PODMIANA - Przestają wierzyć w Trzaskowskiego » CZYTAJ TERAZ »

Spadkobierca Jaruzelskiego

Co chwila dostaję pytanie, co dzieje się na warszawskiej Łączce? Jak bardzo zawansowane są prace? Bronisław Komorowski utrzymuje, że wszystko idzie właściwym torem.

Co chwila dostaję pytanie, co dzieje się na warszawskiej Łączce? Jak bardzo zawansowane są prace? Bronisław Komorowski utrzymuje, że wszystko idzie właściwym torem. Prawda jest całkiem inna.

W kwaterze „Ł” żadne ekshumacje nie są prowadzone i – jeżeli przyjmiemy propozycje prezydenta – prawdopodobnie nie odbędą się nigdy. Czyli nigdy nie wydobędziemy z bezimiennych dołów śmierci rotmistrza Witolda Pileckiego, gen. Emila Fieldorfa czy płk. Łukasza Cieplińskiego i wielu innych naszych narodowych bohaterów.

Bronisław Komorowski i jego ludzie stwierdzili, że aby prace na Łączce były kontynuowane, potrzebna jest nowelizacja prawa. Przygotowali projekty trzech odpowiednich ustaw – o grobach, cmentarzach i IPN, skierowali je do Sejmu i w tej chwili są tam procedowane. Mało kto zdaje sobie jednak sprawę – szczególnie wobec propagandy sukcesu Pałacu Prezydenckiego – że w tych przepisach kryje się pułapka. Nie tylko nie przyspieszają one ekshumacji naszych Żołnierzy Wyklętych/Niezłomnych, ale wręcz je uniemożliwiają.

Nielegalne groby

Dlaczego? Proponowane przez Komorowskiego zapisy jednoznacznie uzależniają podjęcie jakichkolwiek kolejnych szczątków naszych bohaterów z „łączkowych” dołów śmierci od zgody rodzin, które mają groby swoich bliskich „na górze”. W dużej mierze są to rodziny komunistycznych funkcjonariuszy, w tym członków stalinowskiego aparatu represji, który mordował polskich niepodległościowców. To tzw. rodziny resortowe i ich resortowe groby. I tak na Łączce kaci leżą nad swoimi ofiarami. Krwawy stalinowski sędzia Roman Kryże, a pod nim w dole jedna z jego ofiar – rotmistrz Witold Pilecki. Bo ten dyspozycyjny wobec komunistów morderca sądowy zatwierdził wyrok śmierci wobec ochotnika do Auschwitz.

Nie wszyscy wiedzą, skąd te groby „na górze” się wzięły. Wymyślił je – podczas nocy stanu wojennego w 1982 r. Wojciech Jaruzelski. Czerwony dyktator stwierdził wówczas: moi koledzy komuniści zamordowali tych polskich „bandytów” i „faszystów”, potem wrzucili ich do bezimiennych dołów, ale to może nie wystarczyć, żeby ci ludzie na zawsze tam pozostali. Zwłaszcza że są rodziny, które domagają się powrotu szczątków swoich bliskich, np. Maria Fieldorf, która poszła do Jaruzelskiego, prosząc o pomoc w odnalezieniu miejsca pogrzebania gen. „Nila”. I ten zdrajca polskiej sprawy, przywódca związku przestępczego o charakterze zbrojnym – jak szefa WRON-y określił nawet sąd III RP – choć wiedział, nie pomógł. Przyczynił się jedynie do postawienia na Powązkach Wojskowych symbolicznego nagrobka Fieldorfowi.

Ofiary Wolińskiej i Michnika

Jaruzelski, spodziewając się kolejnych podobnych wizyt, wpadł na diabelski pomysł: na dołach śmierci postawimy groby. Groby nielegalne, bo powstały z pogwałceniem nawet komunistycznego prawa. I tak „na górze” Łączki powstało ich w sumie ok. 200. I jeżeli dzisiejsi politycy i urzędnicy – z Bronisławem Komorowskim na czele – uważają, że bez zmiany prawa nie można podjąć szczątków polskich bohaterów, to znaczy, że respektują decyzję Jaruzelskiego, legalizują ją. Tymczasem była ona celowym, barbarzyńskim zacieraniem śladów zbrodni. I za to Jaruzelski w normalnym państwie też odpowiedziałby karnie.

Rodziny komunistów pochowanych na górze Łączki (choć leżą tam również porządni ludzie) zapewne myślą tak: nie po to nasi ojcowie pozbywali się tych „bandytów”, żebyśmy my, ich dzieci, mieli się teraz zgadzać na ekshumowanie tych szczątków. Oni nadal są strażnikami tego miejsca. To tragiczny finał komunistycznego mordu – stalinowskie bestie: wyrywający paznokcie śledczy, krzywoprzysiężni sędziowie i prokuratorzy, którzy wydawali drakońskie wyroki, z karą śmierci włącznie, nawet po śmierci pilnują, żeby ich ofiary nie zostały wydobyte, żeby nie wróciły do nas. Ofiary wspomnianego Kryżego, a także jego kolegów, innych słynnych oprawców, jak stalinowska prokurator wojskowa Helena Wolińska, czy kolejny morderca sądowy Stefan Michnik.

Blokada ekshumacji

W projekcie Bronisława Komorowskiego proces ekshumacji bohaterów został uzależniony nie tylko od woli najbliższej rodziny takich komunistycznych często rodzin, ale wszystkich żyjących krewnych! I co prawda wojewoda – po nieudanych negocjacjach z nimi – będzie mógł ostatecznie wydać decyzję o przeniesieniu grobu, ale rodziny zapewne zaskarżą ją w trybie administracyjnym. Taka procedura, jak ocenił prawnik Fundacji „Łączka”, może zablokować prace na 5–7 lat. Czyli w tym czasie żadne ekshumacje w kwaterach „Ł” i „Ł II” nie będą prowadzone.

Ale prezydencka nowelizacja może spowodować także całkowity paraliż prac na Łączce. Bo jaką mamy gwarancję, że sądy pookrągłostołowej Polski – wciąż zdominowane przez komunistów – ostatecznie nie przyznają racji komunistycznym rodzinom, stwierdzając, że nie wolno przenosić jakichkolwiek grobów, bo to pogwałcenie praw nabytych, łamanie praw człowieka, itp., itd. Resortowi sędziowie podejmą raczej decyzję zgodną z interesami rodzin „z góry”, a nie służącą oddaniu czci naszym wyklętym bohaterom. Dlatego wejście w życie prezydenckiego prawa może całkowicie zablokować wszelkie ekshumacje. Oczywiście tej prawdy głośno się nie wypowiada.

Minister Kunert upamiętnia

Jakby tego było mało, 27 września br. na Łączce ma się odbyć uroczysty państwowy pogrzeb Żołnierzy Wyklętych-Niezłomnych. Ten termin już jest przesunięty o rok w stosunku do pierwotnych deklaracji Bronisława Komorowskiego, ale w obecnym stanie rzeczy nie możemy się na to zgodzić. Bo ten pogrzeb musi dotyczyć wszystkich naszych zamordowanych bohaterów, a nie tylko części z nich – tych do tej pory ekshumowanych i zidentyfikowanych. Stąd pytanie do obecnych władz państwowych, do pana prezydenta, brzmi: kogo wy tam chcecie 27 września pochować? Przecież do dziś zidentyfikowanych jest 40 osób na ok. 200 wydobytych z tych bezimiennych dołów śmierci. Do września może nam przybyć kolejnych kilka nazwisk. A pozostali? Ok. 100 wciąż pozostaje w ziemi. Czy oni mają tam pozostać na zawsze? Bez pochówku i grobów?

Dodatkowo, za sprawą Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa pana ministra Kunerta, na Łączce – zamiast wielkiego narodowego panteonu powstaje skromny panteonik. Zamiast na całym dawnym polu więziennym, tylko na jego fragmencie. Wszyscy – dziś i w przyszłości zidentyfikowani – mają być stłoczeni na powierzchni 18 na 18 m, chowani wciąż nie w grobach, o czym od lat marzą i czego domagają się „łączkowe” rodziny, ale w kolumbarium: jeden nad drugim. Do dołów śmierci też byli w ten sposób zrzucani.

Dekret prezydenta Dudy

Fundacja „Łączka” walczy o to, aby wszyscy Żołnierze Wyklęci/Niezłomni zostali wydobyci z bezimiennych dołów śmierci. Czyli najpierw musimy dokończyć ekshumacje, a dopiero potem pochować zidentyfikowanych w wielkim Panteonie Bohaterów Narodowych. Bronisław Komorowski tego nie gwarantuje. Dlatego mamy nadzieję, że propozycje jego kancelarii – ubrane w formę nowelizacji ustaw – nie zostaną przez Sejm uchwalone.

Przecież nasi bohaterowie mogą zostać ekshumowani na podstawie innych przepisów. Dalsze prace na Łączce umożliwiłoby śledztwo prokuratorskie Instytutu Pamięci Narodowej. A jeśli IPN będzie się od tego uchylał, jak do tej pory (bo to Instytut z nieznanych nam powodów zrezygnował z tego śledztwa, przekazując sprawę kancelarii Komorowskiego), pozostaje prezydencki dekret. Oczywiście nie prezydenta obecnego, ale przyszłego. Andrzej Duda już złożył w tej kwestii konkretne deklaracje: doprowadzi do ekshumowania wszystkich Żołnierzy Wyklętych/Niezłomnych z Łączki i budowy wielkiego narodowego Panteonu.

„Ofiary żołnierzy wyklętych”

1 marca w Narodowy Dzień Pamięci Żołnierzy Wyklętych, prezydent Komorowski nie tylko po raz kolejny bajdurzył, że jego ojciec Zygmunt był Żołnierzem Wyklętym (choć w rzeczywistości nie oddał do Sowietów ani jednego strzału, a razem z LWP poszedł na Berlin), ale stwierdził – w tym szczególnym dniu – że powinniśmy pamiętać o „ofiarach Żołnierzy Wyklętych”. Czy był to językowy lapsus? Przecież pan prezydent, tak samo zresztą jak szef MON Tomasz Siemoniak, spotykają się z komunistyczną generalicją, tzw. klubem generałów. A ci generałowie to przecież inżynierowie stanu wojennego, członkowie tzw. Wojskowej Rady Ocalenia Narodowego. W normalnym państwie nie służyliby radą prezydentowi, ale siedzieli w więzieniach. A czym był państwowy pogrzeb Jaruzelskiego, jeśli nie uhonorowaniem – w dużej mierze przez Komorowskiego – człowieka, który karierę zaczął od zwalczania Żołnierzy Wyklętych/Niezłomnych? Przypomnę na koniec sprawę pomnika bolszewickiego w Ossowie. Panowie Komorowski i Kunert rozpoczęli swoje posmoleńskie porządki właśnie od postawienia pomnika naszym najeźdźcom z 1920 r. O tym przede wszystkim – a nie tylko o wielu wpadkach prezydenta – powinniśmy pamiętać idąc na wybory.
 

Autor jest publicystą historycznym, komentatorem politycznym, szefem działu Opinie „Super Expressu”, prezesem Fundacji „Łączka”, autorem książek o nierozliczonych zbrodniach komunistycznych

 



Źródło: Gazeta Polska Codziennie

Tadeusz Płużański