W Polsce pomoc w aborcji jest karana. Prawo przestaje być jednak takie oczywiste, jeśli dotyczy aktywistów proaborcyjnych. Justyna Wydrzyńska najpierw została skazana przez sąd za to, że przekazała kobiecie w ciąży pigułki aborcyjne, teraz Sąd Apelacyjny stwierdził, że sędzia orzekająca nie była bezstronna. Sąd nie odniósł się do meritum sprawy, a w uzasadnieniu stwierdził, że wprawdzie doszło do przestępstwa, ale Sąd Okręgowy (który będzie ponownie rozpatrywał sprawę) będzie musiał ocenić czyn nie tylko w świetle prawnym, ale też „w świetle kontekstu społeczno-politycznego”. W domyśle usprawiedliwia więc postępek aktywistki, oskarżając ówczesną władzę o tzw. duszną atmosferę. Trudno się oprzeć wrażeniu, że sądy w Polsce zamiast koncentrować się na sferze prawnej, coraz częściej biorą się do polityki. Nie chodzi tylko o to, że są to komentarze żenujące, bo postawę proaborcyjną określają „samopomocą obywatelską”, ale o niebezpieczny precedens: sąd, który zarzuca innym sędziom brak bezstronności, sam bawi się w publicystykę, przez co podważa swój obiektywizm i wiarygodność.