Gdy słucham rozmów lumpów, którzy dzięki PO są ministrami i prezesami, zastanawiam się, jak długo muszą chapać z koryta, by się nasycić.
Chapać dużą kasę i małą, okazyjną, jak np. ministrowie Sikorski i Rostowski, którzy bez wstydu pili i jedli na koszt podatnika za kwotę równą minimalnej pensji (prawie 1400 zł za obiadek). Blogerka Kataryna przypomniała pewną historyjkę z udziałem Sikorskiego. Otóż w 2006 r. pożyczył Lechowi Kaczyńskiemu w kościele sto złotych na tacę. Potem przez wiele dni robił w mediach szum (jak zwykle niezawodny okazał się TVN24), że prezydent nie zwrócił mu kasy, choć minister Aleksander Szczygło zapewniał, że dług został uregulowany, a w końcu zwrócił mu drugi raz przekazem, by mieć dowód. Dlaczego, gdy chodzi o pieniądze z kasy podatnika, Sikorski jest daleki od wywoływania szumu medialnego? Nie chce ujawnić rachunków? Nikt nikogo nie zmusza, by zostać politykiem.
Ale osoba, która się zdecydowała pójść w politykę, automatycznie zgadza się, by można było wymagać od niej spełniania podwyższonych standardów. Przejrzystości działania. Moralności, kultury osobistej. Po prostu ma być wzorem. A jakie wzorce dają nam w rządzie ludzie pokroju Sikorskiego? Jak doić państwo?
Źródło: Gazeta Polska Codziennie
Anita Gargas