Doprowadzenie do odebrania PiS władzy to łabędzi śpiew światowej lewicy. Już sama afera wiatrakowa pokazała, jak bardzo partie idące po władzę są uzależnione od zagranicznych ośrodków pisze w "Gazecie Polskiej Codziennie" Tomasz Sakiewicz.
Sprawa jest dramatycznie kompromitująca pod wieloma względami, a jednak nie wywołało to żadnej refleksji u któregokolwiek z koalicjantów tworzących przyszły rząd. Widać, że zachowują się tak, bo muszą.
Różne państwa w ostatnich wyborach rozegrały swoje interesy na naszej scenie politycznej. Dominują tu oczywiście Niemcy, ale wpływ na wybory miały również Waszyngton, Kijów czy nawet Moskwa.
Przypomina to trochę drugą połowę XVIII wieku, kiedy o sprawach polskich decydowały głównie obce dwory. Kijów już sam się ukarał – pozbawiając się polskiego lobbingu, traci środki w USA i Europie. To niestety skończy się przegraną wojną.
W USA trwa potężne zamieszanie – i po kilku latach wojen za rządów Joego Bidena czasy Donalda Trumpa zaczynają kojarzyć się z oazą spokoju. W Europie do głosu dochodzą partie ultraprawicowe. To może wysadzić w powietrze cały projekt europejski.
Tusk staje się epigonem mijającej epoki. Kwestia czasu, jak zacznie pustoszeć jego własne podwórko polityczne, szukając nowych dworów.