Czwartek w Brukseli to największa od dawna polityczna klęska najsłabszego koalicjanta Donalda Tuska, czyli lewicy. Nie wiemy, jaką cenę realnie zapłacimy za piękne słówka.
Ale Tusk, zachwalający obozy dla nielegalnych uchodźców przy granicy z Unią Europejską i wprost głoszący konieczność szczelniejszej obrony polskich granic przed imigrantami, to zaprzeczenie wszystkiego, co głosiły liberalno-lewicowe środowiska, wylewając wiadra pomyj na obrońców granicy i rząd Zjednoczonej Prawicy. Dla lewicy to jak splunięcie już nie pod nogi, ale w twarz, bo Tusk całą ich narrację o konieczności humanitaryzmu wobec uchodźców właściwie wyrzucił na śmietnik. To próba rozbrojenia tykającej społecznej bomby. Europejscy liberałowie zrozumieli, że jeśli chcą zachować władzę, muszą przyjąć inną strategię wobec migracji.