- Gazeta Wyborcza zamieściła właśnie (24.04) trzystronicowy wywiad z prof. Joanną Tyrowicz, „senacką” członkinią Rady Polityki Pieniężnej. Jak się należało spodziewać wywiad ten obfituje w krytyczne opinie o polityce Narodowego Banku Polskiego. Jest on okazją do kolejnego już zadenuncjowania kierownictwa NBP: „Problem z naszym bankiem centralnym leży… w tym, że kierują nim ludzie nierozumiejący misji banku centralnego”. Otóż o polityce NBP współdecyduje dziesięcioosobowa RPP - pisze dla Niezalezna.pl Leon Podkaminer, doradca prezesa Narodowego Banku Polskiego. Tekstu nie chciała opublikować "Wyborcza", publikujemy my!
W "Gazecie Wyborczej" ukazał się wywiad z Joanną Tyrowicz, członkiem Rady Polityki Pieniężnej. Padły tam słowa, co do których polemikę chciał zamieścić Leon Podkaminer, doradca prezesa NBP. "Wyborcza" odmówiła publikacji polemiki - publikujemy więc ją na Niezalezna.pl. Zachęcamy do lektury tekstu przygotowanego przez profesora ekonomii, doradcę prezesa banku centralnego.
Gazeta Wyborcza zamieściła właśnie (24.04) trzystronicowy wywiad z prof. Joanną Tyrowicz, „senacką” członkinią Rady Polityki Pieniężnej. Jak się należało spodziewać wywiad ten obfituje w krytyczne opinie o polityce Narodowego Banku Polskiego. Jest on okazją do kolejnego już zadenuncjowania kierownictwa NBP: „Problem z naszym bankiem centralnym leży… w tym, że kierują nim ludzie nierozumiejący misji banku centralnego”. Otóż o polityce NBP współdecyduje dziesięcioosobowa RPP.
Z całym szacunkiem do merytorycznych kwalifikacji p. Tyrowicz (uznanej specjalistki w dziedzinie rynku pracy), nie uważam, by jej prywatne zdanie na tematy związane z inflacją i polityką pieniężną miało ważyć więcej, niż zdania siedmiu innych członków RPP firmujących politykę Banku. Co więcej, mam podstawy by przypuszczać, że jej własne rozumienie misji banku centralnego (a nawet samej inflacji) jest raczej ułomne.
P. Tyrowicz starannie unika udzielenia jednoznacznej odpowiedzi na proste pytanie: „co pcha inflację w górę”. W zamian serwuje dużą porcję banalnych refleksji typu „ceny zawsze się zmieniają”, albo „inflacja spadnie, ale ceny nie wrócą do starych poziomów” (co zresztą niekoniecznie jest prawdą). Zupełnie nietrafione jest za to powiązywanie obecnej inflacji z „brakiem wzrostu wydajności” – a ten ostatni (brak) z niskimi nakładami inwestycyjnymi. Słaby wzrost wydajności (pracy) można uznawać za potencjalnie inflacjogenny przy wysokim wzroście płac – tj. przy rosnącej presji kosztów pracy. Tej presji wcale nie doświadczamy! Nie funkcjonuje żadna spirala cen i płac w gospodarce światowej (co przyznają nawet eksperci Międzynarodowego Funduszu Walutowego). A także w Polsce (i gdzie indziej, co wykazywałem już wcześniej). Nominalnie płace z trudem podążają za cenami, a udział płac w kosztach działalności gospodarczej obniża się. Z kolei powiązywanie dynamiki inwestycji z dynamiką wydajności pracy jest o tyle nietrafne, że z reguły efekty inwestycji (w tym zmiany wydajności pracy) mogą pojawić się dopiero po pewnym czasie (często raczej dłuższym) podczas gdy z inflacją mamy do czynienia tu i teraz. Zauważmy, że inwestycje słabowały od dawna – nawet wtedy, gdy mieliśmy deflację – przeciwieństwo inflacji. Warto też pamiętać, że (1) zwiększenie inwestycji sprzyjałoby, momentalnie, zwiększeniu inflacji, a nie jej zmniejszeniu; (2) sam wzrost gospodarczy (nawet będący po części zasługą ekspansywnej polityki makroekonomicznej) ma tendencję do przyspieszania wzrostu wydajności (prawo Kaldora-Verdoorna). Stagnacja obniża wzrost wydajności. Jest więc wyobrażalne, że stagnacja (będąca skutkiem zalecanej przez p. Tyrowicz radykalnej podwyżki stóp procentowych) mogłaby podtrzymywać inflację raczej niż ją hamować!
Prof. Tyrowicz ubolewa (raczej nieszczerze) nad losem przedsiębiorcy, którego inflacja pozbawiła (rzekomo) pewności działania i skłania do podwyżek cen własnych produktów „o wskaźnik przyszłej inflacji… to błędne koło, twierdzi p. Tyrowicz. I dodaje: „inflacja… tnie nożyczkami wszystkie nici społeczno-gospodarcze”. Ten dramatyczny opis zupełnie nie odpowiada rzeczywistości. „Błędne koło” musiałoby się kręcić coraz szybciej – tymczasem dane dowodzą, że kręci się ono jednak coraz wolniej: inflacja powoli się obniża. „Wszystkie nici społeczno-gospodarcze” zerwane? Przesada i demagogia. Oto wciąż wzrasta – i to coraz bardziej – produkcja przemysłowa akurat dóbr inwestycyjnych (a także konsumpcyjnych nietrwałych). Bardzo wzrasta ilość nowych zamówień lokowanych w przemyśle. Owszem ogólna dynamika całej produkcji przemysłowej jest dość słaba (ma tym swój udział słabnąca energetyka). Słabnięcie dynamiki produkcji jest jednak zasługą niedostatecznego popytu krajowego, a nie jakichś mitycznych „przeciętych nitek”. Produkcja eksportowa ma się bardzo, bardzo, dobrze. Najwyraźniej eksporterzy (i ich kontrahenci zagraniczni) wcale nie przejmują się inflacją i nie podzielają obaw co do zamieszania na rynku walutowym (i dewaluacji złotego). Obu tych „zjawisk” wyczekuje natomiast p. Tyrowicz.
Jak, w obecnych warunkach, misję banku centralnego rozumie prof. Tyrowicz? Rzecz jest dobrze znana: jej zdaniem potrzeba tylko „wystarczająco restryktywnej polityki pieniężnej ograniczającej aktywność gospodarczą przejściowo” (przejściowo? – tzn. na jak długo? Rok? Dwa lata? Trzy? Z jakim poziomem bezrobocia: 10 proc.? 15 proc.? 20 proc.?). Krótko mówiąc jej zdaniem należy podnieść stopy procentowe NBP - raz a dobrze. A więc mielibyśmy kolejną „terapię szokową” (w istocie zaś … szok bez terapii).
P. Tyrowicz zdaje się wciąż sugerować, że inflację napędza nadmierny popyt konsumpcyjny. Nie dostrzega oczywistych faktów: (1) postępuje oto przyspieszona erozja realnych zasobów pieniężnych i dochodów bieżących sektora gospodarstw domowych; (2) kurczą się rozmiary kredytowego zadłużenia tychże; (3) pogłębia się realny spadek sprzedaży detalicznej. W tej sytuacji postulowanie podwyżek stop procentowych to zachęta do dalszego „upuszczanie krwi” pacjentowi i tak dotkniętemu ciężką anemią. Rzecz nie tylko w pogłębieniu spadku spożycia – ale też w spadku popytu (tj. zbytu), który odczuje większość przedsiębiorstw.
Co gorsza, skutki podwyżek stóp będą dewastujące szczególnie dla „przedsiębiorcy” – zwłaszcza zadłużonego z tytułu zaciągniętych kredytów inwestycyjnych (bądź obrotowych). Wtedy dopiero rozleje się po kraju fala opóźnień w regulowaniu wzajemnych płatności i fala niewypłacalności i bankructw. Wtedy dopiero doświadczymy rzeczywistego „cięcia nici społeczno-gospodarczych”.
W mojej ocenie prof. Tyrowicz – tak samo jak pozostała dwójka „senackich” członków obecnej RPP – kontestuje decyzje i postawę CAŁEJ Rady (w tym Prof. Glapińskiego) z powodów absolutnie pozamerytorycznych. Uważam, że są to powody czysto polityczne. Odnoszę wrażenie, że artykułowana przez nich krytyka polityki NBP ma na celu uderzać we „władzę PiS”.
Intencje większości orędowników bardziej restrykcyjnej polityki pieniężnej (oraz fiskalnej) wydają mi się całkiem przejrzyste. Nie idzie im wcale o spowolnienie inflacji. Obecnej inflacji nie spowolnią żadne podwyżki stóp procentowych. Idzie o dołożenie do społecznych trosk wynikających z wysokiej inflacji (moim zdaniem niezawinionej przez NBP) dodatkowych niedogodności: wepchnięcia masy gospodarstw i firm zadłużonych w bankructwo i „zmajstrowanie” stagflacji, z rosnącym poziomem bezrobocia. Jak słusznie zauważa prof. Andrzej Wojtyna, inny prominentny krytyk polityki NBP, „społeczeństwo polskie cechuje zaskakująco duża tolerancja na koszty inflacji…” Jest więc jasne, że sama tylko inflacja nie wzbudza jeszcze takich emocji społecznych, jakich życzyłaby sobie dzisiejsza opozycja polityczna. Inflacja niewystarczająco podkopuje „władzę PiS”? To może decyzjami NBP (i na rachunek PiS) zafundujemy opornemu społeczeństwu jeszcze coś extra!