Zamach antydemokratyczny. Ryszard Kalisz i postkomunistyczna hydra » CZYTAJ TERAZ »

Europa wielkich zmian. Krzysztof Wołodźko o tym, czego nie widzą „polne koniki”

Europejską wspólnotę na naszych oczach zastępuje cyniczna brukselska dyktatura. To Unia Europejska rządzona przez mściwą i bezwzględną sitwę, co dobrze pokazało głosowanie w europarlamencie nad odebraniem immunitetu czworgu eurodeputowanym Prawa i Sprawiedliwości. W takiej Europie Polska może być bezbronna wobec niemiecko-rosyjskich interesów, które prędzej czy później znów odżyją. I narastającej, odgórnie narzuconej relokacji muzułmańskiej ludności z Afryki i Azji do Polski - pisze Krzysztof Wołodźko w "Gazecie Polskiej".

muzułmanie w Wielkiej Brytanii
muzułmanie w Wielkiej Brytanii
Gareth Davies from walthamstow, london, Uk, CC BY 2.0 <https://creativecommons.org/licenses/by/2.0> - Wikimedia Commons

Od kilku tygodni śledzę dyskusję na temat konfliktu na Bliskim Wschodzie, kondycji państwa Izrael i muzułmańskiej diaspory w krajach Europy Zachodniej. Wsparcie dla Izraela nawet wśród środowisk filosemickich jest o wiele bardziej powściągliwe, niż można by się spodziewać – dobrze to widać choćby po narracji „Gazety Wyborczej”.

Wpływ ma na to zapewne fakt, że w Tel Awiwie rządzi szczerze znienawidzona na Czerskiej prawicowa koalicja Benjamina Netanjahu. Także przymierzający się do przejęcia władzy w Polsce centrolew Donalda Tuska zachowuje spory dystans do sprawy – dla nich najpewniej i tak najważniejszy będzie głos Berlina w tych kwestiach. 

Polska patrzy na Bliski Wschód

Z kolei rządzący wciąż Polską politycy z dość oczywistych przyczyn jawnie popierają Izrael – najmocniej w tych sprawach brzmi głos ministra spraw zagranicznych Zbigniewa Raua. Tajemnicą poliszynela jest, że to mediacja amerykańska spowodowała pewnego rodzaju ocieplenie w polsko-izraelskich stosunkach w ostatnich latach.

Zastanowiło mnie jednak, że w synagodze Nożyków w Warszawie 7 października zabrakło prezydenta Andrzeja Dudy. W modlitwie żałobnej za ofiary Hamasu uczestniczył wówczas Naczelny Rabin Polski Michael Schudrich. Był też sekretarz stanu w Kancelarii Prezydenta RP Wojciech Kolarski. Ni mniej, ni więcej. 

Z kolei najbardziej propalestyńska wydaje się być młoda, razemowa lewica, przyzwyczajona do mantrowania, że należy odróżniać antysemityzm od antysyjonizmu. Co, być może kiedyś, było prawdą, ale dziś jest tylko próbą ucieczki przed zderzeniem dwóch narastających radykalizmów – izraelskiej nienawiści do Hamasu i terroryzmu muzułmańskiego, który z czasem może na dobre – jak przed kilkoma dekadami – wrócić do Europy. Tym razem nie tylko do Europy Zachodniej.

W jednej z internetowych dyskusji na prawicowym portalu przeczytałem wymianę poglądów tzw. zwykłych użytkowników, że jako Polacy nie musimy się obawiać muzułmanów, bo nigdy nic złego nam nie zrobili. Tradycje polskich Tatarów, sięgające jeszcze czasów I Rzeczypospolitej, kojarzone z Kruszynianami, są godne szacunku.

To piękna karta, ocalona z pożogi dziejów. Fragment historii, z której po wiekach ocalały nie tylko godny podziwu mit, lecz także rzeczywista wspólnota muzułmanów głęboko zakorzenionych w polskości. To należy pielęgnować, troszczyć się o tę relację i nigdy jej nie odrzucać. Jednak z tą świadomością, że nie da się na niej zbudować całej polityki zagranicznej dotyczącej państw o islamskiej tożsamości. 

Europa coraz słabsza wobec przybyszów

Osobną sprawą, o wiele bardziej skomplikowaną, są polskie relacje z krajami arabskimi z czasów zimnej wojny. Byliśmy stroną w geopolitycznym sporze, zyskiwaliśmy sporo na kontraktach gospodarczych z krajami Bliskiego Wschodu, a równocześnie prowadziliśmy antyizraelskie wywiadowcze gry pod dyktando Sowietów. Piewcy znakomitych relacji gospodarczych z krajami arabskimi z tamtych czasów chętnie zapominają o szerszym kontekście. A równał się on Polsce pod moskiewskim butem.

Geopolityczna rekonstrukcja po upadku żelaznej kurtyny nie pozwalała na zachowanie wcześniejszego status quo. Szczególnie że z przyczyn oczywistych zależało nam na wejściu do zachodnich struktur politycznych, gospodarczych i militarnych. 

Obie powyższe historie – starsza i nowsza – wymagają uzupełnienia o współczesny kontekst. A ten staje się coraz trudniejszy. Diaspora muzułmańska, którą kojarzymy z Kruszynianami, miała stulecia na wżycie się w polskość. Dzisiejsze procesy migracyjne w ogóle tego nie umożliwiają – mają zbyt dużą skalę i zachodzą w czasie znacznego osłabienia europejskiej tożsamości. Znakomicie pokazuje to sytuacja w krajach zachodnich. Konflikt między Izraelem a Hamasem (to duży skrót myślowy) pokazał, że obecnie w największych krajach Europy Zachodniej w każdej chwili może zaktywizować się politycznie potężna grupa ludności, która żyje w specyficznej symbiozie z państwami/narodami europejskimi. 

Z jednej strony niemała część tej ludności korzysta z dobrodziejstw europejskich systemów polityczno-kulturowo-gospodarczych. Z drugiej strony nie ma dla nich żadnego szacunku – gniew, przemoc, złość, frustracja, nienawiść, obcość tym razem znajdują upust w antyizraelskich protestach. Ale jaką formę buntu przyjmą w przyszłości? I w jakiej formie przejmą wreszcie polityczną kontrolę nad starzejącą się i wymierającą Europą rdzennych Niemców, Francuzów, Anglików, Belgów, a wreszcie Polaków, Czechów, Słowaków? 

Polityczna poprawność zabija dyskusję

Polityczna poprawność nie pozwala dziś jeszcze zadawać takich pytań, stygmatyzuje podobne obawy. Ale prędzej czy później także lewicowo-liberalne elity, pielęgnujące swój biały na ogół przywilej, zauważą, że są osamotnione. Lub muszą ustąpić. Bo zacznie brakować obecnej, w większości wciąż rdzennie europejskiej, klasy średniej i ludowej. A potężna grupa muzułmanów z Afryki i Azji nie będzie już miała żadnego interesu w tym, by głosować na elity, które uznają za cudze. Tym bardziej że Europa praw człowieka, różnorodności, pluralizmu i tolerancji nie będzie już potrzebna tym nowym społecznościom, dyktującym warunki wymierającym, białym Europejczykom.

Będzie to nowy szowinizm, rasizm i nietolerancja – tylko nie będzie już komu o tym mówić. Ani słuchać tego rodzaju opowieści. Nie będzie już ani postchrześcijańskiej, ani postoświeceniowej Europy.

Dziś może wydawać się to pieśnią odległej przyszłości. Szczególnie w Polsce. Czy rzeczywiście? Można być dziś niemal pewnym, że w kolejnych latach brukselskie elity, korzystając z wysoce prawdopodobnej zmiany władzy w Polsce, będą starały się otworzyć jak najwięcej migracyjnych furtek do naszego kraju. Zachód ewidentnie zamierza w sprawach migracyjnych uciekać do przodu – dalej będzie przyjmował jak najwięcej uchodźców z Afryki i Azji, ale wobec narastających problemów z migrantami Niemiec i Francji do zagospodarowania pozostają państwa unijne Europy Środkowo-Wschodniej. Nie trzeba szczególnej bystrości, żeby to przewidzieć – mechanizmy relokacji służą hojnemu obdzieleniu krajów takich jak Polska identycznymi problemami, jakie ma wciąż zdecydowanie bogatszy Zachód. 

Wilanów i Jagodno jeszcze się zdziwią

Dzisiejsi młodzi, wykształceni z Wilanowa i Jagodna, za dwadzieścia, trzydzieści lat zauważą, że żyją w zupełnie innym kraju. W państwie, któremu przybędzie sporo nowych problemów i wydatków, bo trzeba będzie sobie radzić z napływającą liczbą mieszkańców Afryki i Azji. Lewicowo-liberalne elity zamkną się w swoich enklawach dobrobytu. I będą się cieszyć swoją egzotyczną służbą. Kto wie, może razem z nią będą modlić się codziennie do Allaha. Klasa ludowa i klasa średnia będą miały jednak zupełnie inne wyzwania i przygody związana z takim rozwojem sytuacji. Multikulturowość we współczesnym wydaniu dobrze wygląda tylko z daleka. Albo w oazach zachodniego dobrobytu. Dla wielu rdzennych Europejczyków o niskich i przeciętnych dochodach jest sporym brzemieniem, przeciw któremu coraz częściej występują. I to stąd bierze się popularność tak zwanego populizmu w „starych demokracjach”.

Pechowo dla nas, nowe zagrożenia szybko zwiążą się ze starymi. Położenie między Rosją a Niemcami wymaga od Polski dużej wewnętrznej spójności, na każdym właściwie poziomie. Wymaga dużego bezpieczeństwa wewnętrznego, pokoju publicznego, silnej tożsamości narodowej i wewnątrzsterowności. Kilka tygodni temu miliony Polek i Polaków zachowały się jak konik polny w środku lata. A przecież nadchodzi naprawdę sroga zima.

Gazeta PolskaGazeta Polska / Gazeta Polska

 

 



Źródło: Gazeta Polska

Krzysztof Wołodźko