Wojna Izraela z Hamasem dała Iranowi pretekst, by mocniej podgryzać wpływy USA na Bliskim Wschodzie. Kampania codziennych, lecz uciążliwych niby ukąszenie komara ataków szyickich milicji na obiekty amerykańskie w regionie była dla Waszyngtonu jakoś akceptowalna. Ale jeden skuteczny dron kamikadze zmienił wszystko. Co więcej, stało się tak nie dzięki skuteczności irańskich proxies, lecz z powodu tragicznego błędu Amerykanów - pisze "Gazeta Polska".
Troje zabitych żołnierzy z Georgii, dwóch mężczyzn i kobieta. Do tego około 40 rannych amerykańskich wojskowych. Tak poważnych strat USA na Bliskim Wschodzie – w warunkach tzw. pokojowych – nie miały dawno. Dron kamikadze uderzył w polowe baraki mieszkalne żołnierzy, stąd takie straty.
Szokujące niemal, jeśli wziąć pod uwagę, że we wcześniejszych ponad 160 tego typu atakach na wojskowe obiekty USA w regionie, przeprowadzonych przez szyickie milicje z Iraku, nie było nawet jednego poważniej rannego Amerykanina. Nic dziwnego, że ten atak na bazę w Jordanii, w niedzielę 28 stycznia nad ranem, wywołał szok w Waszyngtonie. Na odwet nie trzeba było długo czekać. 2 lutego USA uderzyły na cele powiązane z Iranem i szyickimi milicjami w Iraku i Syrii.
Dotychczas Amerykanie dość wstrzemięźliwie reagowali na prowadzoną przez proirańskie milicje – od czasu wybuchu wojny Izraela z Hamasem – kampanię ataków pociskami rakietowymi i dronami. Teraz to się zmieniło. Amerykanie zapowiedzieli odwet długotrwały i precyzyjny. Militarny i cybernetyczny. Wymierzony w irańskich wasali w regionie i w sam reżim ajatollahów. Co więcej, w obecnej sytuacji komplikuje się kwestia wycofania USA z Iraku i Syrii – o czym akurat niedawno zaczęto intensywnie rozmawiać.
Celem ataku 28 stycznia była niewielka baza Tower 22. Leży na terytorium Jordanii, około 20 km na południe od położonego po drugiej stronie granicy, w Syrii, garnizonu amerykańskiego w Al-Tanf. To kluczowy punkt, gdzie krzyżują się pustynne drogi z Iraku, Jordanii, Syrii i Libanu. Skala strat była szokiem dla amerykańskich władz, bo wcześniej zdecydowana większość ataków proirańskich milicji była udaremniana przez naziemną obronę powietrzną. Szybko wyjaśniło się, dlaczego tym razem wrogi dron bezkarnie uderzył w bazę. „The Wall Street Journal”, powołując się na przedstawicieli amerykańskich władz, napisał, że siły USA nie zatrzymały drona proirańskiej bojówki, który uderzył w Tower 22, bo w tym samym czasie miał wrócić do bazy amerykański dron. Proirańska milicja posłała swego drona kamikadze w ślad za zwiadowczym dronem USA. Kiedy w bazie odkryto podstęp przeciwnika, było już za późno.
To był pierwszy naprawdę skuteczny atak na Amerykanów w Iraku, Syrii i Jordanii od wybuchu wojny Izraela z Hamasem. Wspierane przez Iran bojówki wykorzystały konflikt w Strefie Gazy jako pretekst, by zwiększyć presję na wycofanie się sił USA z Iraku i Syrii. Od października 2023 roku przeprowadziły one ponad 160 ataków na pozycje amerykańskie. Iran i jego tzw. oś oporu (szyickie milicje w Iraku, Syrii, libański Hezbollah, jemeńscy Huti, wiele organizacji palestyńskich) postrzegają wojnę izraelsko-palestyńską jako okazję do przyspieszenia kampanii mającej na celu wyrzucenie sił USA z regionu. Większość ataków miała miejsce w północno-wschodniej Syrii, kontrolowanej przez Kurdów ze wsparciem USA (Al Omar, złoże Conoco, Al Shaddadi, Tal Baidar, Himu, Al Malikiya, Rmelan). Celem były też bazy powietrzne w Iraku, gdzie są obecni Amerykanie. Przede wszystkim Ain al Assad w zachodniej części kraju, ale też leżące w autonomicznym Kurdystanie lotniska w Irbil i Al Harir.
Kto stoi za atakami? Nadali sobie nazwę Islamski Ruch Oporu w Iraku. To koalicja trzech znaczących (bo jest ich w dorzeczu Tygrysu i Eufratu dużo więcej) szyickich milicji związanych z Iranem. Twierdzą, że działają w solidarności z Palestyńczykami i chcą opuszczenia Iraku przez około 2500 amerykańskich żołnierzy, którzy są częścią międzynarodowej koalicji przeciwko dżihadystom z Państwa Islamskiego (IS). Trzon koalicji stanowi Kataib Hezbollah, założona w 2007 roku, cztery lata po amerykańskiej inwazji na Irak. Rząd USA uznał ją za organizację terrorystyczną w 2009 roku po atakach na siły amerykańskie w tym kraju. To na nią, choć może nie przysłowiowym palcem, wskazali Amerykanie jako winną ataku na Tower 22.
Zapowiedź odwetu podziałała szybko, bo już 30 stycznia Kataib Hezbollah ogłosiła zawieszenie ataków na siły amerykańskie. W oświadczeniu grupa stwierdziła, że ataki na „siły okupacyjne” zostają zawieszone, aby nie stwarzać „problemu dla rządu irackiego”. Tylko czy to uchroni tę szyicką milicję (jak i parę innych) przed gniewem Ameryki? Wątpliwe, zwłaszcza biorąc pod uwagę zbliżającą się kampanię wyborczą w USA.
Prezydent Joe Biden poinformował 30 stycznia, że podjął decyzję o tym, jak odpowiedzieć na atak na bazę wojskową USA w Jordanii. Zareagowali nie tylko szyiccy proxies Teheranu – choćby wspomniana deklaracja Kataib Hezbollah – lecz także sam Iran. Przedstawiciel tego kraju przy ONZ Amir Saeid Iravani ostrzegł, że Teheran szybko zareaguje na każdy atak na jego terytorium, jego interesy lub obywateli poza jego granicami. A Korpus Strażników Rewolucji Islamskiej (IRGC) zaczął wycofywać swoich wyższych oficerów z Syrii. Wyżsi rangą irańscy dowódcy opuścili ten kraj wraz z dziesiątkami oficerów średniego szczebla.
2 lutego, kilka godzin po powrocie ciał poległych żołnierzy do ojczyzny, Stany Zjednoczone uderzyły „w ponad 85 celów, za pomocą wielu samolotów, w tym bombowców dalekiego zasięgu” – poinformowało w wydanym komunikacie Dowództwo Centralne USA (CENTCOM). Na wrogów Ameryki spadło ponad 120 precyzyjnych pocisków, a wśród celów były „centra operacji dowodzenia, ośrodki wywiadowcze, składy rakiet, pocisków i dronów, obiekty logistyki i łańcucha dostaw amunicji” związane z szyickimi milicjami i ich irańskimi sponsorami, głównie Siłami Quds Korpusu Strażników Rewolucji Islamskiej. To był dopiero pierwszy z serii ataków. Rzecznik Rady Bezpieczeństwa Narodowego John Kirby już wcześniej zapowiadał „wielopoziomową” kampanię, która może trwać nawet tygodnie. Nie wiadomo jeszcze, jak wpłynie to na sytuację w Syrii, z której – w porozumieniu z Rosją i Asadem – Irańczycy próbują od co najmniej roku wypchnąć Amerykanów. Należy jednak pamiętać, że głównym powodem obecności US Army w Syrii, ale i Iraku, wciąż jest walka z Państwem Islamskim i chęć zapobieżenia odbudowie tej najgroźniejszej dla świata dżihadystycznej organizacji.
Do eskalacji zastępczej wojny Iranu z USA doszło w czasie, gdy Bagdad i Waszyngton podjęły decyzję o utworzeniu wspólnej komisji, której zadaniem będzie opracowanie harmonogramu stopniowego wycofywania z Iraku sił USA i innych państw uczestniczących w koalicji przeciwko IS. Władze Iraku uważają, że koalicja wypełniła już swoje zadania, ponieważ Państwo Islamskie zostało pokonane. Być może na terytorium irackim tak się faktycznie stało. Tyle że wojskowa obecność USA w Iraku jest ściśle związana z sytuacją w Syrii. Amerykanie w Iraku są zapleczem dla ich sił w sąsiednim kraju (około 1000 żołnierzy). Bez USA w Iraku misja w Syrii jest właściwie niemożliwa. Tymczasem wycofanie się sił amerykańskich z Syrii wywoła odrodzenie i ekspansję Państwa Islamskiego (IS). Na tym obszarze w co najmniej 20 prowizorycznych więzieniach przetrzymuje się 10 tys. doświadczonych bojowników Państwa Islamskiego, a kolejne 50 tys. powiązanych z nimi kobiet i dzieci przetrzymuje się w specjalnych obozach.
Wyjście USA z Iraku i Syrii oznaczać będzie odrodzenie dżihadystów. Jest to również cel Rosji, która nie tylko ma swoje bazy wojskowe w Syrii i sojusznika w osobie Asada, lecz ma także coraz większy apetyt. Pod koniec stycznia ambasador Rosji w Bagdadzie powiedział w wywiadzie dla rosyjskich mediów, że Moskwa chce rozszerzyć swoją obecność w Iraku i „zainwestować dodatkowe środki w obszary związane z bezpieczeństwem”.
W ciągu około tygodnia ambasador Elbrus Kutraszew spotkał się z prezydentem Iraku, liderem jednej z szyickich partii religijnych, wreszcie z szefem paramilitarnych potężnych Sił Mobilizacji Ludowej (PMF), koalicji proirańskich szyickich milicji w Iraku. Rosja nie chce się ograniczyć tylko do inwestycji w sektor naftowy tego kraju. To kolejny kierunek budowy rosyjskich wpływów polityczno-militarnych na Bliskim Wschodzie i w Afryce. Pytanie, czy amerykańska reakcja na ostatnie ataki irańskich wasali będzie na tyle mocna, by pokrzyżować szyki Moskwie?
#Jedziemy | Tysiące „problemów” Tuska broni praworządności.@michalrachon#włączprawdę #TVRepublika pic.twitter.com/Ow99tsFq2f
— Telewizja Republika 🇵🇱 #włączprawdę (@RepublikaTV) February 12, 2024