Koszulka "RUDA WRONA ORŁA NIE POKONA" TYLKO U NAS! Zamów już TERAZ!

Nadchodzi „Strefa 11”?

Zapomniany i pogrążony w wątpliwej sławie swojego twórcy-alimenciarza Komitet Obrony Demokracji znów dał o sobie znać. Tym razem jednak nie nawołuje do „rozprawy z PiS”, lecz poważnie deklaruje, że przypilnuje wyborów. Można oczywiście nie zaprzątać sobie tym głowy, jednak przebudzenie głośnej niegdyś jaczejki pokazuje, że nadchodzące wybory będą brutalne i nikt nie zamierza w nich brać jeńców.

Jeżeli dodamy do tego tryumfalnie – w postkomunistycznej prasie – ogłoszony „pakt senacki”, który został zawarty pomiędzy Platformą Obywatelską, Polską 2050 Szymona Hołowni, Nową Lewicą i przemalowanym ZSL-em, to wydaje się, że tym razem wszystkie siły ancien régime przystąpią do próby odebrania władzy Zjednoczonej Prawicy i powrotu do żłobu wygłodzonych ośmioletnim postem dawnych władców Republiki Okrągłego Stołu.

Jak zwykle w polskiej polityce, jest to sytuacja jednocześnie i zabawna, i straszna. Gdyby bowiem plan tzw. opozycji się powiódł, mielibyśmy do czynienia z demontażem i tak już kruchej niepodległości naszego państwa. Katalog błędów i nieprawości PiS z każdym dniem niestety rośnie, blamaż „dyplomacji brukselskiej” pokazuje wręcz na intelektualne i moralne niedostatki obozu rządowego, jednak powrót do znaczenia i władzy ludzi, którzy przez ostatnie lata nieco zeszli wreszcie z pierwszych stron gazet, wróżyłby Polsce jak najgorzej. Przez ostatnie lata bowiem po stronie tej „opozycji” zaszły wyraźne zmiany degeneracyjne i dziś zależność przywództwa tejże od kaprysów i planów Berlina jest aż nadto widoczna. Dużo bardziej ukryta jest obecnie warstwa powiązań z Moskwą, ale przecież agenturalne zależności nagle tam nie zniknęły i nie zostały zerwane, przeszły co prawda w stan zahibernowania i układów gospodarczych, które są mniej widoczne, jednak nie zniknęły z krajobrazu partii zawierających „pakt senacki”. Jasno możemy odgrzebać powiązania środowisk PSL i Nowej Lewicy z putinowską Rosją i nie musimy tu sięgać do eskapad Leszka Millera, zawożącego pieniądze do Moskwy (nawiasem mówiąc, ta sprawa nigdy nie została wyjaśniona i rozpracowana przez polskie służby specjalne), powiązań agenturalnych Marka Belki czy niewątpliwej agenturalności dawnego premiera Józefa Oleksego. Wystarczy przypomnieć związki Waldemara Pawlaka z oficjalnie uznanym za rosyjskiego szpiega Siergiejem Gawriłowem czy też odnaleźć galerię zdjęć pokazujących, z kim  – w sejmowej restauracji – pił wódkę Leonid Swirydow, który oficjalnie uchodził za korespondenta agencji TASS, a w istocie ciążą na nim do dziś zarzuty działania agenturalnego w kilku krajach Europy Środkowej, w tym oczywiście w Warszawie. Warto też zapytać: kogo w środowisku ówczesnych młodych narodowców zwerbował pułkownik rosyjskiego SWR Aleksander Samożniew, który musiał salwować się ucieczką do Rosji ze swojego mieszkania na ulicy Łowickiej w Warszawie. Nawiasem mówiąc, do dziś nie odkryto, kto pełniący wysoką funkcję w Agencji Wywiadu ostrzegł rosyjskiego szpiega przed nadchodzącym aresztowaniem i umożliwił mu bezpieczny wyjazd z Polski.

Tak, właśnie przed wyborami należy odkurzyć sobie w pamięci cały rejestr agenturalnych powiązań polskiego świata politycznego, i to nie tylko z Rosją – choć to teraz takie modne i pustosłowne niestety – ale także ze służbami specjalnymi Niemiec, Ukrainy, Chin i Izraela. Trudno tu liczyć na nasz kontrwywiad, gdyż od długiego czasu zajmuje się on raczej opluskwianiem publicystów niemaszerujących w takt muzyki wybijanej przez rządowe werble niż poważnym zabezpieczaniem Polski przed wpływami obcych wywiadów i interesów.

Bardzo rozbawiły mnie także deklaracje nieboszczyka KOD-u (a raczej tego, co z niego zostało po niesławnym finiszu kariery alimenciarza Kijowskiego). Otóż na czele tej rachitycznej dziś jaczejki stoi teraz niejaki Jakub Karyś, którego znam jako pajacującego i mocno odklejonego od rzeczywistości sztukmistrza z telewizji TVN (z czasów świetności tam pupilka Urbana – Mariusza Waltera). Pan Karyś zajmował się w tej telewizji wymyślaniem coraz bardziej niestworzonych historyjek do programu „Nie do wiary”, zajmującego się wykrywaniem nawiedzonych przez duchy domów, odkrywaniem kosmicznych energii działających na polskich wsiach oraz wprost wizytami Marsjan i zombie. Karyś robił karierę w telewizji Waltera, dopóki bajdy o nadprzyrodzonych zjawiskach dobrze się sprzedawały. Teraz – jak widać – przerzucił się na opowiadania o polskiej polityce, i to z namaszczeniem i werwą, podobnymi do opowieści o nieludzkich energiach i nieznanych potworach grasujących w polskich jeziorach i górach. To, że Karyś i spółka mają przypilnować przebieg nadchodzących wyborów, już samo w sobie wydaje się zatem kolejnym wydaniem programu „Nie do wiary” i jego tefauenowskiego rozwinięcia: „Strefa 11”, wciskających widzom „niesamowite” opowiastki z mokrych snów pana Karysia.

 



Źródło: Gazeta Polska

Witold Gadowski