Którzy komunistyczni zbrodniarze powinni znaleźć się za kratkami? Przedstawiam drugą część leksykonu czerwonych oprawców, o których piszę w swojej książce „Moje spotkania z bestiami”.
W poprzednim odcinku opisałem część tych bolszewickich niegodziwców, którzy resztę swoich dni powinni spędzić w więzieniu. W kolejności alfabetycznej byli to: Zygmunt Bauman, Jerzy Kędziora, Czesław Kiszczak, Wiktor Leszkowicz, Ryszard Mońko i Marian Ryba. Dziś kolejni.
Stefan Michnik
Zacznę od stalinowskiego sędziego, który ma na koncie co najmniej dziewięć wyroków śmierci na polskich patriotów (część została wykonana). Właśnie w domu spokojnej starości w Göteborgu odwiedzili go kibice Śląska Wrocław.
Ojciec, Samuel Rosenbusch, prawnik-komunista zginął w stalinowskich czystkach w 1937 r. Przyrodni ojciec – Ozjasz Szechter został przed wojną skazany za antypolską działalność w nielegalnej Komunistycznej Partii Zachodniej Ukrainy. Matka – Helena Michnik, komunistyczna propagandystka, nauczycielka. Wszystko to musiało sprawić, że Stefan Michnik też zapragnął służyć komunistycznej ojczyźnie. Nie bez znaczenia był zapewne również fakt, że razem z braćmi: Jerzym (późniejszy elektryk i emigrant do Stanów Zjednoczonych) i Adamem (późniejszy naczelny „Gazety Wyborczej”) mieszkał przy Alei Przyjaciół 9/13, w sąsiedztwie wysokich funkcjonariuszy PZPR i MBP.
Raport komisji Mariana Mazura (zastępcy prokuratora generalnego PRL), powołanej w 1956 r. do „zbadania przejawów łamania praworządności” w najwyższych organach sądownictwa wojskowego wymienia Michnika jako jednego ze skompromitowanych sędziów, którzy wydawali wyroki pod dyktando komunistycznych władz i aparatu bezpieczeństwa. Komisja nie zamierzała jednak stawiać zbrodniarzy przed sądem.
27 marca 1951 r. po ukończeniu Oficerskiej Szkoły Prawniczej został asesorem w Wojskowym Sądzie Rejonowym w Warszawie w stopniu podporucznika w wieku 22 lat. Już dwa tygodnie później skazał na dożywocie żołnierza Narodowego Zjednoczenia Wojskowego Stanisława Bronarskiego, ps. Mirek. Dziś jego szczątki są poszukiwane na Łączce Powązek Wojskowych w Warszawie. Ofiarami Michnika byli również żołnierze AK, NSZ, WiN‑u, działacze niepodległościowi. Zarzuty: szpiegostwo, próba obalenia przemocą ustroju, spisek w wojsku.
W książce Krzysztofa Szwagrzyka „Prawnicy czasu bezprawia. Sędziowie i prokuratorzy wojskowi w Polsce 1944–1956” (wyd. IPN) czytamy: „Największe sukcesy w tajnej współpracy osiągnął Stefan Michnik, pozyskany na zasadzie dobrowolności przez sekcję Informacji Wojskowej, istniejącą przy OSP w Jeleniej Górze. 13 III 1950 r. przyjmując ps. »Kazimierczak«, napisał: »Ja, Stefan Michnik […], zobowiązuję się do współpracy z Organami Informacji Odrodzonego Wojska Polskiego, mając na celu wykrycie szpiegów, sabotażystów, dywersantów i wszelkiego rodzaju innego wrogiego elementu, działającego na szkodę WP i ustroju Polski Ludowej«. Już 15 IV 1950 r. otrzymał pierwsze 1.000 zł zapłaty za »sumienne wykonywanie zadań«. W trakcie 3-letniej współpracy Michnik był początkowo informatorem, a następnie rezydentem OZI w 1. kompanii OSP”.
W 1969 r. wyjechał do Szwecji. Wcześniej starał się o wizę do USA (w Nowym Jorku od 1956 r. mieszkał jego brat Jerzy), ale amerykańskie władze odmówiły ze względu na jego komunistyczną przeszłość. Z kolei Szwecja okazała się przyjazna dla 2500 Żydów, którzy w latach 1969–1971 przyjechali tam z Polski.
Aż do emerytury w połowie lat 90. Michnik pędził spokojne życie bibliotekarza na uniwersytecie w Uppsali. W latach 70. zyskał uznanie polskiej emigracji: współpracował z Radiem Wolna Europa, publikował – pod pseudonimem Karol Szwedowicz - w paryskiej „Kulturze”.
Zbigniew Domino
To człowiek, którego sowieckie piekło najwyraźniej niczego nie nauczyło. Taki Jaruzelski w mikroskali. Po dzieciństwie spędzonym na syberyjskim zesłaniu przeszedł na stronę oprawców, zostając stalinowskim prokuratorem. Ale może niesłusznie posądzam go o udział w komunistycznej machinie terroru? Przecież Domino jest członkiem Związku Sybiraków, odznaczonym w 2005 r. Krzyżem Zesłańców Sybiru przez prezydenta Kwaśniewskiego. Więcej, w niektórych kręgach jest uważany za wybitnego pisarza, a jego powieści i zbiory opowiadań, tłumaczone na wiele języków, zyskały szerokie uznanie czytelników. Dziś jest jednym z najbardziej szanowanych mieszkańców Rzeszowa. W końcu jego wspomnienia „Syberiada Polska” stały się podstawą scenariusza filmu Janusza Zaorskiego o tym samym tytule.
Po wojnie Domino wstąpił do KBW. Pracując już w Naczelnej Prokuraturze Wojskowej domagał się kar śmierci dla polskich patriotów, a sędziowie wielokrotnie przychylali się do jego wniosków. Przełożeni pisali o nim: „Politycznie uświadomiony b. dobrze. Do reakcji odnosi się z nienawiścią. Wystąpienia wymienionego na rozprawach sądowych odznaczają się dużą bojowością i podnoszeniem strony politycznej”.
Jednak chyba najbardziej obciąża Dominę udział w egzekucjach oficerów ze słynnego „spisku w wojsku” – komunistycznej prowokacji, mającej wyeliminować przedwojenne kadry WP. I tak 7 sierpnia 1952 r. w więzieniu na Rakowieckiej w Warszawie uczestniczył w morderstwie na polskich lotnikach. Ofiary: płk Bernard Adamecki, płk Józef Jungraw, płk August Menczak, ppłk Stanisław Michowski, ppłk Władysław Minakowski, ppłk Szczepan Ścibior. Domino nakazał wykonać wyroki o 20.30. Jego staranny podpis widoczny jest na dokumencie.
To kilku z tych bohaterów, których szczątki po sowieckim strzale w tył głowy oprawcy wrzucili do dołów śmierci w dzisiejszej kwaterze „Ł” Powązek Wojskowych. Liczymy na to, że w końcu zostaną zidentyfikowani. A może Domino mógłby coś podpowiedzieć? Tylko że o czasach stalinowskich, jak i późniejszej pracy w wojsku ten pułkownik-literat nie pisze książek. A byłaby to ciekawa lektura. I może znalazłby się odważny, który nakręciłby na tej podstawie film?
Ryszard Młynarski
Ojciec eurokomisarz Danuty Hübner, która kilkanaście lat spędziła w PZPR, a w wywiadzie dla „Gazety Wyborczej” wspominała swoje dzieciństwo, kiedy jadła „same kotlety i kiełbachy bez chleba, doprawiając je czekoladami”.
Ryszard Młynarski przez kilka wojennych miesięcy należał do AK, potem do Batalionów Chłopskich, by ostatecznie przejść na stronę jedynych słusznych przedstawicieli „ludowej” władzy. Został funkcjonariuszem Powiatowego Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego w Nisku. Poszedł w ślady Józefa Młynarskiego – swojego ojca, a dziadka Danuty Hübner. Józef Młynarski był w niżańskiej bezpiece kierownikiem sekcji śledczej, podwładnym słynnego kata Polaków – Stanisława Supruniuka. „Nade mną znęcał się Supruniuk, ale moich kolegów brał w obroty Młynarski, który odznaczał się szczególnym okrucieństwem” – wspomniał AK‑owiec Skarbimir Socha.
Ryszard Młynarski trafił pod skrzydła ojca w lipcu 1945 r. Rok później przejął po przeniesionym do PUBP w Krośnie Supruniuku obowiązki szefa niżańskiego UB. Po latach jego córka – Danuta Młynarska-Hübner została honorową obywatelką miasta Nisko. To właśnie wówczas, kiedy była szefową kancelarii Aleksandra Kwaśniewskiego, prezydenccy urzędnicy przygotowywali wniosek o przyznanie Supruniukowi Krzyża Komandorskiego Orderu Odrodzenia Polski. Niewiele brakowało, aby dawnego przełożonego swojego dziadka i ojca spotkała podczas uroczystości odznaczenia w Pałacu Prezydenckim w czerwcu 1999 r. Wtedy pracowała już jednak w biurze ONZ w Genewie.
W książce Zbigniewa Nawrockiego „Zamiast wolności. UB na Rzeszowszczyźnie 1944–1949”, znajdujemy ponurą statystykę działalności PUBP w Nisku: w 1944 r. aresztowano w tym powiecie 93 osoby, w 1945 r. – 185 osób, w 1946 r. – 200, w 1947 r. – 131, a w 1948 r. – 147 osób. Jak widać, najwięcej aresztowanych przypada na rok 1946, kiedy tamtejszym UB kierował Ryszard Młynarski. Dziś mieszka na warszawskim Służewcu. Czy zostanie osądzony?
Jan Ptasiński
Jego też byłoby za co sądzić. Za krwawą działalność w „ludowej” partyzantce GL i AL. Na jesieni 1943 r. został w Płońsku powiatowym sekretarzem PPR. Dwa lata później uczestniczył w porwaniu i zamordowaniu działacza PSL‑u Wacława Milczarczyka. Tę sprawę należałoby do końca wyjaśnić.
Następnie Jan Ptasiński powinien być sądzony za ubecję, w której pełnił niebagatelną funkcję wiceszefa Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego. Tak było przez dwa lata – od 5 grudnia 1952 do 9 grudnia 1954 r. W listopadzie 1954 r. Ptasiński mówił: „Nasz aparat stoczył wiele zwycięskich walk z bandami, jak też na »cichym froncie«. Duży jest wkład aparatu w dzieło utrwalania władzy ludowej. Te osiągnięcia zawdzięczamy mądremu kierownictwu naszej Partii”. Partii zawdzięczał stopień pułkownika UB.
W końcu IPN powinien przyjrzeć się jego działalności w milicji, gdzie ostatecznie został zastępcą komendanta głównego MO. Przede wszystkim temu, że pacyfikował poznański czerwiec 1956 r., a potem marzec 1968 r. Jego kariera potwierdza odrzucaną przez michnikowy salon tezę, że antysemicka akcja była sterowana z Moskwy.
Tadeusz Płużański. Publicysta polityczny i historyczny, szef działu Opinie „Super Expressu”, prezes Fundacji „Łączka”, autor książek o nierozliczonych zbrodniach komunistycznych
Źródło: Gazeta Polska Codziennie
Tadeusz Płużański