To miała być czysta robota. Zapobiegawcze oczyszczenie przedpola przed 5. rocznicą katastrofy smoleńskiej.
Należało jedynie opublikować odpowiednio spreparowane „stenogramy” z jaka-40, które zachwiałyby morale smoleńskich sekciarzy i rozwiały wątpliwości niedowiarków, że do tragedii doprowadzili nieroztropni piloci polskiego tupolewa, szarżujący we mgle tak, jak wcześniej ich koledzy z jaka. I pewnie ów plan by się powiódł, bo prokuratura zrealizowała go koncertowo, gdyby nie parę drobiazgów, które znalazły się (chyba nie przez przeoczenie) w opinii Instytutu Ekspertyz Sądowych na temat nagrania z magnetofonu z jaka-40.
Po pierwsze – eksperci badali nie oryginał, ale kopię nagrania. Po drugie – kopię sporządzali kolesie z rządowej komisji Millera, czyli osoby zainteresowane utrzymaniem kłamstwa smoleńskiego. Po trzecie – podczas kopiowania kolesie zerwali nośnik (drut magnetyczny), na którym nagrywał magnetofon. Po czwarte – nie jest znana wielkość uszkodzenia nośnika, czyli straty w nagraniu. Po piąte – na polecenie prokuratury z tej dziwnej kopii wybrano do badania jedynie pierwsze 40 proc. zapisu. Te pięć drobiazgów zadecydowało, że czysta robota okazała się brudna. I jest jasne, kto w niej maczał palce.
Źródło: Gazeta Polska Codziennie
Anita Gargas