„Wymiana doświadczeń z Chinami w dziedzinie budowy państwa prawa i społeczeństwa obywatelskiego” – takie cele swojej wizyty w tym zamordystycznym kraju, zorganizowanej w rocznicę masakry na pl. Tiananmen, podała Ewa Kopacz.
To tylko próbka dyplomatycznych możliwości przyszłej premier. Wiem, że mają państwo kłopoty z wyobrażeniem sobie jej, jak w roli szefa rządu przeprowadza rozmowę z kanclerz Merkel. Jak cokolwiek załatwia z przedstawicielami Putina, którego poznała podczas narady w Moskwie trzy dni po katastrofie smoleńskiej, gdzie zaczadzona wdziękami pułkownika KGB bredziła o wspaniałej współpracy Polaków i Rosjan w zakresie badania szczątków ofiar. Wyobraźnia odmawia posłuszeństwa, tym bardziej że specjalistka od „przekopywania na metr w głąb” nie ma autorytetu w kraju. Zwłaszcza po tym, co opisała jej dobra znajoma Beata Sawicka. „Biznes na służbie zdrowia będzie robiony. (...) Na stałe przeprowadzam się i koniec, i kręcimy lód. (...) Natomiast do tego typu spraw będzie pierwszy macher, frontmenka, partnerka z mojej grupy”.
No i co z tego, że trudno sobie wyobrazić Kopacz w roli męża stanu. Przecież III RP ich nie potrzebuje, tylko wykonawców poleceń facetów od ośmiorniczek i cygar.
Źródło: Gazeta Polska Codziennie
Anita Gargas