Sprawdź gdzie kupisz Gazetę Polską oraz Gazetę Polską Codziennie Lista miejsc »

Jeszcze o Pileckim i „wyzwoleniu” Auschwitz

Walka z rotmistrzem to nie tylko niezaproszenie jego dzieci na uroczystości do Auschwitz. Nie ma roku, żeby Witold Pilecki nie był za coś atakowany.

Walka z rotmistrzem to nie tylko niezaproszenie jego dzieci na uroczystości do Auschwitz. Nie ma roku, żeby Witold Pilecki nie był za coś atakowany. Kłamie się też, że to Sowieci „wyzwolili” obóz.

Podczas tegorocznych uroczystości w muzeum Auschwitz nie tylko zabrakło dzieci Pileckiego, ale żaden z przemawiających nawet o nim nie wspomniał. Czyżby dlatego, że był Polakiem, który dobrowolnie poszedł do obozu, aby zorganizować tam konspirację zbrojną, która miała odbić tę wielką fabrykę śmierci z rąk Niemców przy pomocy z zewnątrz? Konspiracji, podkreślmy, złożonej przede wszystkim z Polaków.

Obóz dla Polaków

Bo Auschwitz od początku do końca był przede wszystkim obozem dla Polaków (nie mylić z polskim obozem). 14 czerwca 1940 r. do nowo utworzonego obozu koncentracyjnego pod Katowicami przybył transport 728 Polaków – więźniów politycznych z więzienia w Tarnowie. Byli to głównie młodzi ludzie, członkowie podziemnych organizacji niepodległościowych, żołnierze kampanii wrześniowej 1939 r., których aresztowano, gdy próbowali przedrzeć się na Węgry, a stamtąd do Francji, by wstąpić do powstającej tam armii polskiej.

Obóz powstał zatem z myślą o eksterminacji Polaków; pierwsze transporty były wyłącznie polskie; to Polaków zmuszano do budowy baraków; przez długie miesiące Polacy byli jedynymi więźniami.

Dlatego zapomniano?

I mimo że plan ochotnika do Auschwitz został uznany przez dowództwo AK za nierealny, bohaterskiemu rotmistrzowi właśnie dzięki świetnie zorganizowanemu systemowi pomocy wielu więźniów zawdzięczało lepsze traktowanie, a nawet życie. Ale świat chce słyszeć tylko o żydowskiej zagładzie, która miała miejsce po dwóch latach od założenia obozu Auschwitz – w oddalonym o kilka kilometrów Auschwitz II-Birkenau.

I druga kwestia. Czyżby dlatego po raz kolejny zapomniano o rotmistrzu, że stał się potem więźniem komunistów, a w końcu ich ofiarą, na co świat też jest głuchy? Teraz powiedzmy wprost: to Pilecki chciał wyzwolić obóz, Armia Czerwona tylko do niego wkroczyła. A dziś wszyscy mówią o Sowietach, o Pileckim zaś nic nie słychać.

Córka rotmistrza Zofia Pilecka-Optułowicz komentuje: – Słowo „Auschwitz” było na ustach całego świata. Jednak w oficjalnych przemówieniach nazwisko taty nie padło ani razu. Jest mi bardzo przykro z tego powodu. Ale już wcześniej Europa wyrzekła się go, w tym głosami polskich posłów.

Odrzucili bohatera

W 2009 r. Pilecki miał zostać uznany za bohatera Europy, patrona europejskiego dnia walki z dwoma totalitaryzmami – niemieckim i sowieckim. Odpowiednie propozycje składały organizacje pozarządowe (akcja „Przypomnimy o rotmistrzu”) i eurodeputowani. Wcześniej w Parlamencie Europejskim – dzięki ówczesnemu prezesowi IPN-u Januszowi Kurtyce – przybliżono parlamentarzystom postać polskiego żołnierza. Dzień wybrano nieprzypadkowo – 25 maja Pilecki został zamordowany przez komunistów. Rotmistrz głosowanie przegrał, do czego przyczynili się eurodeputowani z Polski, w tym panowie: Buzek, Lewandowski, Onyszkiewicz, Protasiewicz, Saryusz-Wolski, Wielowieyski. Ci Polacy odrzucili polskiego bohatera, pogwałcili też polskie prawo, bo Senat RP specjalną uchwałą z 7 maja 2008 r. uznał, że heroiczny czyn rotmistrza, „jakim było dobrowolne i celowe poddanie się uwięzieniu w KL Auschwitz, a także powojenny, okupiony śmiercią powrót do Ojczyzny, stawiają Witolda Pileckiego wśród najodważniejszych ludzi na świecie i powinny stać się dla Europy i świata wzorem bohaterstwa oraz symbolem oporu przeciw systemom totalitarnym”.

Duży wkład w niszczenie bohatera miał „profesor” Władysław Bartoszewski, który w 2008 r. odmówił Pileckiemu Orderu Orła Białego. Potem przyszły paszkwile: Andrzeja Romanowskiego (o tym, że rotmistrz miał w więzieniu podjąć współpracę z bezpieką) i ostatnio Ewy Cuber-Strutyńskej (o tym, że do Auschwitz nie poszedł ochotniczo).

Wyzwolili puste baraki

Wracając do „wyzwolenia” Auschwitz, które mieli przynieść żołnierze Armii Czerwonej 27 stycznia 1945 r. Ostatnie apele odbyły się w obozie dziesięć dni wcześniej – 17 stycznia. Następnego dnia rozpoczęła się ewakuacja więźniów pod eskortą załogi SS.

Oddajmy głos Teresie Kuczyńskiej, więźniarce Auschwitz, a po latach dziennikarce: „18 stycznia 1945 r. Niemcy w pośpiechu wyprowadzili z Auschwitz-Birkenau (Oświęcimia-Brzezinki) ostatnie piesze kolumny ewakuacyjne więźniów, którzy przeżyli. Właściwie więźniarek, bo ich najwięcej pozostało w obozie. Większość mężczyzn ewakuowano do obozów w głębi Niemiec wcześniej, głównie pociągami. Dzień był piękny, słoneczny, ale bardzo mroźny, dochodziło do minus 20 stopni. Głęboki śnieg łagodził obozowy pejzaż. Przed blokami administracji obozowej drugi już dzień płonęły ogniska z dokumentów, list zmarłych, sprawozdań. Dopalało się ostatnie z pięciu krematoriów. Coraz głośniejszy stawał się huk armat nadchodzącej Armii Czerwonej”.

Wieczorem w obozie pozostały już tylko nieliczne ludzkie szkielety. One były wolne. Zanim do Auschwitz wkroczyły pierwsze oddziały Armii Czerwonej, minęło... dziewięć dni. SS-mani nie bronili się, bo po prostu ich już nie było. Sowieci wkroczyli do prawie pustego (z wyjątkiem tych nielicznych więźniów) obozu. Czy było to zatem wyzwolenie? Jeśli tak, to powiedzmy w ten sposób: wyzwolenie w większości pustych baraków.

A takie powtarzane od lat twierdzenia o „wyzwoleniu” Auschwitz to jedna z wielu trwałych niestety pozostałości po komunistycznej propagandzie. Podobnie jak „wyzwolenie” Warszawy 17 stycznia, również przez Sowietów. Jeśli w ogóle używać tego zafałszowanego terminu – to warto doprecyzować, że wyzwolili ruiny i zgliszcza.

Oswobodzenie obozu, ale nie jego więźniów

Oddajmy jeszcze raz głos Teresie Kuczyńskiej: „Po parogodzinnym wyczekiwaniu na mrozie więźniarki Auschwitz-Birkenau otrzymują po bochenku gliniastego chleba i puszce konserwy mięsnej, i pada rozkaz wymarszu. W nieznane. Jestem wśród nich. W grupie kilkudziesięciu dziewczynek z Warszawy, przywiezionych w sierpniu do Auschwitz z Powstania Warszawskiego z rodzicami i rodzeństwem. [...] W ciągu całej tej drogi po ziemi górnośląskiej nie napot­kaliśmy człowieka ani pojazdu. Wyizolowano nas. Trudno się dziwić, stanowiliśmy pochód szkieletów, powłóczących nogami, odzianych w łachmany […]. Po dwóch dniach jazdy jesteśmy u celu. To Ravensbrück, obóz koncentracyjny za Berlinem.

Wysiadamy w niepełnym już składzie osobowym, z głodu i zimna. Ten nowy obóz nie był jednak dla nas ostatnim, w marcu wywieziono nas dalej, na północ Niemiec, do kolejnego obozu Rechlin. A stamtąd, kiedy liczyłyśmy na wyzwolenie, tym razem przez Amerykanów, pognali nas Niemcy pieszo jeszcze dalej, i tak wędrowałyśmy po drogach niemieckich, dzieci i kobiety z Auschwitz, dokładnie do ostatniego dnia wojny. I nawet nie wiemy, kto nas w końcu wyzwolił, bo w ostatnim naszym obozie spotkały się wreszcie wojska radzieckie z wojskami amerykańskimi. [...] Okrutne przeprowadzenie tej operacji w mroźne dni stycznia 1945 r. sprawiło, że przeszła ona do historii jako »marsze śmierci«. Uczestniczyło w nich 58 tys. więźniów – kobiet, mężczyzn i dzieci, głównie Polaków i Żydów. Żołnierze radzieccy, wkraczający do Auschwitz 27 stycznia, zastali tam już tylko 4 tys. ciężko chorych więźniów i 180 małych dzieci. [...] To było tylko oswobodzenie obozu, ale nie jego więźniów”.

Polacy pamiętają

Mimo macoszego traktowania Witolda Pileckiego przez oficjalne czynniki w Polsce i na świecie Polacy nie zapominają o swoim bohaterze. I tak w ubiegłym roku podczas otwarcia w Olsztynie Bursy im. Pileckiego młodzież obojga płci dumnie prezentowała koszulki z podobizną rotmistrza. A wraz z rozpoczęciem nowego roku szkolnego podczas inaugurującej go uroczystości Pilecki został patronem Zespołu Szkół w Sowinie Błotnej (Wielkopolska). Odrzucona przez władze córka rotmistrza Zofia Pilecka-Optułowicz co chwila otwiera w najdalszych zakątkach kraju nową placówkę imienia swojego ojca. I w tym należy dostrzec klęskę niemieckich nazistów, którzy chcieli zamordować rotmistrza, oraz sowieckich komunistów, którym ta zbrodnia się udała, a zarazem ostateczne zwycięstwo Witolda Pileckiego zza grobu.
 
Tadeusz Płużański. Publicysta polityczny i historyczny, szef działu Opinie „Super Expressu”, prezes Fundacji „Łączka”, właśnie ukazała się jego najnowsza książka „Moje spotkania z bestiami”.

 



Źródło: Gazeta Polska Codziennie

Tadeusz Płużański