaucka, który pytany przez Michała Rachonia jak odniesie się od trudnej kwestii w naszych relacjach, tj. sceptycyzmu Niemiec wobec instalacji baz NATO w Polsce – całkowicie pytanie zignorował, po prostu na nie nie odpowiadając.
Wrogi szum medialny w Polsce
Tak jak w Berlinie jest oczywiste, że niemieckie media w kwestiach dotyczących interesu państwa, wspierają rząd i prezydenta, tak w Polsce dla wielu oczywiste jest, że wspierać należy interesy niemieckie przeciwko polskiemu prezydentowi. Widać to choćby w reakcji na wystąpienie Andrzeja Dudy w Szczecinie, który wspomniał, że w rozmowie z Gauckiem, gdy ten zachwalał Polski rozwój – zwrócił uwagę, że wciąż mamy problem z równym traktowaniem obywateli wobec prawa, ze sprawiedliwością w naszym państwie. Natychmiast podniósł się rwetes, że to „wyciąganie brudów” na zewnątrz – nikt jednak nie zastanowił się nad kontekstem niemieckich pochwał.
Jak to jest, że prezydent Gauck w rozmowie z prezydentem Dudą nas chwali, żeby później na konferencji pouczać nas słowami: "Niemcy ćwiczą cnoty obywatelskie od 60 lat, w Polsce ma to miejsce od 20 lat"? Śmiem twierdzić, że to chwalenie w prywatnej rozmowie było podyktowane próbą „zmiękczenia” nowego prezydenta. Narzucenie mu argumentacji, że Polska jest już wystarczająco rozwinięta ekonomicznie, by Niemcy „podzielili się” z nią uchodźcami, ale jednocześnie niewystarczająco rozwinięta moralnie, dlatego Niemcy muszę jej to zadanie wskazać i niejako do tego przymusić. To słowa nie na wyrost, bo w niemieckich mediach już mówi się otwarcie, że jeśli chcemy wsparcia Niemiec ws. obrony naszego kraju przez NATO, to w zamian musimy się zgodzić na przyjęcie uchodźców z Niemiec. Taki deal, z ludźmi jako „walutą”.
Trudno o bardziej brutalny zaprezentowanie jak cyniczny w prowadzeniu polityki zagranicznej potrafi być nasz zachodni sąsiad. Prezydent Duda jest tego świadomy, musi być świadomy jak trudnego zadania się podjął. Zadania upodmiotowienia Polski, co niestety jest nie na rękę nie tylko silnym krajom UE oraz Rosji, ale też wrogiej prezydentowi Platformie i sprzyjającym jej mediom. Jest to jednak cel o który warto ze wszystkich sił zabiegać. Powodzenia!
Źródło: niezalezna.pl
Samuel Pereira