Wsparcie dla mediów Strefy Wolnego Słowa jest niezmiernie ważne! Razem ratujmy niezależne media! Wspieram TERAZ »

Rubcow, nowiczok i ukryte dowody. Tak służby Putina dopadły Nawalnego

Rosyjskie służby inwigilowały Aleksieja Nawalnego na długo przed pierwszym zamachem w 2020 roku. Angażowały w to swych najlepszych agentów za granicą. W końcu trafił do łagru, gdzie nagle zmarł. Od początku spekulowano, że został zamordowany. Ujawniane teraz dokumenty jedynie potwierdzają tę wersję: być może użyto po raz drugi nowiczoka. Tym razem skutecznie.

Aleksiej Nawalny
Aleksiej Nawalny
Pixabay - pixabay.com

Paweł Rubcow był, obok Wadima Krasikowa, tym rosyjskim agentem więzionym na Zachodzie, na którego uwolnieniu Kremlowi zależało najbardziej.

Każdy kolejny miesiąc przynosi nowe rewelacje na temat agenturalnej działalności człowieka, którego, po zatrzymaniu przez ABW, w obronę brały różne środowiska opozycyjne w Polsce. Jak się niedawno okazało, głęboko zinfiltrowane przez rzekomego hiszpańskiego dziennikarza Pawła Rubcowa. Wiadomo, że szpiegowi udało się nawet zrobić wywiad z premierem Armenii, że inwigilował córkę Borysa Niemcowa i innych emigracyjnych rosyjskich opozycjonistów. Teraz okazuje się, że Rubcow uczestniczył też w rozpracowywaniu Nawalnego.

Rubcow inwigilował Nawalnego

Hiszpański dziennik „El Mundo” napisał, że Rubcow vel Gonzales zbierał informacje na temat rosyjskiego opozycjonisty i przekazywał Moskwie dane europejskich klinik, w których leczono Aleksieja Nawalnego. Gazeta powołuje się na „dziesiątki sprawozdań i dokumentów”, do których uzyskała dostęp poprzez „hiszpańskie i zagraniczne źródła wywiadowcze”. Wśród dokumentów jest znaleziony przy Rubcowie raport, datowany na 14 czerwca 2017 roku, w którym pojawiły się „adresy klinik w Barcelonie i Lozannie”, gdzie leczony był Nawalny, wówczas główny przeciwnik polityczny Putina. Według „El Mundo”, Rubcow co najmniej dwa razy spotkał się z Nawalnym w Europie, w tym raz w Hiszpanii. Rosyjski opozycjonista przyjechał wówczas do Barcelony, by przejść operację oka po ataku niezidentyfikowanych sprawców środkiem odkażającym. Rubcow przekazał Rosjanom dane kliniki i zrobił sobie wspólne zdjęcie z Nawalnym. 

Rubcow wpadł w Polsce, gdzie wykorzystywał status dziennikarza do zbierania informacji na Ukrainie dla rosyjskich służb. Został zatrzymany na granicy polsko-ukraińskiej wiosną 2022 roku. Zwolnienie z polskiego aresztu w ramach wymiany więźniów między krajami Zachodu a Rosją miało miejsce 1 sierpnia 2024 roku w Ankarze. Gdy Rubcow wraz z innymi agentami był z pompą witany przez Putina na lotnisku w Moskwie, Aleksiej Nawalny nie żył już od kilku miesięcy. Trzy lata wcześniej wrócił do Rosji z Niemiec, gdzie leczył się po próbie otrucia w 2020 roku. Po powrocie został uwięziony. Władze wszczynały wobec niego kolejne sprawy karne i opozycjoniście groziło ponad 30 lat pozbawienia wolności. Aleksiej Nawalny zmarł nagle w kolonii karnej IK-3 „Polarny Wilk” 16 lutego 2024 roku. Władze więzienne twierdziły, że poczuł się źle i niemal natychmiast stracił przytomność.

Śledztwa nie wszczęto, oficjalnie uznano, że do zgonu doszło z przyczyn naturalnych. Jednak wszystkiego nie da się ukryć. W ostatnich dniach wyszło na jaw mnóstwo interesujących faktów, zdecydowanie podważających oficjalną wersję śmierci Nawalnego. Opublikowały je niezależne portale The Insider i Centrum Dossier.

„Wyczyścili” wszystko, nawet śnieg

Ujawnione materiały Komitetu Śledczego (KŚ) Federacji Rosyjskiej szczegółowo opisują ostatnie dni życia założyciela Fundacji Antykorupcyjnej. 14 lutego 2024 roku został ponownie wysłany do izolatki. Za co? Zgodnie z wersją administracji kolonii, dzień wcześniej Nawalny „odwrócił obiektyw kamery wideo” podczas widzenia z rodzicami. Przed wysłaniem do karnej celi został zbadany przez lekarza. W raporcie medycznym stwierdzono, że stan zdrowia pozwala mu pozostać w izolatce przez 15 dni. Dwa dni później, 16 lutego, o godz. 12:10 Nawalny wyszedł na godzinny spacer, ale wkrótce poczuł, że robi mu się niedobrze. Został wyprowadzony z podwórka do celi, gdzie położył się na podłodze i skarżył „na ostry ból w okolicy żołądka, rozpoczął odruchową erupcję treści żołądkowej, pojawiły się drgawki i stracił przytomność”. O 12:43 Nawalny został zbadany przez lekarza, który pracuje w kolonii; od 13:10 próbował on reanimować więźnia; o 13:36 przyjechała karetka pogotowia. O 14:17 medycy stwierdzili zgon.

Następnego dnia śledczy wysłali próbki krwi i moczu Nawalnego do badania. Do analizy wzięto dosłownie wszystkie możliwe próbki pobrane z ciała Nawalnego i z otaczającej go powierzchni.

Portal The Insider uzyskał dostęp do części listy „skonfiskowanych przedmiotów”, gdzie figurują oddane do ekspertyzy „próbki zwróconej treści z żołądka”, choć oficjalnie nie informowano o żadnych wynikach ekspertyz. Pełną listę rzeczy osobistych Nawalnego i innych przedmiotów, których dotykał, zabranych przez śledczych z kolonii po jego śmierci, opublikował portal Centrum Dossier, finansowany przez Michaiła Chodorkowskiego.

Wygląda na to, że chciano zabrać wszystko, na czym teoretycznie mogły zostać ślady trucizny. Lista zawiera 75 pozycji, w tym pościel, odzież, książki.

Oczywiście zabrano wszystkie rzeczy osobiste polityka, w tym odzież wierzchnią i bieliznę. Co ciekawe, spodnie zostały umieszczone w osobnej torbie.

Konstantin Kudriawcew, chemik wojskowy w Instytucie Kryminalistyki FSB, przyznał, że podczas próby zabójstwa Nawalnego w 2020 roku to właśnie na spodnie zastosowano nowiczok. W dwóch innych torbach umieszczono 11 probówek ze śniegiem ze spacerniaka, po którym chodził Nawalny.

Śledczy zabrali nawet rolkę papieru toaletowego. Jednocześnie tylko 31 pozycji w spisie zostało oznaczonych jako wysłane do ekspertyzy. Nie wiadomo, czy pozostałe przedmioty, w tym ubrania i bielizna, zostały przekazane kryminalistykom. Zresztą nie opublikowano żadnych wyników badania zabranych rzeczy. W postanowieniu śledczych o odmowie wszczęcia postępowania z 26 lipca 2024 roku stwierdzono jedynie, że w ciele Nawalnego i w jego rzeczach nie znaleziono żadnych „trujących substancji, alkoholu ani narkotyków”.

To musiała być trucizna

Oficjalne dokumenty, do których uzyskano dostęp, świadczą o tym, że Nawalny został otruty w więzieniu, a władze usuwały wzmianki o jego dolegliwościach, by to ukryć. The Insider uzyskał dostęp m.in. do dwóch wersji postanowienia o odmowie wszczęcia postępowania karnego w sprawie śmierci Aleksieja Nawalnego, podpisanych przez majora Aleksandra Warapajewa. Wcześniejsza wersja opisuje dokładnie objawy u więźnia (ostry ból brzucha, wymioty, drgawki etc.), w późniejszej i zarazem ostatecznej wersji postanowienia nie było już słów o bólu brzucha i drgawkach. Centrum Dossier ujawnia jeszcze więcej informacji na ten temat. Okazuje się, że w materiałach Komitetu Śledczego znajduje się aż sześć różnych wersji decyzji o odmowie wszczęcia postępowania karnego. Pierwszy dokument został podpisany 18 marca. Dzień później decyzja ta została anulowana przez kierownictwo regionalnego Komitetu Śledczego. 22 kwietnia dochodzenie ponownie wydało odmowę – w związku z „brakiem zdarzenia przestępstwa”.

Następnego dnia KŚ ponownie anulował decyzję i wznowił śledztwo w oczekiwaniu na wyniki sądowo-lekarskich badań. 24 maja, w kolejnej odmowie, mjr Aleksandr Warapajew, zastępca kierownika wydziału ds. badania szczególnie ważnych spraw Komitetu Śledczego Obwodu Jamalsko-Nienieckiego, stwierdził, że wstępną przyczyną zgonu był „obrzęk płuc, ostra niewydolność serca, ostre wyjaśnione zapalenie trzustki”. Czerwcowa wersja powtórzyła te sformułowania. Ostatnią wersją dokumentu jest wersja lipcowa. To właśnie ta wersja została przekazana rodzinie polityka. Podano w niej następującą przyczynę zgonu: „nadciśnienie tętnicze z uszkodzeniem naczyń i narządów, rozlana miażdżyca mięśnia sercowego, powikłana rozwojem obrzęku mózgu, migotaniem komór serca, obrzękiem płuc”.

Zdaniem lekarza intensywnej terapii Aleksandra Połupana, który leczył Nawalnego w szpitalu w Omsku po próbie otruciu go nowiczokiem w 2020 roku, wymienione w ujawnionych dokumentach symptomy są niespójne z oficjalną wersją przyczyny śmierci. Był nią rzekomo wzrost ciśnienia, który miał spowodować arytmię i przeciążyć serce. „Oficjalna przyczyna śmierci – zaburzenia rytmu serca – w żaden sposób nie wyjaśniałaby objawów, które widzimy w orzeczeniu: ostry ból brzucha, wymioty i drgawki. Objawów tych nie można wytłumaczyć niczym innym niż zatruciem. Krótki odstęp czasu między bólem brzucha a drgawkami przemawia za tym, że mogła to być na przykład substancja fosforoorganiczna [nowiczok należy do tej samej klasy substancji – red.], ale nie stosowana miejscowo, lecz wewnętrznie” – uważa dr Połupan. Zapewne dlatego władze tak długo zwlekały z wydaniem ciała rodzinie: czekano, aż z organizmu znikną ślady trucizny.
 

 



Źródło: Gazeta Polska

Antoni Rybczyński