Przyzwyczailiśmy się już, że w Polsce pociągani do odpowiedzialności nie są urzędnicy państwowi, którzy – w najlepszym wypadku – zaniedbali swoje obowiązki, ale raczej ci, którzy opisują ich działalność.
Do tej osobliwie pojmowanej sprawiedliwości w III RP doszła kategoria „wiary” – czy ktoś działał w „dobrej” czy „złej wierze”. Według Wojskowego Sądu Okręgowego w Poznaniu w przypadku wojskowych prokuratorów w Smoleńsku zaszła ta pierwsza opcja, więc sąd uznał, że nie zostaną oni pociągnięci do jakiejkolwiek odpowiedzialności. Przecież nasi śledczy nie byli świadomi, że Rosjanie podmienili ciała na miejscu katastrofy. Skąd mogli wiedzieć, że sekcje prowadzono niestarannie, jeśli nikogo ze strony polskiej przy nich nie było? Jak mogli dokonać pełnych oględzin miejsca tragedii, skoro przez kilka godzin polscy biegli byli trzymani w rosyjskim hangarze, pozbawieni telefonów? Każdy może dopowiedzieć sobie sam, do czego prowadzi tego typu logika. Podobnie jest z większością afer, które wybuchają w Polsce –
ktoś jest za nie odpowiedzialny, coś ukradł, działał na szkodę państwa, ale przecież nie robił tego w złej wierze i dlatego najlepiej ukręcić całej sprawie łeb.
Źródło: Gazeta Polska Codziennie,Wszolek.salon24.pl
Grzegorz Wszołek