10 wtop „czystej wody”, czyli rok z nielegalną TVP » Czytaj więcej w GP!

Głupi Polak po szkodzie. Krzysztof Wołodźko o Tusku i Polsce B

Jeszcze przed jesienną kampanią wyborczą Donald Tusk chętnie odwiedzał mniejsze miejscowości w Polsce. I przedstawiał się jako nowy polityczny mesjasz, którzy ulży problemom Polski B. Kto miał lepszą pamięć, ten wiedział, jak to straszliwie zgrzyta. A dziś jest już jasne: najmniejsze, małe i średnie ośrodki w całym kraju zapłacą najwięcej za powrót Platformy Obywatelskiej do władzy - pisze Krzysztof Wołodźko w "Gazecie Polskiej".

Premier Donald Tusk
Premier Donald Tusk
Tomasz Jędrzejowski - Gazeta Polska

W poprzednich latach Donald Tusk starał się przekonać Polskę B, że jest gwarantem jej dalszego rozwoju. Mile łechtał dość naiwne wyobrażenia lokalnych społeczności, że zapewni znaczny wzrost unijnych środków dla Polski. Choć to właśnie jego partia z pomocą brukselskich elit cynicznie grała Krajowym Planem Odbudowy, z pomocą znacznej części lewicowo-liberalnych mediów przekonano skutecznie niemałą część społeczeństwa, że to wszystko dla dobra naszej demokracji i praworządności. Tusk objeżdżając mniejsze ośrodki w Polsce, przekonywał, że pod jego rządami da się tam dalej świetnie żyć. Z tych obiecanek dla samorządowców, przedsiębiorców, seniorów, młodych rodzin, nauczycieli, dzieci powstał później znany wyborczy humbug, czyli „100 konkretów”. W 2022 i 2023 roku liberalna elita zdawała już sobie dobrze sprawę, że nie wygra, sięgając wyłącznie po wielkomiejski elektorat. Musiała omamić także część wyborców z wiosek i miasteczek; potrzebowała głosu średnich miast – Polski gminnej i powiatowej, która w czasie rządów PiS szybko przywykła, że jak władza mówi, że da, to da.

„Lider PO zaszkodził Polsce mniejszych miast”

Drobna przypominajka. We wrześniu 2021 roku na łamach „Rzeczpospolitej” ukazał się artykuł Jakuba Banaszka „Tusk w krainie populizmu”. Autor przypomniał w nim wstydliwą dla lidera ówczesnej liberalnej opozycji sprawę: „Lider PO, dopiero będąc w opozycji, zaczął dostrzegać mieszkańców mniejszych miast, którym tak zaszkodził”. I mówił rzecz dla niektórych oczywistą, lecz przez wielu zapomnianą lub kompletnie dla nich nieistotną: Tusk za swoich wcześniejszych rządów, gdy kierował koalicją PO-PSL, miał – mówiąc językiem Andrzeja Bursy – w dupie małe miasteczka:

„Będąc premierem, Donald Tusk marginalizował znaczenie małych i średnich miast oraz ambicje ich mieszkańców. Dziś, będąc w opozycji, a jednocześnie w ogromnej potrzebie poszerzenia elektoratu umierającego imperium – jakim niegdyś była Platforma Obywatelska – dostrzega znaczenie tych, którzy zapłacili wysoką cenę straconych szans rozwoju w czasie jego rządów”.

Następnie Banaszek przypomina kolejną oczywistość dotyczącą polityki antyspołecznej koalicji PO-PSL, czyli słynny już model polaryzacyjno-dyfuzyjny, mocno na wyrost zwany modelem rozwojowym. Opierał się on na błędnym przekonaniu, że dobrobyt będzie samoistnie skapywał z uprzywilejowanych wielkich ośrodków w głąb otaczających ją zabiedzonych regionów. Tak się nie działo, bo mechanizmy blokujące wzrost były znacznie liczniejsze niż owe mizerne skapywanie, które nie gwarantowało żadnych systemowych możliwości wzrostu. Za granicami bogatych ośrodków nagle kończyła się lepsza komunikacja publiczna, znikały szkoły, biblioteki, placówki pocztowe i posterunki policji (PO miała spory dorobek w tym względzie). Brakowało też dobrej pracy, a często nie było jej wcale. Polityka społeczna prawie nie istniała, bo liberalni politycy i ich uprzywilejowany ekonomicznie elektorat brzydził się socjalem. To słychać zresztą nadal – nie  tylko u Ryszarda Petru. Młody liberalno-lewicowy elektorat dobrze pokazał to na Campusie Polska, gdy z jednej strony gromko domagał się aborcji, z drugiej zamartwiał się, czy aby w naszym kraju „nie ma za dużo socjalu”. 

Tusk dostał od Polski B, co chciał

Dziś Donald Tusk już nie objeżdża Polski B. Dostał także od niej to, co chciał. Jak w starej bajce: lis Przechera oszukał jaskółkę. I poszedł w swoją stronę. Jeśli ktoś z małych miasteczek Polski B chciałby go znaleźć i się pożalić, powinien szukać go na X. Ale nie pogada z Tuskiem ludzkim głosem – jak napisała niedawno była gwiazda TVN Anna Kalczyńska: lider koalicji 13 grudnia zmienił się w internetowego trolla. A przynajmniej łatwiej mu udawać, że w Polsce pod jego rządami nie istnieją inne poważne wyzwania niż polowanie na czarownice z PiS. A przecież nawet do jego elektoratu musi powoli docierać, że problemy społeczno-gospodarcze coraz głośniej łomoczą do drzwi polskich domów. Nie tylko na prowincji, nie tylko na wsiach i miasteczkach Polski B. Lecz także w większych ośrodkach. 

Kłopot jest jeden. Stare przysłowie mówi, że nim gruby schudnie, chudy umrze z głodu. Polska B jest dziś w gorszej sytuacji. PiS przez lata swoich rządów, korzystając szczególnie za ich początków z dobrej koniunktury, dał Polsce B duży oddech. Nie tylko młodsi przestali bać się o pracę, także starszym zaczęło więcej zostawać w portfelu. Pewność i stabilność zatrudnienia stały się faktem, sprawą, która nie spędzała snu z oczu i nie kazała pytać, czy to już trzeba wyjeżdżać za chlebem, by najpewniej nigdy już nie wrócić w rodzinne strony. Starsi przestali się obawiać, że na starość zostaną zupełnie sami – bo dzieci i wnuki mieli w zasięgu półgodzinnej, dwugodzinnej podróży samochodem. Słynne już „pięćsetplusy” zaczęły „s...ać na wydmach” ku zgorszeniu nadwiślańskich celebrytek. To było i wydawało się, że potrwa bardzo długo. A gdy przyszła pandemia, PiS zaczął hojnie sypać kasę przedsiębiorcom. Ale zaczęło przybywać sarkania, marudzenia i poczucia, że może jest jednak za mało europejsko i zbyt mało praworządnie. I że może ta władza za długo jednak rządzi. A Tusk po liftingu, z biało-czerwonym serduszkiem na piersi, z pomocą rzeszy usłużnych celebrytów, mediaworkerów i kabareciarzy na naszych oczach przemienił się ze starego politycznego cwaniaka w hybrydę męża stanu i Świętego Mikołaja.

Gorzka lekcja z Opolszczyzny

Dziś przyszedł czas „sprawdzam”. I wygląda to naprawdę gorzko – szczególnie dla oszukanych. Mieszkam na Opolszczyźnie, dobrze wiem, co mówię.

To region zdecydowanie popierający w ostatnich wyborach rządzącą obecnie koalicję. Nie tylko Opole, nie tylko miejska wzbogacona inteligencja i lokalny biznes. PO poparli tutaj masowo tzw. zwykli, mniej zamożni ludzie. Często potomkowie, dzieci, wnuki i prawnuki, przesiedleńców z Kresów – żeby skomplikować obraz. Oczywiście silnym żywiołem jest polskojęzyczna, proniemiecka mniejszość. Wszak to na tej ziemi pełno dwujęzycznych, pisanych oficjalnie po polsku i niemiecku miejscowości. Na tej ziemi pełno też poniemieckich cmentarzy przy drewnianych kościołach, na których łatwo poznać przemiany nazwisk i losów w ostatnich stuleciach. I to stąd za chlebem masowo migrowali do Niemiec młodzi Polacy w ostatnich dekadach.

Niektórzy jednak wrócili. Z moich obserwacji wynika, że u nich najmocniejsze jest przywiązanie do polskości i prywatnie mocno wyrażana czasem niechęć do obecnej władzy. Ale tych jest mniejszość.

Widzę wokół siebie i czytam w lokalnych mediach o grupowych zwolnieniach i obawach. Portal NTO wylicza w jednym zdaniu listę poważnych strat dla regionu: Zakłady Walcownia Rur „Andrzej” w Zawadzkiem, Generator Produkcja Opole, PKP Cargo i CargoTabor oraz Poczta Polska – ogłosiły masowe zwolnienia. I pyta retorycznie: czy młodzi na Opolszczyźnie znów będą musieli jechać za pracą do Niemiec? A przecież to i tak region z fatalną demografią. Region wskutek zaniedbań, a może i celowej polityki centralnej i lokalnej, przez ostatnie dekady lepiej skomunikowany z niemieckimi ośrodkami niż ze stolicą Polski. Wszystkie fałszywe nadzieje i neoliberalne dogmaty III RP, łatwa wiara, że rozwój ogranicza się do prywatnej zasobności, odbijają się w historii tego regionu jak w zwierciadle. W skali kraju bywało i bywa podobnie, ale tutaj widać to chyba najmocniej. Ktoś powie: dobrze im tak. Czytam i słyszę często takie komentarze w mediach. Ale taka logika donikąd nas nie prowadzi jako państwo, społeczeństwo i naród. Omija najważniejszą kwestię, która przekracza niestety ramy tego artykułu: czy to w ogóle da się zmienić?    

Pewne jest jedno: Tusk wiele naobiecywał Polsce B. I jeszcze więcej jej wkrótce zabierze. Za parę lat ludzie znów będą sobie gorzko pluć w brodę i pytać samych siebie i cierpliwych świadków ich politycznej głupoty: gdzie mieliśmy głowy? Jeśli o mnie chodzi, najpierw wybuchnę im w twarz złośliwym śmiechem. A później znów spróbuję cokolwiek wytłumaczyć.

 



Źródło: Gazeta Polska

Krzysztof Wołodźko