Zaproszenie przywódców opozycji (czytaj Jarosława Kaczyńskiego, gdyż SLD nie jest opozycją) na rozmowy do URM przez premier Ewę Kopacz jest zręcznym posunięciem. Bo jeśli Kaczyński przedstawi w tych rozmowach stanowisko opozycji i nie wygłosi przed kamerami deklaracji poparcia i lojalności wobec rządu PO (co jest pewne), to media ogłoszą, że „odtrącił rękę wyciągniętą do zgody”, chce „jątrzyć” i „dzielić Polaków”.
Tego typu zagrywki należą do starego repertuaru komunistów z roku 1981, kiedy gen. Jaruzelski, podobnie jak obecna premier, w exposé „prosił o 100 dni spokoju”. Takie chwyty działają tylko na najbardziej naiwną część społeczeństwa. Sięgnięcie po nie dowodzi jednak, że PO nadal stawia na postpolitykę adresowaną do tej grupy. Słabość premier Kopacz: połączenie jej braku obycia, brania ludzi na litość z energią i zaczepnością – paradoksalnie – może przez wielu zostać odebrane pozytywnie. Wokół tego buduje się więc w mediach sympatię do zwykłej, „jak my wszyscy”, ale dzielnej kobiety. Pani premier już w czasie prezentacji rządu i wizyty w Berlinie pokazała, że ma duży potencjał estradowy. Dzisiaj próbuje swoich talentów dramatycznych w rządowym teatrzyku.
Źródło: Gazeta Polska Codziennie
Andrzej Waśko