Agent wpływu bywa lepszą inwestycją niż klasyczni szpiedzy, a nawet setki rakiet i czołgów. Pomaga realizować polityczne cele taniej i szybciej, bez użycia siły. Tak należy patrzeć na przypadek niemieckiego dziennikarza Huberta Seipela. Jeśli coś dziwi, to niedowierzanie, że taka historia mogła się zdarzyć. Rosja ma bowiem wielowiekową tradycję wypłacania „stypendiów” europejskim tzw. autorytetom - pisze Antoni Rybczyński w "Gazecie Polskiej".
Takiego skandalu podobno nie było w dotychczasowej, 73-letniej historii państwowej stacji telewizyjnej ARD. Ba! To jeden z największych skandali medialnych w powojennej historii Niemiec. Wszak chodzi o Huberta Seipela, dziennikarza, dokumentalisty i pisarza, który stał się w ostatnich latach medialnym ekspertem od spraw Rosji, prezentującym łagodny i przyjazny wizerunek Władimira Putina, z którym – jak się reklamował – osobiście spotkał się prawie sto razy. Choćby we wrześniu 2022 roku w Moskwie, a więc już po rozpoczęciu pełnoskalowej inwazji rosyjskiej na Ukrainę. Seipel mówił, że to było spotkanie w ramach pracy nad jego nową książką o Putinie, trzecią już. Jego dwie książki o rosyjskim prezydencie: „Putin. Logika władzy” (2015) i „Władza Putina. Dlaczego Europa potrzebuje Rosji” (2021), zostały opublikowane w kilku językach i stały się bestsellerami. Jego film dokumentalny „Ja, Putin. Portret” (2012) był nominowany do Niemieckiej Nagrody Telewizyjnej za najlepszy reportaż. Wspomniana ARD wyemitowała ten bałwochwalczy film o Putinie aż… 51 razy. Seipel jest pierwszym niemieckim dziennikarzem, któremu udowodniono, że był opłacany przez ludzi z otoczenia Putina.
Jak ujawniły „Spiegel”, stacja ZDF i portal śledczy Paper Trailer Media, Hubert Seipel otrzymał co najmniej 600 tys. euro od zarejestrowanej na Brytyjskich Wyspach Dziewiczych firmy De Vere Worldwide Corporation. Firma ta jest powiązana z rosyjskim oligarchą Aleksiejem Mordaszowem, potentatem w branży stalowej, który ma bliskie związki z Putinem, a po inwazji na Ukrainę został objęty sankcjami. Otrzymywane w ratach pieniądze miały wesprzeć pracę Seipela nad dwiema pisanymi przez niego książkami, które przedstawiają dojście Putina do władzy i bez wątpienia prezentują pozytywny obraz rosyjskiego prezydenta.
Umowa sponsorska z De Vere Worldwide Corporation została podpisana w marcu 2018 roku. Pieniądze były przeznaczone na „wsparcie na rozwój projektu”, którym to projektem była planowana przez dziennikarza książka: „Władza Putina. Dlaczego Europa potrzebuje Rosji”. Została wydana w 2021 roku. Z zapisu we wspomnianej umowie wynika jeszcze, że Seipel podpisał już podobny kontrakt w 2013 roku, czemu sam dziennikarz nie zaprzecza. Formalnie, pieniądze otrzymane przez Seipela miały zostać przeznaczone na napisanie książki „o atmosferze politycznej w Federacji Rosyjskiej”.
Niemiec przyznał się do otrzymania płatności, utrzymuje jednak, że pieniądze Kremla nie miały żadnego wpływu na zawartość jego książki. Umowa podkreślała, że autor „nie ma żadnych zobowiązań wobec sponsora w odniesieniu do projektu książki lub jego realizacji, a mianowicie ani w odniesieniu do treści, składu, ani w inny sposób”. Z dokumentów wynika, że Seipel miał otrzymać w sumie co najmniej 600 tys. euro. Takie honoraria za pisanie książek są uważane w Niemczech za absolutną rzadkość, tym bardziej więc wywołały burzę, że płacił człowiek Putina autorowi książek o Putinie, co więcej – występującemu jako ekspert w sprawach Rosji.
Seipel przyznał, że książki o Putinie były sponsorowane przez rosyjskiego miliardera, ale nie uważa, że to w jakikolwiek sposób dyskredytuje jego pracę. Jak to uzasadnia? Po pierwsze, sponsor miał nie mieć wpływu na „skład i treść książki”; po drugie, pieniądze Aleksieja Mordaszowa są „prywatne”; po trzecie, „w żadnej z książek nie znaleziono błędów merytorycznych”. Mordaszow to jeden z największych rosyjskich przedsiębiorców, miliarder znany przede wszystkim jako dyrektor generalny Siewierstalu. Magnat stalowy i bankowy, który w zeszłym roku został objęty amerykańskimi, unijnymi i brytyjskimi sankcjami za powiązania z Kremlem, posiadał też większościowy pakiet udziałów w niemieckiej firmie turystycznej TUI. Jest jednym z najbogatszych ludzi w Rosji, z majątkiem netto szacowanym przez Forbes na prawie 21 mld dolarów. Po umieszczeniu na liście sankcyjnej przedstawiciele Mordaszowa twierdzili, że wycofał on swoje udziały z Banku Rossija, należącego do bliskiego współpracownika Putina, Jurija Kowalczuka. Jednak we wrześniu Sąd Europejski stwierdził, że rzekome przeniesienie udziałów nie zostało poparte dokumentami.
Hamburskie wydawnictwo Hoffmann and Campe, które publikowało książki Seipela o Putinie, wstrzymało ich sprzedaż. Wydawca oświadczył, że nie miał wiedzy o przedstawionych przez media faktach. Z kolei Instytut Grimme bada, czy Seipel powinien zostać pozbawiony Nagrody Grimme, która jest jednym z najbardziej prestiżowych wyróżnień dla dziennikarzy telewizyjnych w Niemczech. Seipel otrzymał ją w 2009 roku za film dokumentalny „Życie i śmierć w Kabulu”. Dziennikarz dostał również Niemiecką Nagrodę Telewizyjną, i to dwukrotnie. Raz, w 2014 roku, za wywiad, który przeprowadził z Edwardem Snowdenem (amerykański zdrajca związany z rosyjskimi służbami). Zresztą w tym samym roku – a pamiętajmy, że był to rok agresji na Ukrainę, aneksji Krymu i wojny w Donbasie – Seipel przeprowadził telewizyjny wywiad także z samym Putinem. Już wcześniej miał zadziwiająco łatwy dostęp do rosyjskiego prezydenta – w 2012 roku dziennikarz wyprodukował dla kanału NDR (jednego z dziewięciu nadawców regionalnych, tworzących dla publicznej ARD) film dokumentalny o rosyjskim przywódcy: „Ja, Putin – portret”. Seipel pokazał w nim Putina jako prezydenta, który niestrudzenie dba o swój ogromny kraj. Miliony Niemców spojrzały na Rosję i Putina oczami Seipela. Przez ostatnie 15 lat Seipel współpracował również z telewizją ZDF.
Nic dziwnego, że stał się dyżurnym ekspertem od Rosji w niemieckich mediach, mających znaczący wpływ na kształtowanie wizerunku Putina i obrazu jego reżimu w Niemczech. Pomiędzy grudniem 2013 roku a rosyjską pełnoskalową inwazją na Ukrainę w 2022 roku Seipel znalazł się w pierwszej dziesiątce gości występujących najczęściej w niemieckiej telewizji publicznej w talk show poświęconych Rosji – policzył „Welt”. Zresztą także pozostałe nazwiska z tej listy pokazują, jak mocno prorosyjski był dyskurs w przestrzeni publicznej w Niemczech w tamtym czasie. Na czele listy znalazł się bowiem chyba największy od lat prorosyjski lobbysta Alexander Rahr, na drugim Dmitrij Tulczynski, szef biura RIA Nowosti w Niemczech. Trzecie miejsce zajął przyjazny Rosji,były generał Harald Kujat, a kremlowska propagandzistka Gabriele Krone-Schmalz, podobnie jak Seipel, również znalazła się w pierwszej dziesiątce. Seipel jest często zapraszany do politycznych talk show jako ekspert od postsowieckich realiów, a niemieccy dziennikarze regularnie przeprowadzają z nim wywiady, próbując wyjaśnić swoim odbiorcom, co dzieje się w Europie Wschodniej. Jaki obraz Rosji i Putina wyłania się z całej wieloletniej aktywności publicystyczno-eksperckiej Seipela? Rosja ma własną drogę i własne interesy, Putin ich broni, Zachód i NATO popełniły błędy, które zmusiły Putina do reakcji na Krymie i w Donbasie, itd.
To nie pierwszy skandal, który wstrząsnął niemieckimi mediami. Wystarczy wspomnieć ujawniony wiosną tego roku proceder opłacania około 200 dziennikarzy (120 z mediów publicznych, 80 z mediów prywatnych) przez rząd federalny. W ciągu pięciu lat (2017–2022) dostali oni łącznie 1,5 mln euro za „moderację, teksty, redagowanie, szkolenia, wykłady i inne wydarzenia”. Na liście byli pracownicy takich tytułów jak „Spiegel”, „Zeit”, „Tagesspiegel”, czy stacji telewizyjnych, takich jak ARD, ZDF czy WDR. Blisko 900 tys. euro trafiło do dziennikarzy z sektora publicznego, a około 600 tys. euro – do przedstawicieli mediów prywatnych.
Przy okazji skandalu z Seipelem przypomniano też dwie inne potężne wpadki dziennikarzy niemieckich. W 1983 roku magazyn „Stern” opublikował dzienniki Hitlera. Okazało się, że rzekome osobiste notatki przywódcy III Rzeszy to fałszerstwo dziennikarza Gerda Heidemanna i jego wspólnika. Z kolei w grudniu 2018 roku magazyn „Spiegel” przyznał, że jego dziennikarz Claas Relotius był autorem artykułów naszpikowanych zmanipulowanymi lub kompletnie wyssanymi z palca faktami. Wyszło na jaw, że wielokrotnie nagradzany za te artykuły Relotius przez długie lata bezkarnie wymyślał swoje reportaże, podróże, których nigdy nie odbył, ludzi, z którymi nie rozmawiał lub których po prostu nigdy nie było.