Agencja Reutersa informuje, że Pentagon rozważa wysłanie na Ukrainę rakiet dalekiego zasięgu. Pokazuje to, że Waszyngton coraz mniej boi się Moskwy.
USA zaczęły wysyłać Ukrainie broń jeszcze przed rosyjską inwazją. Początkowo była to broń przydatna głównie w obronie, jak karabinki czy słynne już wyrzutnie przeciwpancerne Javelin. Wraz z kolejnymi paczkami Ukraińcy dostawali jednak coraz bardziej zaawansowane systemy. Amerykanie wysłali im. m.in. pociski antyradiacyjne HARM, artylerię, pojazdy opancerzone, drony Switchblade czy nawet śmigłowce. Prawdziwym przełomem okazało się wysłanie wieloprowadnicowych wyrzutni rakietowych HIMARS, które odegrały ogromną rolę w przełamaniu linii frontu i przyczyniły się do sukcesów ukraińskiej kontrofensywy.
Biały Dom, mimo próśb Ukraińców, nie chciał im wysłać jednej broni – pocisków rakietowych ATACMS. Te pociski, wystrzeliwane z HIMARS-ów, są amerykańskim odpowiednikiem Iskanderów, mają ok. 300 kilometrów zasięgu. Amerykanie bali się, że przekazanie Ukrainie broni, która jest zdolna do niszczenia celów w głębi Rosji, może doprowadzić do niebezpiecznej eskalacji. Wygląda jednak na to, że te lęki nieco osłabły. Agencja Reuters informuje, że wśród wielu pomysłów na dalszą pomoc Ukrainie rozważany jest także plan wysłania im innych rakiet dalekiego zasięgu, GLSDB.
GLSDB to wspólny projekt Boeninga i Saaba. Te rakiety, które mogą być wystrzeliwane z posiadanych przez Ukrainę HIMARSów i MLRS, mają ok. 150 kilometrów zasięgu – o połowę mniej niż ATACAMSy, ale wystarczająco wiele, aby Ukraina mogła razić cele w głębi okupowanego terytorium. Ich największą zaletą jest to, że są relatywnie tanie.
Składają się bowiem z elementów, które już istnieją. Napęd zapewnia im silnik z rakiety M26 – USA wycofały te rakiety z użycia i mają wiele takich silników w magazynach. Za głowicę bojową służy natomiast naprowadzana GPS-em bomba GBU-39, której również mają spore zapasy.
Na razie nie jest jasne, czy ta broń ostatecznie trafi na Ukrainę. Największym problemem jest to, że to nowy system, wyprodukowano zaledwie kilkanaście sztuk. Jego szybkie pozyskanie wymagałoby od Boeninga uzyskania zgody na rezygnację z procedury przetargowej, a sześciu podwykonawców musiałoby się zgodzić na to, żeby przyspieszyć dostawy części. Z drugiej strony fakt, że ten pocisk jest zbudowany z już istniejących elementów, znacznie przyspieszyłby jego produkcję. Dokument, do którego dotarli dziennikarze, wskazuje, że pierwsze mogłyby trafić na front już wiosną przyszłego roku i będą zmontowane z istniejących już podzespołów. Boening i Pentagon jak na razie odmawiają komentarzy w tej sprawie. Prezes Saaba Micael Johansson wyznał jednak już w październiku, że spodziewają się wkrótce kontraktu.
Ukraińcy od początku obiecują, że nie będą używać amerykańskiej broni do ataków na cele w Rosji, ale USA dotychczas się bały, że samo jej przekazanie może doprowadzić do eskalacji. Sam fakt, że ich wysłanie jest w ogóle rozważane, pokazuje jednak, że te obawy coraz bardziej maleją. Eksperci zwracają też uwagę, że pozwoli to wykorzystać broń, która w innym wypadku byłaby bezużyteczna, bez konieczności nadmiernego uszczuplania własnych zapasów uzbrojenia. Takie przeróbki nie są dla USA nowością. Wysłany wcześniej na Ukrainę system przeciwlotniczy NASAMS wykorzystuje na przykład w nowej roli rakiety powietrze-powietrze AIM-120, a bomby JDAM powstały przez dodanie do „głupich” bomb nowego nosa, z lotkami i systemem naprowadzania GPS.