Mieli rosnąć w siłę i zdominować całą scenę polityczną. My z kolei mieliśmy gorzko pożałować swojego zaangażowania, bo to ono miało stać się źródłem ich sukcesu. Mowa o banderowcach i o wyborach na Ukrainie, które oni właśnie przegrali. Ale po kolei. Nie ma wątpliwości, że bieg zdarzeń potoczył się dokładnie odwrotnie, niż wieszczyli zwolennicy oddania Kijowa Rosji. Wyniki wyborów wskazują, że na skutek silnego zbliżenia z Polską, bardzo emocjonalnego, ale przez to zapewne silniej oddziałującego,
z gry politycznej wypadli niemal wszyscy, którzy z haseł antypolskich uczynili jądro swojego działania. Wsparcie, jakiego Polska i Polacy udzielili Ukraińcom, doprowadziło także do wydarzenia bez precedensu w najnowszej historii naszego wschodniego sąsiada – do parlamentu nie weszła partia komunistyczna. Ukraińcy – w znakomitej większości – stali się częścią Zachodu. I chcą nią być, mimo rosyjskich gróźb. Przed nimi bardzo długi marsz – bo Zachód będzie, być może, wiele razy bardziej uczulony na pomruki płynące z Kremla niż oni sami, ale zdaje się, iż zawrócenie Ukraińców z tej drogi będzie dla Rosji operacją wyjątkowo skomplikowaną. Pozostają jeszcze nasze wzajemne relacje, bo dzisiejsze polskie zaangażowanie w sprawy obronienia Ukrainy przed rosyjską agresją nie eliminuje konieczności wyjaśnienia naszej wspólnej najnowszej historii. Jednak porażka większości polityków, którzy przez ostatnie lata na wzniecaniu antypolskich emocji budowali swą pozycję, daje nadzieję, że ten proces – jakże często rozgrywany z Kremla – będzie mógł rzeczywiście nastąpić. Jakie byłyby na to szanse, gdybyśmy w najtrudniejszych dla Ukraińców chwilach przyłączyli się do ataku rosyjskiej propagandy? A przecież taka właśnie opcja przez wiele miesięcy była wskazywana przez domniemanych obrońców prawdy o ludobójstwie wołyńskim jako jedyna słuszna i sprawiedliwa.
Idę o zakład, że gdybyśmy w czasie majdanowych protestów skupili się na liczeniu czerwono-czarnych flag, antypolskie hasła w kampanii wyborczej byłyby chlebem powszednim. Teraz jest odwrotnie – odbierają wiarygodność. A wszyscy ci, którzy mimo zarzutów o popieranie neobanderyzmu wsparli ukraińską walkę w obronie niepodległości, mogą mieć poczucie, iż tym działaniem bardziej przyczynili się do upamiętnienia ofiar ludobójstwa niż wszyscy tropiciele odrodzenia tradycji UPA razem wzięci.
Źródło: Gazeta Polska
Katarzyna Gójska-Hejke