Warszawiacy nie mogliby mieć samochodów na użytek prywatny. Mogliby kupować zaledwie trzy sztuki ubrań rocznie, a na wakacje latać raz na trzy lata. Brzmi znajomo? Każdy, kto przeżył komunizm, pamięta kartki na mięso, biedę, brak towarów w sklepach i niemożność uzyskania paszportu. Unijni urzędnicy być może dlatego bardzo cenią u siebie byłych komunistów w rodzaju Leszka Millera. Teraz europejski komunizm ma być wprowadzany na podstawie szczytnych haseł ekologicznych. Właśnie został przegłosowany zakaz sprzedaży aut z silnikami spalinowymi po 2035 r., zresztą firmy motoryzacyjne nie przewidują przekazywania praw własności do aut. Będziemy mogli je jedynie leasingować lub wypożyczać, najlepiej na godziny. Jest jednak coś, czego brukselscy biurokraci, w odróżnieniu od nas, nie mają. To doświadczenie bankructwa systemu ekonomicznego opartego na centralnym planowaniu.