Rugowanie religii ze szkół jest zmniejszaniem przestrzeni wolności – jawnym dowodem na to, iż władza chce regulować kwestie, od których – właśnie w świeckim państwie! – winna się trzymać z daleka: wyznania i sumienia.
Nie wspominam z rozrzewnieniem lekcji religii, na które chodziłam na plebanię. Nie dlatego, że coś z nimi było nie w porządku. Przeciwnie – uczyła mnie niezwykle oddana siostra zakonna, a potem ksiądz proboszcz, który miał nieziemską cierpliwość do nieco buntowniczych młodych ludzi i traktował nas z wielkim szacunkiem i powagą. Ale nauczanie poza szkołą było obejściem ograniczeń komunistycznego państwa. Nie mogliśmy mieć lekcji religii w szkole, bo tego zabraniali Moskwa i jej przedstawiciele w Polsce. To był akt agresji wobec naszej wolności, w tym naszej – dziecięcej. Trudno sobie wyobrazić, że dziś, po ćwierćwieczu zakończenia PRL, powracają politycy, którzy odwołują się do modelu z czasów totalitaryzmu i postulują, by z niego skorzystać w wolnej Polsce. Ale to niestety dzieje się na naszych oczach i nie sposób nie odnieść wrażenia, iż utrudnianie uczniom dostępu do edukacji religijnej jest nadrzędnym celem prymitywnej ekipy rządzącej ministerstwem edukacji. Ograniczanie prawa wierzących do edukacji religijnej nie jest budowaniem świeckiego państwa. Rzeczpospolita Polska nie jest państwem religijnym, tylko właśnie świeckim. Tu niczego nie trzeba budować ani niczego umacniać.
Ale rugowanie religii ze szkół jest za to zmniejszaniem przestrzeni wolności – jawnym dowodem na to, iż władza chce regulować kwestie, od których – właśnie w świeckim państwie! – winna się trzymać z daleka: wyznania i sumienia. Pomysł łączenia klas z różnych roczników ma za zadanie uczynić z religii lekcje drugiej czy wręcz trzeciej kategorii, które przez część dzieci będą postrzegane jako niekomfortowe, a dla części rodziców jako element kompletnie bez znaczenia. Chodzi zatem o to, by i jednym, i drugim ten przedmiot obrzydzić oraz umniejszyć jego znaczenie, by w pewnym momencie – zapewne po ewentualnych wygranych wyborach prezydenckich – pozbyć się go jednym cięciem. Najprawdopodobniej bezprawnie, bo bez renegocjacji konkordatu. Będzie to tym łatwiejsze, że środowisku Platformy i jej kordonowi medialnemu udało się bardzo skutecznie sparaliżować hierarchów Kościoła.
Władza atakuje katolików, rozpoczyna walkę z prawem do wolności sumienia i wyznania, a pasterze jakby udawali, iż to ich nie dotyczy. Tym bardziej trzeba zachować stanowczość wobec akcji opiłowywania i nie ulegać ckliwym opowiastkom o autentyczności nauczania w salkach katechetycznych. Jeśli edukacja religijna będzie musiała do nich powrócić – jak w czasach PRL – momentalnie pojawią się kolejne żądania zakazania wszelkich przejawów religijności w życiu publicznym.