Gdy tylko usłyszałem o wypadku spowodowanym w Nowy Rok w Kamieniu Pomorskim przez pijanego i jednocześnie naćpanego kierowcę, natychmiast przyszło mi do głowy, że rozpocznie się licytacja na propozycje nałożenia jeszcze surowszych kar dla pijanych kierowców.
Wypadek samochodowy w Bytomiu (dwie osoby ranne) i wypadek tramwaju w Łodzi (dwie osoby nie żyją), które miały miejsce w Trzech Króli, tylko dolały oliwy do ognia. Wyobraziłem sobie Ziobrę Zbigniewa licytującego się z Tuskiem Donaldem, co takim bandytom – sprawcom wypadków – konfiskować, o ile dłużej należy trzymać ich w więzieniu i w ogóle jakie dodatkowe gromy spuścić na ich głowy. Nie miałem wątpliwości, że wśród licytantów oprócz wyżej wymienionych odnajdę również innych polityków, w tym i tej partii, którą popieram i szanuję. Niestety się nie zawiodłem.
Przede wszystkim PR
Niestety, uważam, że podjęcie tego rodzaju dyskusji w chwili, która z natury rzeczy musi być przesycona nie rozsądkiem, ale emocjami, nie służy niczemu oprócz publicznego ujawnienia, że politycy biorący w niej udział mają piarowski stosunek do prawa. A prawo nie powinno być tworzone pod wpływem emocji, powinno wynikać z zimnej i rozsądnej kalkulacji.
Gdy wygłosiłem takie zdanie wobec kilkorga moich znajomych, ci uznali, że w sprawie jeżdżenia po pijanemu jestem dziwnie tolerancyjny. Dlatego też wyjaśniam, że sam nigdy nie wsiadam za kierownicę po alkoholu i staram się aktywnie nie dopuścić, by zrobił to ktokolwiek w moim otoczeniu, i jestem zwolennikiem surowego karania osób łamiących zakaz prowadzenia na podwójnym gazie. Przyznaję to z pewnym zażenowaniem, ponieważ uważam, że taka właśnie postawa powinna być oczywista i powszechna.
Społeczne przyzwolenie
Według mnie kluczem do rozwiązana problemu nie jest eskalacja kar ani konfiskata samochodów. Pijani ludzie wsiadają za kierownicę nie dlatego, że kary są za małe, ale dlatego, że czyn taki, o ile jest dość powszechnie uważany za zły, to cieszy się w społeczeństwie zaskakującą pobłażliwością. Wyobraźmy sobie, co spotkałoby wiezioną w feralnym samochodzie dziewczynę, gdyby zamiast wsiąść do auta, zadzwoniłaby na policję, a ta zdążyłaby zatrzymać sprawcę, zanim spowodował wypadek. Najprawdopodobniej w Kamieniu Pomorskim nie miałaby życia. Byłaby donosicielką, konfidentką albo czymś jeszcze gorszym, a sympatia i współczucie środowiska byłyby po stronie kierowcy. A gdy zwiększymy karę za jazdę po pijanemu, będzie jeszcze trudniej.
Jak złamać taką solidarność? Na przykład wprowadzając do prawa kategorię współodpowiedzialności osób jadących w samochodzie, a może nawet osób, które piły wspólnie ze sprawcą. Być może samo wezwanie na policję współbiesiadników złapanego kierowcy i przeprowadzenie wśród nich postępowania wyjaśniającego zmieniłoby ten stan. A może publiczne ogłaszanie personaliów i wizerunków sprawców i współsprawców (dlaczego nie również w ogłoszeniach parafialnych), a może zawiadamianie ubezpieczyciela i wzrost składki, a może prace społeczne polegające na udziale w zajęciach w okolicznych szkołach. Ale takie rozwiązania nie przychodzą do głów rozochoconych populizmem i emocjami.
PS Swoją drogą pecha ma ten Kamień Pomorski. W Wielkanoc w 2009 r. był tam pożar w hotelu socjalnym – 23 osoby zginęły, 21 było rannych.Książka Przyjaciel wykreślony z życiorysu
Źródło: Gazeta Polska Codziennie
Paweł Piekarczyk