Jeśli jest w polityce coś, czym gardzę, to jest to typ węgorza, który jest tak giętki, że najchętniej ugryzłby się we własny ogon - powiedziała kiedyś Margaret Thatcher, Żelazna Dama, która odeszła w kwietniu tego roku.
Śliskich typów na polskiej scenie politycznej nie brakuje. To dzięki ich zabiegom, obalaniu zasad i wywracaniu pojęć opinia publiczna była w stanie strawić nawet najbardziej ohydne czyny, które w krajach cywilizacji zachodniej zmiotłyby ich autora. Jak zakłamywanie Smoleńska (znajdą się opozycjoniści, którzy wytłumaczą, że dochodzenie prawdy służy Moskwie), systemowe przypisywanie Polakom antysemityzmu (znajdą się pieniądze na „Pokłosie”), szarganie uczuć chrześcijańskich (znajdą się tacy, którzy wyjaśnią, że ocieranie się pseudoartysty genitaliami o figurę Jezusa to kultura wyższa).
Premier nie musi się tłumaczyć z niczego - począwszy od tego, dlaczego jego syn używał pseudonimu Józef Bąk, skończywszy na tym, dlaczego 10 kwietnia 2010 r. był tak zadowolony podczas rozmowy z Putinem. Pocieszające jest, że wyborcy, tak jak Margaret Thatcher, zaczynają gardzić politycznymi węgorzami.
Źródło: Gazeta Polska Codziennie
Anita Gargas