Zarzucają nam, Polakom, że świętujemy porażki. Niesłusznie – zgodnie z hasłem „Gloria victis” honory należą się także przegranym bohaterom. Jednak b. szef WSI Marek Dukaczewski poszedł krok dalej: postanowił świętować własną klęskę… radośnie. W rocznicę tego, jak jego bolszewicy dostali łomot od Polaków, pojawił się w TVP w odświętnym mundurze. Hura, pobili naszych!
Jest jasne, że tak Dukaczewski, jak i jego ojciec, funkcjonariusz stalinowskiego MBP, w 1920 r. siedzieliby (gdyby urodzili się wcześniej) na plebanii w Wyszkowie, wykonując rozkazy Dzierżyńskiego i Marchlewskiego. A później wraz z nimi – jak określił to Żeromski w opowiadaniu „Na probostwie w Wyszkowie” – „dawaliby drapaka”. Żeromski pisał też: „
Kto na ziemię ojczystą, chociażby grzeszną i złą, wroga odwiecznego naprowadził, zdeptał ją, stratował, splądrował, spalił, złupił rękoma cudzoziemskiego żołdactwa, ten się wyzuł z ojczyzny. Nie może ona być dla niego już nigdy domem ni miejscem spoczynku. Na ziemi polskiej nie ma dla tych ludzi już ani tyle miejsca, ile zajmą stopy człowieka, ani tyle, ile zajmie mogiła”. Cóż, w TVP Żeromski nie jest trendy. Pocieszające, że „cudzoziemskie żołdactwo” długo już tam miejsca nie zagrzeje.
Źródło: Gazeta Polska Codziennie
Piotr Lisiewicz