10 wtop „czystej wody”, czyli rok z nielegalną TVP » Czytaj więcej w GP!

Hołownia – koniec nadziei?

W poniedziałek 27 marca minął rok od rejestracji partii Polska 2050 Szymona Hołowni. Następnego dnia Marek Sawicki z PSL zapowiedział w rozmowie z radiową Jedynką, że najprawdopodobniej po świętach Wielkiejnocy ludowcy i ugrupowanie Hołowni ogłoszą start z jednej listy wyborczej. To chyba dobry moment na podsumowania, które, nie ma co ukrywać, nie wypadają najlepiej dla ugrupowania, trochę na wyrost kreującego się na nową jakość w polskiej polityce.

Szymon Hołownia ogłosił swój start w wyborach prezydenckich w grudniu 2019 r. Początkowo wielu wyborców nie traktowało go poważnie, a ci, którzy myśleli, że może on wpłynąć na wyniki, uważali go za kogoś, kto ma odegrać rolę nowego Pawła Kukiza lub Ryszarda Petru. Odpowiednio więc zaktywizować elektorat nowy lub zniechęcony, by finalnie wesprzeć jednego z głównych kandydatów. W tym przypadku przedstawiciela Platformy. Sytuacja zaczęła się komplikować wraz z kryzysem tego ugrupowania. Fatalna kampania Małgorzaty Kidawy-Błońskiej i słabe przywództwo Borysa Budki, połączone dodatkowo z nieufnością elektoratu PO wobec pandemicznych procedur wyborczych, sprawiły, że niespodziewanie prędzej to któryś z kandydatów centrum, Hołownia lub Władysław Kosiniak-Kamysz, mieli sondażowe szanse na pokonanie Andrzeja Dudy w drugiej turze. Jak pamiętamy, Platforma zmieniła kandydata, Rafał Trzaskowski przegrał z Andrzejem Dudą o włos, ale Szymon Hołownia wypadł nieźle, zyskując prawie 17 proc. poparcia w pierwszym głosowaniu.

Czas wzrostu, do powrotu Tuska

Ten sukces, wzorem Kukiza, postanowił zdyskontować, tworząc najpierw ruch, a później partię polityczną Polska 2050. Jednak już wyborczy sukces Hołowni w wyborach prezydenckich stał się przyczyną jego pierwszego kłopotu.

Choć bowiem świeżo upieczony polityk otoczył się figurami z zaplecza III RP, a w kampanii na ostatniej prostej wspierał Trzaskowskiego, wprost do głosowania na niego nie wezwał. Tymczasem pewien procent jego wyborców, zapewne bardziej zwracających uwagę na dawny, katolicki wizerunek Hołowni niż jego polityczne powiązania z liberalnym salonem, poparł Andrzeja Dudę, czego wielu sympatyków Trzaskowskiego nigdy mu nie wybaczyło. Gdy nowa siła polityczna zaczęła być notowana w sondażach, rosła szybko i zaczynała wyprzedzać Platformę, jednak wzrost ten zatrzymał powrót Donalda Tuska.
Tusk odzyskał dla PO wielu utraconych wyborców, lecz nie przejął całego elektoratu Polski 2050. Ta tymczasem stała się dodatkowo ugrupowaniem parlamentarnym, bo choć nie przeszła żadnej wyborczej weryfikacji, skutecznie kłusowała w innych klubach. W najlepszym momencie partia Hołowni miała ośmiu posłów i jednego senatora. Hołowni nie przysłużyła się tu chronologia wyborcza. Kukiz stał się sensacją wyborów prezydenckich, założył więc ruch, który na fali świeżej popularności lidera wprowadził do Sejmu spore grono posłów w kilka miesięcy później.

Szymon Hołownia swój wyborczy sukces odniósł w wyborach prezydenckich, które odbywały się niecały rok po parlamentarnych. Gdy założył ruch, nie mógł liczyć na dowiezienie efektu świeżości aż do końca kadencji parlamentu, sięgnął więc po „używanych polityków”, czym mocno podważył swój wizerunek. Wciąż jednak był na fali wznoszącej, co przerwał dopiero Tusk.

Wyklęty przez Donalda

Dziś partia Hołowni nie notuje już poparcia powyżej 10 proc., straciła też dwoje posłów, w tym liderkę koła (Hanna Gill-Piątek), a według sejmowych plotek do odejścia szykują się jeszcze jedna lub dwie osoby z koła. Po drodze ugrupowaniu przytrafił się poważny kryzys wizerunkowy – finanse Polski 2050 zostały zakwestionowane przez PKW, a sąd odrzucił odwołanie, złożone przez działaczy.
Jednak największy problem ugrupowania leży w tym, co początkowo było jego atutem – w liderze. Hołownia jako grzeczny katolicki chłopiec z telewizji był znakomity, gdy trzeba było uwodzić konserwatywnego wyborcę, stał się jednak problemem, gdy już zdobytego poparcia nie chce bezwarunkowo przekazać Platformie.

Tuż przed weekendem lider Polski 2050 wygłosił w swoim emocjonalnym stylu mowę o nienawiści w przestrzeni publicznej. W ramach walki z tym zjawiskiem zgłosił postulat... likwidacji Twittera. Pomysł ten został bezlitośnie wyśmiany również przez prawicę, jednak chyba wszystkim umknęło tło, na którym wyrosła ta desperacja.

Hołownia od wielu tygodni, a nawet miesięcy, jest wściekle atakowany nie przez wyborców PiS, ale sympatyków Donalda Tuska niemogących wybaczyć mu (a także liderowi PSL) braku jednej listy. Te emocje w charakterystyczny sposób wyraził ostatnio Tomasz Lis.

– Szymon Hołownia już raz dał zwycięstwo PiS. Gdyby nie on, gdyby nie jego, według mnie, skrajnie nieodpowiedzialne zachowanie, dziś z księciem Williamem spotykałby się nie łamiący angielski Andrzej Duda, ale Rafał Trzaskowski – mówi na swoim kanale dziennikarz, który niedawno lidera Polski 2050 nazwał „Kałownią”, po czym przechodzi do tłumaczenia motywacji polityka: – (…) Gdyby Trzaskowski został prezydentem, to byłoby wielce prawdopodobne, że miałby także w kieszeni reelekcję za dwa lata. Krótko mówiąc, Hołownia musiałby odłożyć swoje ambicje i marzenia o prezydenturze o kolejnych dziesięć lat – dekada, dużo się może zdarzyć. Nie chciał czekać, w związku z tym poświęcił Polskę, interes własnego kraju i de facto na tacy podał prezydenturę Andrzejowi Dudzie. Bycie swego rodzaju mesjaszem – ambitnie, przyznaję, ale przypominam, na razie ocalił nie Polskę, tylko Dudę.
Sam Hołownia zaczyna to dostrzegać, mówi dziś całkiem przytomnie o „kościele jednej listy” i „zaganianiu baranów do dwóch zagród”, co wywoła zapewne nową falę złości platformianych kiboli.

Blaski i cienie sojuszu z PSL

Być może sojusz z PSL jest dziś jedynym rozwiązaniem, pojawia się jednak, tak jak wcześniej było z Kukizem, problem braku spójności. Nie tylko między Polską 2050 a PSL, lecz również między samą partią a jej wyborcami.

Przypomnijmy, że w niedawnym głosowaniu w Sejmie posłowie Hołowni wstrzymali się od głosu w sprawie uchwały w obronie Jana Pawła II, a Tomasz Zimoch głosował wręcz, wspólnie z Lewicą, przeciw. PSL uchwałę poparło, wcześniej zgłaszając też własny projekt. Ogłoszony przed kilkoma dniami sondaż Oko.press pokazuje jednak, że wśród wyborców Polski 2050 odsetek oczekujących skupienia się na trosce o pamięć o papieżu nie przekracza 50 proc., jest jednak trochę wyższy niż elektoratu PSL. Wydaje się więc, że partia sobie, lider (wciąż uważany przez wielu za dość konserwatywnego, choć gotowego do zostawiania tego konserwatyzmu w domu) sobie, a wyborcy – sobie.

Zauważmy, że ludowcy, choć wciąż odwołują się do centrowej, lecz konserwatywnej identyfikacji, też mają z tym od lat problem. Koalicja Polska powstawała jako centroprawicowa, według pierwszych deklaracji otwarta nawet na środowisko Marka Jurka siła polityczna. Jednak nawet z Kukizem nie udało się utrzymać jedności po wejściu do parlamentu, w sferze pryncypiów poszło o Unię, w sferze przyziemnej podobno również o kasę.

Do partii ludowej, konserwatywnej i centrowej pasują być może sam Szymon Hołownia i połowa jego wyborców, lecz już niekoniecznie zerkający raczej w lewo posłowie. Ludowcy sami są jednak zbyt blisko progu wyborczego, by nie szukać wehikułu, który poprzez miasta dowiezie ich jednak do Sejmu, jak Kukiz’15 cztery lata temu. Z kolei działacze Hołowni mają się obawiać, że zostaną łatwo przykryci przez starszych kolegów, bogatszych w doświadczenie, a przede wszystkim – lokalne struktury.

Szymon Hołownia nie jest już ani nadzieją polskiej polityki, ani liderem internetowych zasięgów. Pozostaje zbyt mało samodzielny i związany z establishmentem III RP (wszyscy jego dzisiejsi posłowie weszli do Sejmu z list PO), by faktycznie stać się kimś na miarę Pawła Kukiza sprzed kilku lat, równocześnie jednak za mało uległy, by dostać koncesję na istnienie w polskiej polityce od bardzo zaborczego elektoratu Platformy.

Koniec pierwszego roku istnienia partii Polska 2050 nie powinien nastrajać jej działaczy do radosnego świętowania.

 



Źródło: Gazeta Polska Codziennie

#Gazeta Polska Codziennie

Krzysztof Karnkowski