Wsparcie dla mediów Strefy Wolnego Słowa jest niezmiernie ważne! Razem ratujmy niezależne media! Wspieram TERAZ »

Po kryjomu kupisz ser od rolnika

Rolnicy mieli uzyskać prawo do sprzedawania wyprodukowanych przez siebie serów, wędlin, pieczywa, ciast czy przetworów owocowo-warzywnych, ale PO zadbała o to, by sprzedaż bezpośrednia w Polsc

Tomasz Hamrat/Gazeta Polska
Tomasz Hamrat/Gazeta Polska
Rolnicy mieli uzyskać prawo do sprzedawania wyprodukowanych przez siebie serów, wędlin, pieczywa, ciast czy przetworów owocowo-warzywnych, ale PO zadbała o to, by sprzedaż bezpośrednia w Polsce się nie rozwinęła. Rolnikom rzucono kłody pod nogi – podatek zryczałtowany i biurokrację. Polscy przetwórcy są oburzeni - pisze "Gazeta Polska Codziennie". 

Rolnicy oceniają ustawę legalizującą sprzedaż bezpośrednią przetworzonej żywności jako oszustwo, absurd i zastawioną na nich pułapkę. Taka działalność miała być nieopodatkowana do wartości 7 tys. zł rocznie, co miesięcznie zwalniało z podatku przychód w wysokości 583 zł. To był bardzo niski próg, by móc rozwijać sprzedaż własnych wyrobów. PiS domagało się więc podniesienia progu do 31 tys. zł rocznie. Ale nie dość, że PO propozycję odrzuciła, to jeszcze wprowadziła 2-procentowy podatek ryczałtowy od każdej kwoty, jaką rolnik uzyska ze sprzedaży wyrobów. Nieważne, czy będzie to 100 zł, czy 20 tys. zł. Rolnik musi też prowadzić ewidencję sprzedaży. Prowadzenie rejestrów, wypełnianie deklaracji i gnanie z drobnymi pieniędzmi do urzędu skarbowego wyklucza sensowność takich rozwiązań – uważają rolnicy. Podczas gdy w innych krajach wręcz promuje się bezpośrednią sprzedaż żywności przez rolnika, np. we Włoszech, to w Polsce wpycha się tę działalność w szarą strefę. W Wielkiej Brytanii wyliczono, że 10 funtów wydane bezpośrednio u rolnika procentuje 25 funtami wydanymi w tym regionie, zaś 10 funtów wydane w supermarkecie daje dla regionu przychód jedynie 14 funtów. 

W Polsce gospodynie wiejskie sprzedają swoje sery, dżemy czy kiełbasy. Jednak skala tego obrotu jest niewielka. Gdyby mogły z tymi produktami wyjść legalnie na lokalne rynki – targowiska czy bazary – ich dochód znacznie by się zwiększył, a mieszkańcy miast mieliby łatwiejszy dostęp do tego typu produktów. Przy niskiej dochodowości małych gospodarstw ich właściciele mieliby więc możliwość podreperowania swoich domowych budżetów. A kto wie, może wyrosłyby z takiej działalności solidne rodzinne firmy przetwórcze. 

Więcej w dzisiejszej "Gazecie Polskiej Codziennie".

 



Źródło: Gazeta Polska Codziennie

Dorota Skrobisz