GP: Za Trumpa Europa przestanie być niemiecka » CZYTAJ TERAZ »

Przekop przez naszą mentalność

Od czasów saskich Polska cierpi na wewnętrzną, ciężką chorobę. Państwo, co prawda, jeszcze istnieje, ale immanentnie rozdzierane jest pomiędzy interesy rozmaitych wpływowych koterii, których powodzenie jest ważniejsze niż sprawy państwowe.

Tak niestety przetrwało to w obyczaju do dnia dzisiejszego. Istnieje tylko taka różnica, że miejsce Radziwiłłów, Branickich, Potockich i Poniatowskich zajęli działacze partyjni.

Ministerstwa dzielone są wedle wpływów jak niemalże wojenne łupy, podobnie jest z tzw. mediami publicznymi i spółkami skarbu państwa. Jeszcze gorsza sytuacja panuje w naszych samorządach, które w praktyce przekształciły się w udzielne księstwa partyjnych królików i ich najbliższych koterii. Samorządy prowadzą własne polityki i często są one przeciwne działaniom władz centralnych.

Dawniej interes Rzeczpospolitej był utożsamiany z powodzeniem tego czy innego domu – familii. Polska będzie szczęśliwa, kiedy familia będzie górą nad innymi – mawiało takie ukąpane w egoizmie książątko. Po 1945 roku Polskę przejęło słabe, ale osadzone na stalinowskich bagnetach, towarzycho czerwonych zdrajców i rządzili oni do 1990 roku, aby potem zakazić wszelkie próby budowania suwerennego państwa. Następnie z rachitycznych początkowo struktur partyjnych, które były przecież obłożone anatemą przez takich cwaniaków jak Bronisław Geremek czy Jerzy Turowicz (mieli nadzieję na liderowanie w amorficznym środowisku czerwono-kolaboranckim, które właśnie stroiło się w szaty weteranów opozycji i pezetpeerowskich reformatorów), wykiełkowały środowiska, które trwale zdominowały polska politykę do dnia dzisiejszego. Niestety retoryka polityczna, pomimo upływu epok, niewiele się  zmieniła. Nadal wielu publicznych garłaczy utożsamia patriotyzm i obywatelską odpowiedzialność z powodzeniem tej czy innej koterii. Być może taki właśnie jest powód, dla którego do dziś nie powstały znaczące rozprawy projektujące cele państwa polskiego, polskiej suwerenności i przyporządkowujące jej konkretne strategie oraz metody działania.

Tyle teoretycznego marudzenia, teraz do rzeczy. Kiedy obserwuję poleczkę, jaka rozgrywa się wokół „przekopu Mierzei Wiślanej i sprawy pogłębienia toru wodnego od przekopu do portu w Elblągu”, mimowolnie stają mi przed oczami obrazy z naszej przeszłości. Znów doraźne interesiki, ambicyjki i szczurze strategie karłowatych polityków biorą górę nad powodzeniem Rzeczpospolitej jako organizacji niepodległych Polaków. Zamiast zrobić wszystko, aby nowa droga wodna okazała się cenna i budująca dla polskiego państwa, samorządowcy uczynili wiele, aby nic nie przyniosło spodziewanych profitów. Skoro już udało się dokończyć przekop – wbrew kłodom rzucanym pod nogi przez lobbystów interesów niemieckich i rosyjskich – to teraz toczy się dosyć karłowa gierka, aby wykazać, że inwestycja ta była jedynie wyrazem partyjnej tromtadracji PiS-u i w niczym naszej gospodarce się nie przysłuży. Cały szkopuł bowiem w tym, że władzę samorządową w Elblągu dzierżą dziś partyjni koledzy Donalda Tuska, a sukces „przekopu” i „toru wodnego” będzie mógł być przypisany urzędnikom z nominacji PiS-owskiej. Władze samorządowe Elbląga nie kwapią się zatem do pogłębienia kanału portowego, bo istotnie może to sprawić, że do miejskiego portu zacznie zawijać więcej statków – i komu to się politycznie może opłacić? W tym wypadku Polska nie odgrywa – w takim myśleniu – żadnej roli. Kraj jest ważny tylko wtedy, gdy my nim rządzimy!

Z drugiej strony sam „przekop” został tak propagandowo rozdmuchany i nadęty, że każdy, kto zobaczy go w rzeczywistości, musi przeżyć rozczarowanie. Zamiast epokowej inwestycji zobaczy kanał, którym obecnie może przepłynąć kilka żaglówek naraz. Bez pogłębionego toru wodnego przez Zalew i bez wejścia do portu w Elblągu. W takim kształcie inwestycja rzeczywiście jest na razie tylko drogą, polityczną zabawką i spełnieniem naszych polskich ambicji zrobienia czegoś na przekór potężnym sąsiadom, za to w trosce o własne, gospodarcze interesy. To działanie wcale nieczęste w naszej publicznej praktyce.

Ku temu, by ciągle głosić, że „przekop” nic nie daje i jest „pisowską hucpą”, środowiska postkomunistyczne i peowskie robią wszystko, aby zablokować powodzenie tej inwestycji i sabotując jej znaczenie, doprowadzić do klęski projektu. Ten spór pomiędzy Ministerstwem Infrastruktury a samorządem Elbląga będzie pewnie się zaostrzał aż do wyborów parlamentarnych. Pomijając podejrzenia, że w sabotowanie projektu mogą być zaangażowane ościenne agentury i kupieni przez nie działacze, konflikt ten dobitnie pokazuje, że nie istnieje obecnie żadna sprawa, która może połączyć politycznych antagonistów. Nie istnieje Summa Polonica, wobec której milkną polityczne działa i propagandowy jazgot.
 

 



Źródło: Gazeta Polska

Witold Gadowski