PODMIANA - Przestają wierzyć w Trzaskowskiego » CZYTAJ TERAZ »

​Kiszczak spocznie w Alei Zasłużonych

Czesław Kiszczak, jak zdecydowali lekarze, jest zbyt chory psychicznie, aby stanąć przed sądem.

Czesław Kiszczak, jak zdecydowali lekarze, jest zbyt chory psychicznie, aby stanąć przed sądem. Oznacza to, że ten szef Zarządu II Sztabu Generalnego LWP i Wojskowej Służby Wewnętrznej, PRL-owski minister spraw wewnętrznych, współautor stanu wojennego, prawdopodobnie nigdy już nie poniesie kary za swoje zbrodnie.

Czesław Kiszczak karierę zaczynał w Austrii, gdzie w czasie II wojny światowej został wywieziony na przymusowe roboty. Po wkroczeniu Sowietów do Austrii jako młody komunista i syn przedwojennego komunisty współorganizował milicję. Po powrocie do Polski wstąpił do PPR‑u.

Przyjął go Fejgin

Pracował w kontrwywiadzie wojskowym, do którego przyjął go Anatol Fejgin, nawet wśród swoich mający opinię gestapowca. Kiszczak został wysłany do Londynu, gdzie rozpracowywał środowisko polskich emigrantów z kręgów wojskowych. Jego raporty miały się przyczynić do aresztowania i procesów pod sfingowanymi zarzutami, m.in. generałów Wacława Komara, Stanisława Flato i Józefa Kuropieski. Kiszczak mimo krótkiego załamania kariery w latach 50. pozostał w LWP dzięki znajomościom. W 1957 r. ukończył szkołę wojskową w ZSRS i, jak sam podkreślał, był jednym z niewielu, którzy zdobyli wyższe wykształcenie, nie mając matury.

Numer dwa dyktatury

Po powrocie z Sowietów pracowicie piął się po szczeblach kariery, aż stał się zaufanym człowiekiem Wojciecha Jaruzelskiego. W latach 70. na wniosek Moskwy wrócił do kontrwywiadu wojskowego. W 1978 r. został zastępcą szefa sztabu LWP.

Czesław Kiszczak był postacią numer dwa czasów dyktatury lat 80. i prawą ręką Jaruzelskiego, który powierzył mu wszystkie resorty siłowe, poza armią. We wspomnieniach z tamtych lat, ale także raportach wywiadów (np. CIA opartych m.in. na charakterystykach liderów PRL‑u opisanych przez płk. Ryszarda Kuklińskiego) rysuje się jako postać do granic wierna i oddana Jaruzelskiemu. Po wymianie Mirosława Milewskiego na Czesława Kiszczaka na stołku szefa MSW Florian Siwicki miał w rozmowach z partyjnymi przywódcami stwierdzić, że teraz Jaruzelski „nie będzie miał już tu problemu”. Kiszczak został ministrem w sierpniu 1981 r. i wymiana ta była skoordynowana z planowym wprowadzaniem stanu wojennego.

Od kiedy przyjaźń z „Wolskim”?

Kiszczak wraz z Siwickim należał do najbardziej zaufanych ludzi Jaruzelskiego. Był jedną z ośmiu osób, które znały i przygotowywały wszystkie założenia dotyczące wprowadzenia stanu wojennego. Jego rola w państwie policyjnym, jakim była PRL, jako osoby rządzącej służbami, milicją i ZOMO była kluczowa dla planów ekipy, która planowała przewrót wojskowy i przejęcie władzy nad Polską.

Przy całej wierności Jaruzelskiemu Kiszczak był kompletnie pozbawiony własnych ambicji politycznych. Jak w każdej strukturze mafijnej, Jaruzelski potrzebował też kogoś, kto będzie bezwzględnie wykonywał jego rozkazy, nie zadając zbędnych pytań. Kiszczak nadawał się do tego idealnie. Szef MSW brał na siebie (i swoich ludzi) całą brudną robotę, by Jaruzelski nie musiał zaprzątać sobie tym głowy. Liczba aresztowanych, skazanych, zastraszonych, torturowanych czy wreszcie pobitych i zamordowanych świadczy o tym, że Kiszczak radził sobie z tym znakomicie. Nie przeszkadzało mu nawet to, że miał być w swoim czasie oficerem prowadzącym Wojciecha Jaruzelskiego, kiedy został on donosicielem Informacji Wojskowej o ps. Wolski. A może właśnie wówczas zaczęła się ta przyjaźń?

Kiszczak grozi

Przeprowadzając zamach stanu, ekipa Jaruzelskiego liczyła się z ofiarami śmiertelnymi, założyła nawet, że będzie ich kilka tysięcy. Użycie broni przeciwko cywilom umożliwiał tajny szyfrogram szefa MSW Czesława Kiszczaka, pozwalający nawet dowódcom pododdziałów MO na samodzielną decyzję o używaniu broni palnej. Większość ofiar stanowiły osoby zamordowane podczas tłumienia protestów i strajków. Broni palnej użyto pierwszy raz dopiero 15 grudnia 1981 r. podczas tłumienia strajku w kopalni „Manifest Lipcowy” w Jastrzębiu. Ta sama jednostka ZOMO zamordowała dzień później w kopalni „Wujek” w Katowicach dziewięć osób. Sami zomowcy przyznawali, że „strzelali w łeb”. Po kilku kolejnych ofiarach śmiertelnych podczas manifestacji Solidarności i KPN Czesław Kiszczak przed planowanymi przez podziemie demonstracjami z okazji rocznicy Sierpnia ’80 groził z ekranów telewizorów „jeżeli za mało było dotychczasowych lekcji, prowokatorzy odbiorą następne”.

Szef „nieznanych sprawców”

Jak zapowiedział, tak zrobił. 31 sierpnia 1982 r. w Lubinie, Wrocławiu, Kielcach i Gdańsku podwładni Kiszczaka zamordowali kolejnych demonstrantów. Wiele ofiar śmiertelnych przyniosły pobicia przez MO, ZOMO i SB. Siły podległe Kiszczakowi potrafiły mordować nastolatka za opornik wpięty w sweter, rozrzucanie ulotek, działalność w solidarnościowej opozycji, buntowniczy wygląd. Wiele osób zaszczutych przez SB popełniło też samobójstwo, jak pierwszy redaktor „Tygodnika Mazowsze” Jerzy Zieleński.

Znakiem rozpoznawczym rządów ekipy Jaruzelskiego i Kiszczaka w latach 80. stały się jednak pobicia i morderstwa dokonane przez tzw. nieznanych sprawców. Ich ulubionym celem byli zwłaszcza działacze opozycji związani z Solidarnością i KPN‑em. Wiele odnalezionych ciał nosiło ślady tortur, ale usłużni prokuratorzy umarzali postępowania „z braku dowodów”.

Najgłośniejsze było oczywiście zamordowanie ks. Jerzego Popiełuszki, kapelana Solidarności. Ze względu na konsekwencje i protesty społeczne ekipa Jaruzelskiego zdecydowała się wyjątkowo na poświęcenie kozłów ofiarnych, wskazując sprawców na niższych szczeblach resortu kierowanego przez Kiszczaka. W pewnym momencie władza nawet spanikowała i aresztowała czasowo szefa SB Władysława Ciastonia, ale bardzo szybko naprawiła ten „błąd” i ograniczyła proces do pionków, którzy byli wykonawcami zbrodni. Mordercy ks. Popiełuszki do dziś nie wskazali swoich mocodawców. Mordercy innych osób związanych z opozycją do dziś nie zostali ujawnieni ani skazani, do czego wydatnie przyczynił się Czesław Kiszczak już jako minister w rządzie Tadeusza Mazowieckiego.

Akcja „Hiacynt”

Gdy władzom PRL‑u zależało na zachowaniu twarzy, „nieznani sprawcy” bardzo szybko byli odnajdywani, jak przystało na sprawnie funkcjonujące państwo policyjne. Kiedy doszło do zamordowania związanego z opozycją wybitnego socjologa prof. Jana Strzeleckiego, ekipa Jaruzelskiego chciała od tego wyraźnie się odciąć, sprawców znaleziono bez problemu.

Kiedy jednak chciano opozycję zastraszyć, „nieznani sprawcy” potrafili mordować ludzi związanych z Kościołem i opozycją nawet w trakcie przygotowań i rozmów przy Okrągłym Stole. W ten sposób zamordowano księży Stefana Niedzielaka, Stanisława Suchowolca i Sylwestra Zycha. Tego ostatniego znaleziono 11 lipca 1989 r., już po czerwcowych wyborach do sejmu kontraktowego.

Ciekawym elementem działalności Czesława Kiszczaka w latach 80. było zainicjowanie akcji „Hiacynt”. Była to szeroko zakrojona w 1985 r. operacja SB i MO, w której zarejestrowano około 11 tys. homoseksualistów, szukając haków na opozycjonistów o tej orientacji seksualnej. Oficjalnie uzasadniano akcję jednak tym, że środowiska homoseksualne są szczególnie kryminogenne i stanowią zagrożenie ze względu na panoszącą się wśród nich plagę AIDS. W 1989 r. Jaruzelski i Kiszczak mieli zacierać ślady tej operacji, niszcząc odnoszące się do niej dokumenty z posiedzeń KC PZPR.

Zbrodniarz niewinny

W czasach PRL‑u karierę Kiszczaka można opisać jako przykład modelowego skrajnego oportunizmu. Co ciekawe, z dokumentów wynika, że Kiszczak potrafiłby dogadać się z każdym, kto miałby szansę na przejęcie władzy. W wypadku niepowodzenia puczu Jaruzelskiego, mógłby zatem bez mrugnięcia okiem przejść na drugą stronę wewnętrznych podziałów w PZPR-ze.

Pod koniec lat 80. był jedną z osób przygotowujących koncepcję Okrągłego Stołu i „pokojowej transformacji”, która miała zapewnić komunistom miękkie lądowanie po upadku ich systemu. Tuż po zakończeniu obrad Okrągłego Stołu Jaruzelski desygnował Kiszczaka na premiera, ale w wyniku buntu opozycji, sprzeciw zgłosiły też ZSL i SD, jego misja zakończyła się niepowodzeniem. Na prośbę Tadeusza Mazowieckiego objął tekę szefa MSW w jego rządzie i sprawował ją do lipca 1990 r., kończąc niszczenie akt SB i MSW w resorcie za wiedzą swoich przełożonych, w tym samego Mazowieckiego, któremu nie tylko przyznał się do tego procederu, ale oświadczył, że czyni to „dla dobra ogółu”. Mazowiecki nie zareagował.

Po 1989 r. Czesław Kiszczak kilkakrotnie stawał przed sądem, do więzienia jednak nigdy nie poszedł. W większości wypadków unikał procesów bądź po odwołaniach utknęły one w apelacjach ze względu na zły stan zdrowia oskarżonego. Jego dorobek nie przeszkodził Adamowi Michnikowi okrzyknąć go „człowiekiem honoru” (z tego redaktor naczelny „Gazety Wyborczej” później się wycofał), a wielu byłym opozycjonistom stawać w obronie Kiszczaka jako architekta Okrągłego Stołu. W świetle prawa i obyczaju III RP pozostaje człowiekiem niewinnym. Zapewne spocznie w Alei Zasłużonych Powązek Wojskowych w Warszawie, żegnany z honorami państwowymi, wojskowymi i kościelnymi.

 



Źródło: Gazeta Polska Codziennie

Tadeusz Płużański