Zamach antydemokratyczny. Ryszard Kalisz i postkomunistyczna hydra » CZYTAJ TERAZ »

Święty kocha Boga - o talentach Jana Pawła II. „Skarbiec, z którego stale będziemy czerpali”

"Jan Paweł II był człowiekiem tak wielowymiarowym, że trudno zamknąć tę postać w kilku cechach. Na pewno był mistykiem, czyli człowiekiem, dla którego więź z Bogiem jest najgłębszym korzeniem jestestwa" - przypominamy wywiad z ks. biskupem Michałem Janochą. O talentach św. Jana Pawła II z księdzem biskupem rozmawiał Piotr Jackowski.

Św. Jan Paweł II był człowiekiem wielu talentów
Św. Jan Paweł II był człowiekiem wielu talentów
Marcin Pegaz/Gazeta Polska

Kto jest świętym?

Najprościej można odpowiedzieć, cytując Arkę Noego: „Święty kocha Boga, życia mu nie szkoda”. Święty to człowiek, który poprzez miłość Boga jest w pełni wolny i Bóg wyzwala w nim wszystkie złożone w sercu i w duszy skarby i talenty, które służą innym.

A co było talentem Świętego Jana Pawła II?

Jan Paweł II był człowiekiem tak wielowymiarowym, że trudno zamknąć tę postać w kilku cechach. Na pewno był mistykiem, czyli człowiekiem, dla którego więź z Bogiem jest najgłębszym korzeniem jestestwa. A przy tym poprzez całe jego życie – człowieka sztuki, człowieka teatru, człowieka poezji, człowieka ciężkiej fizycznej pracy, człowieka wywodzącego się z narodu, który musiał walczyć o swoją niepodległość – wykuł się taki kształt, który obejmował mnóstwo wymiarów. Był człowiekiem otwartym na różne wymiary rzeczywistości, a przy tym wybitnym filozofem i poetą.

Brzmi to jak opis człowieka renesansu i jego talentów, a nie opis cnót heroicznych.

Tak, ale poprzez pryzmat mistyki i miłości Boga te talenty stają się czynnikiem świętości. Przecież świętość nie jest jakąś nadbudową na bazie, mówiąc po marksistowsku, tylko jest przeświecaniem światła poprzez człowieczeństwo, a poprzez miłość Boga, otwarcie na Ducha Świętego to wszystko rozbłyska.

Na pewno jednym z wielkich talentów Jana Pawła II był talent głębokiego kontaktu z ludźmi, talent głosiciela Ewangelii.

Gdy mówi się o Janie Pawle II jako mistyku, często zwraca się uwagę na jego dar profetyczny, zdolność rozpoznawania czasu, a także w ramach tego, co ksiądz biskup powiedział o szczególnym talencie do kontaktu z ludźmi, talent do otwierania serc i w pewnym sensie otwierania historii, nadawania jej biegu…

To otwieranie szło w różnych kierunkach. Jeśli się prześledzi te ponad sto pielgrzymek, żaden papież, nie mówiąc już o politykach, nie pokonał takiej drogi, nie otworzył tylu serc. To były pielgrzymki, które uświadamiały ludziom, do których przybywał, ich własne korzenie historyczne, znaczenie ich, jeśli byli chrześcijanami, własnego chrztu, zwią-zaną z nim filozofię dziejów.

Otwierał na rzeczywistość, na jej różne wymiary: społeczne, religijne, kulturalne – można powiedzieć na świat natury i kultury. Otwierał na przyszłość, ukazywał jej wizję. Ale przede wszystkim otwierał na Boga, który to wszystko oświetla.

W kontakcie z ludźmi chyba bardzo pomagało to, że papież za każdym razem starał się przemawiać w językach narodowych.

Tak, to jest też niezwykłe, bo język jest tą najbardziej delikatną i osobistą częścią kultury, poprzez którą mamy dostęp do najgłębszych warstw człowieczeństwa, więc tutaj zdolności językowe papieża rzeczywiście niesłychanie pomagały w tym przekazie. Można w tym widzieć jakieś kolejne wcielenie tajemnicy Wieczernika.

Papież pokazuje korzenie i poprzez poszanowanie języka pokazuje różnym ludom ich tożsamość narodową jako wartość.

Kiedy mówimy o pielgrzymkach do konkretnych krajów, to są zawsze spotkania z konkretnymi ludźmi, z konkretnymi narodami bądź grupami etnicznymi. I kiedy się ma mocne poczucie własnych korzeni narodowych, dużo łatwiej jest zrozumieć te same korzenie bądź pragnienie ich określenia u innych. Pamiętam, jak kiedyś jechałem na Ukrainie pocią-giem, to było zaraz po wizycie Jana Pawła II, i jeden ze współpasażerów, taki prosty człowiek, widząc, że jestem księdzem – sądzę, że sam był niewierzący – powiedział, że żaden z ich przywódców politycznych nie mówił z taką miłością o Ukrainie jak Jan Paweł. Ten pan gratulował mi, że mamy takiego rodaka, który tak potrafi zrozumieć ich naród. Myślę, że pewnie wiele osób na wielu kontynentach, w wielu miejscach świata mogłoby coś takiego powiedzieć.

Początek pontyfikatu Jana Pawła II to czas, gdy Ksiądz Biskup rozpoznał swoje powołanie kapłańskie.

Wybór papieża zbiegł się z czasami mojego przebudzenia religijnego. Nie będę tu może oryginalny, bo takich ludzi są w Polsce tysiące, ale ten czas był dla mnie odkryciem, w tamtym kontekście historycznym, politycznym, społecznym – nagłym odkryciem, że oto jesteśmy dziećmi narodu, który ma tysiąc lat, że oto jesteśmy powołani do wolności, że oto jesteśmy razem, bo przecież to społeczeństwo było w jakimś stanie uśpienia, pewnej amnezji. Pierwsza pielgrzymka do ojczyzny w 1979 r. i msza na placu Piłsudskiego (wtedy pl. Zwycięstwa) była tym pierwszym i chyba najważniejszym wydarzeniem również w moim życiu, do którego ciągle wracam. To było dla mnie i Betlejem, i Wieczernik, i… wszystko.

A pamięta Ksiądz Biskup ten dzień – 16 października 1978 r.?

Tak, pamiętam. Dostałem telefon od znajomego księdza, że papież jest Polakiem, włączyłem radio i nawet sobie to nagrałem na magnetofonie szpulowym – pierwszą wiadomość w Polskim Radiu, gdzieś tam wciśniętą pomiędzy kampanię buraczaną i wykopki, że oto Karol Wojtyłła, bo tak wtedy wymówiono to nazwisko, został papieżem. Nie wspomniano nawet o tym, że jest Polakiem, a przecież nie był tak powszechnie znany jak kard. Wyszyński. Pobiegłem do znajomego księdza, który mieszkał na plebanii przy ul. Książęcej, naprzeciwko Komitetu Centralnego PZPR. Zebrało się nas wtedy bardzo dużo i ze zdziwieniem patrzyliśmy, jak do budynku vis-à-vis KC podjeżdżają długie czarne limuzyny i w środku zapalają się światła. Wtedy właśnie powstał ten dowcip, że na wieść o „Habemus papam” Edward Gierek, pierwszy sekretarz partii, miał odpowiedzieć: „To habemus klapam”.

Jan Paweł II to papież, ale i zarazem brat w kapłaństwie – co to dla Księdza Biskupa oznacza?

Przeczytałem wszystkie listy do kapłanów, które kierował w Wielki Czwartek – to bardzo osobiste listy, pełne głębi i miłości, a jednocześnie czytając je, miało się świadomość, że to są ciągle listy apostolskie, że żyjemy w czasach apostolskich.

Jest taka anegdota, że kard. Wojtyła kazał sobie w samochodzie zamontować stoliczek z lampką, by w trakcie podróży po Polsce nie tracić czasu i pracować w aucie.

No ja to teraz rozumiem, bo jako biskup spędzam w samochodzie niemałą część życia. To rzeczywiście jest jedyny czas, kiedy można coś przeczytać, coś napisać, a teraz jeszcze można rozmawiać przez telefon.

Oczywiście to był człowiek, który miał wielki talent, zupełnie genialny, do organizowania swojego czasu. Najbardziej mnie poruszają osobiste listy, na które odpowiadał różnym ludziom. Pamiętam, jak kiedyś w Laskach przy śniadaniu ojciec Fedorowicz spośród sterty listów, które dostawał, nagle otwiera list z odręcznym pismem Jana Pawła. To zawstydza, kiedy człowiek nie znajduje czasu, by do tylu ludzi się odezwać.

Wspomniał Ksiądz Biskup pierwszą pielgrzymkę i homilię z pl. Zwycięstwa ze słynnym wezwaniem: „Niech zstąpi Duch Twój i odnowi oblicze ziemi, tej ziemi”. Jakie inne momenty z pielgrzymek papieskich są dla Księdza Biskupa ważne?

Na pewno wspomniany pl. Zwycięstwa, ale także kościół św. Anny i spotkanie z młodzieżą na pl. Zamkowym. Także z tej samej pielgrzymki homilia na krakowskich Błoniach, kiedy padły słowa przywołujące wielkie dziedzictwo wiary św. Wojciecha i św. Stanisława, i gdy papież spytał: „Czy można odepchnąć to wszystko? Czy można powiedzieć »nie«? Czy można odrzucić Chrystusa i wszystko to, co On wniósł w dzieje człowieka?”. I odpowiedź, że oczywiście można, ale czy wolno i w imię czego wolno. Myślę sobie, że to były słowa profetyczne, które dzisiaj nie tracą na aktualności, a może nawet zyskują.

Również rok 1987 i homilia z dnia zakończenia Kongresu Eucharystycznego przed Pałacem Kultury – jakaś kosmiczna perspektywa Ewangelii, kiedy ten Pałac Kultury i ten plac, i cała Polska nagle się znajdują złączone w jakąś porywającą wizję dziejów, wizję Trójcy Świętej, odkupienia i Eucharystii.

Ale tych momentów było przecież znacznie więcej i długo by je wymieniać.

Co z nauczania Jana Pawła II wydaje się szczególnie istotne dziś?

Pokazanie, że każdy człowiek ma swoje korzenie. W czasach, kiedy zapominamy, kim jesteśmy, i wiele nurtów ideologicznych świadomie odcina się od swojej przeszłości. Że te korzenie to więź z Bogiem, bez której nie da się zbudować żadnej głębszej więzi z ludźmi. Oczywiście rodzina, w której się to wszystko zaczyna i dojrzewa.

Dyskurs o cywilizacji życia i cywilizacji śmierci jest profetyczny – jesteśmy świadkami kolejnej odsłony tej walki, którą już św. Augustyn opisał przed wiekami, a którą możemy znaleźć w Apokalipsie.

Jakie elementy nauczania Jana Pawła II są jeszcze przed nami do rozpoznawania, do szczególnej analizy?

Czas pokaże. Myślę, że myśl Jana Pawła to taki skarbiec, z którego stale będziemy czerpali. W gruncie rzeczy to robimy, często zupełnie nie wiedząc. Oddziaływanie innych ludzi, wielkich ludzi, jest często bardzo niewymierne i nie da się go w jakiś prosty sposób zbadać. Posłużę się tu średniowieczną metaforą: jesteśmy jak karły na grzbiecie olbrzyma, i dzięki temu możemy więcej zobaczyć, a czasem zapominamy o tym i wydaje nam się, że to my sami, że to nasza zasługa.

W dużym stopniu myślimy, czujemy Janem Pawłem, a z drugiej strony on sam jest też owocem tysiącletniej historii swego narodu, dziejów Europy, dziejów Kościoła – człowiekiem, który w sobie potrafił niejako streścić wielki etos polski i chrześcijański, a jednocześnie uniwersalny.

Wywiad w wersji pierwotnej ukazał się w „Gazecie Polskiej Codziennie” w dniu 16.10.2018 r. Przeczytacie go także w najnowszym weekendowym wydaniu "GPC". 

 



Źródło: niezalezna.pl

#Jan Paweł II

Piotr Jackowski