Nawrocki w wywiadzie dla #GP: Silna Polska liderem Europy i kluczowym sojusznikiem USA Czytaj więcej w GP!

Suma wszystkich słabości

Jesienne wybory będą emocjonujące z kilku względów. Dla jednych staną się walką o władzę, a dla innych dramatyczną próbą utrzymania się na powierzchni.

Opozycja już nie kryje, że musi wystąpić razem, gdyż inaczej skończą się pieniądze, zaszczyty i wpływy. Władza – coraz bardziej chyba świadoma popełnionych błędów – zrobi wiele, aby nadal pozostać na swoich pozycjach i tym samym utrzymać tysiące lukratywnych stanowisk dla swoich zwolenników. To będą wybory wyraźnie zaznaczonych interesów, w których ideologia będzie odgrywała jedynie dekoracyjną rolę. Bardziej gra sztabów niż entuzjastyczna improwizacja.

Zacznijmy od realnego przeglądu stanu tzw. totalnej opozycji, której jedynym programem jest odrzucenie od władzy konkurentów z PiS. Taki program może oczywiście chwilowo zlepić kilka ugrupowań, jednak syndrom głodu i odstawienia tak się potęguje, że nie ma rządu, który mógłby sprostać oczekiwaniom źle znoszących odstawienie tabunów mniej lub bardziej groteskowych polityków.

Dla Platformy Obywatelskiej będzie to być może ostatnia próba powrotu do znaczenia i władzy. Jeśli i tym razem się nie powiedzie, dotychczasowi sponsorzy z Berlina i kilku mniejszych ośrodków mogą odmówić dalszego inwestowania w tę mocno już stłamszoną i przywiędłą kartę. W PO trwa właśnie ożywiona dyskusja nad tym, czy opatrzony i mocno już przynudzający garnitur liderów jest w stanie wykrzesać z siebie energię niezbędna do wygrania wyborów. Jednocześnie jednak tetryczejąca (z komunistycznym garbem na plecach) partia spiera się wewnętrznie o to, czy zaklinanie węża, czyli powrót Donalda Tuska, może dodać temu stronnictwu nowego impetu.

Jednocześnie Tusk – chcąc pewnie ostatecznie przechylić szalę przywództwa na opozycji w swoją stronę – zaostrza retorykę wobec najbliższego rywala, czyli „Polski 2050” i samego Szymona Hołowni. Wszystko wygląda na zagranie va banque: albo liderzy innych partii wpadną w taki stupor i zdenerwowanie, że w te pędy pobiegną pod skrzydła Tuska, albo też pozbawiony niemieckiego wsparcia wprost lider PO zostanie wyszydzony i pozostawiony sam sobie. 

Dla PO mogą to być ostatnie wybory, do których przystąpi we w miarę zwartym szyku. Politycy tego ugrupowania zdają sobie jednak sprawę z faktu, że kolejne cztery lata spędzone w coraz większym oddaleniu od centralnych funduszy i spółek skarbu państwa mogą być ostatnim gwoździem do trumny tej – zbudowanej przecież jako winda do władzy – partii. Wtedy środowisko PO albo rozpadnie się na mniejsze odłamki, albo też pojawi się nowa szalupa ratunkowa, ku której popłyną.

Czy taką szalupą może być ugrupowanie Szymona Hołowni? Niewiele na to wskazuje. Jednorazowy wyrób beneficjentów Okrągłego Stołu błyskawicznie traci bowiem walory świeżości i nowości, nie wnosząc jednocześnie niczego nowego do naszego błotnistego życia politycznego. Hołownia na żadnego lidera się nie nadaje, a naprędce skupione wokół niego środowisko coraz mocniej dostrzega papierowość i nieporadność swojego „lidera”. Tym razem oficerowie i specjaliści od dobrego wizerunku nie najlepiej wykonali swoją pracę. Chwiejny Hołownia coraz bardziej budzi uśmiech politowania. Poza frustratami przerzucającymi swoje poparcie z PO na partię Hołowni, ten nie jest w stanie nikogo nowego za sobą pociągnąć.

Postkomuniści Czarzastego chcieliby jeszcze odegrać jakąś rolę w naszym parlamentaryzmie, ale nie pozwalają im na to nie tylko rosnące pesele, ale także biografie, w których roi się od małych szalbierstw i zdradliwego lizusostwa wobec PZPR w przeszłości. Ludzi Czarzastego może jednak zadowolić przekroczenie progu wyborczego i zapewnienie sobie parlamentarnego żywota na dalsze sezony. Mogą więc próbować startować niezależnie. Jako uczestnik koalicji dla PO mogą okazać się i zbyt drodzy i także zbyt problematyczni.

PSL pod dowództwem upozowanego na lidera mieszczucha Władysława Kosiniaka-Kamysza może wreszcie znaleźć się wyraźnie pod progiem wyborczym i z zyskiem dla Polski odejść w gasnącą pamięć swoich urzędników. PSL może zatem uczepić się PO jak ostatniej deski ratunku i dopiero później, korzystając ze swojej przebiegłości, zyskiwać lukratywne stanowiska i pozycje dla swoich ludzi. Ogólnie koalicja „Ratuj się, kto może, bo PiS nas zaorze” ma pewne szanse powodzenia, jednak żadnych widoków na stworzenie stabilnego systemu rządów. 

Z boku szarpania się o władzę jest Konfederacja. Trudno cokolwiek powiedzieć o możliwościach koalicyjnych tego ugrupowania – na pewno jednak są one trudne.

Konfederacja – nawet po przeciągnięciu na swoją stronę wielu głosów dawnych wyborców PiS – nie będzie stanowić jądra rozgrywania przyszłej koalicji rządzącej. Jej możliwości mariażu z PO są raczej niewielkie. Trudno zresztą przesądzić, jakie ostatecznie oblicze pokaże niejednorodna Konfederacja po wyborach. Być może poprawi swój stan posiadania, jednak nadal chyba czeka ją los ugrupowania izolowanego i raczej nieposiadającego wpływu na realne rządy w Polsce.

PiS – obrachowując teraźniejsze okoliczności – może po raz kolejny zwyciężyć dzięki słabości i koniunkturalności swoich konkurentów.

 

 



Źródło: Gazeta Polska

Witold Gadowski