Mawia się, że niemal wszyscy Polacy znają się na medycynie i futbolu. Od niedawna można by do tej listy dodać znajomość najnowszej historii Polski. Dziennikarze, politycy, celebryci, zwykli Polacy zaczęli się bawić w recenzentów profesora, historyka, autora wielu publikacji Wojciecha Roszkowskiego i uważają, że często lepiej wiedzą, co autor miał na myśli. W ostatnim czasie w przestrzeni publicznej obserwujemy także nowe zjawisko – polowanie na nauczycieli, którzy z podręcznika do HiT profesora Roszkowskiego nie zamierzają rezygnować, polowanie, które jest obliczone na zastraszenie „niepoprawnych politycznie” pedagogów.
Atak na wybitnego historyka rozpoczął się od krytyki pozornie rzeczowej, bo odwołującej się do treści podręcznika. W istocie jednak opierała się ona na wyszukiwaniu przez dziennikarzy niechętnych obozowi władzy starannie wybranych fragmentów podręcznika do HiT i nieuczciwym, skrajnie naciąganym ich interpretowaniu. To był tylko wstęp do linczu, do którego miało dojść wkrótce. Można było bowiem zakładać w ciemno, że uderzenie w podręcznik nie wynika z troski o młodzież i nie chodzi w nim o rzeczową dyskusję na temat najnowszej historii Polski, lecz ma to być element wojny totalnej prowadzonej od dawna z PiS. Profesor Roszkowski stał się niejako poręcznym narzędziem w tej walce. Ośmieszenie jego podręcznika miało też uderzać w ministra edukacji Przemysława Czarnka, pośrednio zaś w cały obóz rządzący. Krytyka była tylko początkiem akcji, której jednym z celów było nakłonienie do bojkotu publikacji, co w pewnym stopniu się udało, albowiem wiele szkół nie zamierza korzystać z podręcznika profesora Wojciecha Roszkowskiego, przynajmniej wg danych kampanii „Szkoła wolna od (s)HiT-u”, którą trudno uznać za bezstronną.
Niemal od początku, czyli od chwili, kiedy media obiegła decyzja MEiN o wprowadzeniu nowego przedmiotu do szkół średnich – historia i teraźniejszość, duża część opinii publicznej rozpoczęła akcję ośmieszania idei jako takiej. Było jasne, że nie chodzi o względy merytoryczne, lecz o to, że jest to pomysł PiS, więc z góry trzeba go zniszczyć. To, że młodzi Polacy słabo znają najnowszą historię Polski, jest oczywistą oczywistością. Wydawać by się mogło, że każdy zatroskany o edukację młodzieży i jej rozwój powinien przyklasnąć pomysłowi Przemysława Czarnka, tymczasem opozycja ruszyła do frontalnego ataku. O mechanizmach ataku na nowy przedmiot poprzez kampanię przeciw profesorowi Roszkowskiemu więcej pisałem w jednym z wcześniejszych artykułów na łamach „Codziennej”. Każdy sposób był dobry, np. drobiazgowa analiza fragmentów podręcznika w poszukiwaniu tych, które można zmanipulować, interpretacja całkowicie przecząca logice, medialne kampanie typu „Szkoła wolna od (s)HIT-u”. Swoje trzy grosze dodali też celebryci. W końcu przedstawiciele władz samorządowych zaczęli wprost nawoływać do jego bojkotu albo zakazali jego używania, co nie leży w ich kompetencji. Burmistrz Ustrzyk Dolnych zakazał w swojej gminie używania podręcznika wydawnictwa Biały Kruk, a prezydent Poznania Jacek Jaśkowiak zaapelował do nauczycieli, aby nie korzystali z tej publikacji.
Nieraz mogliśmy się przekonać, że środowiska lewicowo-liberalne przy okazji różnych sporów światopoglądowych działają w zasadzie w jeden sprawdzony sposób. Zazwyczaj pod przykrywką szacunku, tolerancji i troski o różnorodność poglądów stosują intelektualny terror, usiłują siłą narzucić własną narrację. Kolejny etap kampanii prowadzonej przeciw Wojciechowi Roszkowskiemu, ministrowi Czarnkowi to medialne uderzenie w nauczycieli, którzy wbrew dobrym radom „oświeconych” decydują się z niego korzystać.
Już sam fakt wyławiania spośród pedagogów tych „nieprawomyślnych” budzi niesmak, tym bardziej metody, które mają na celu skompromitowanie nauczyciela, ukazujące go jako niedouczonego antysemitę. Zarazem jednoznacznie wskazują na intencje publikacji. Z tego rodzaju modelową próbą ośmieszenia nauczyciela mamy do czynienia w jednym z tekstów opublikowanych w internetowym wydaniu „Newsweeka”.
„»Szczucie«, »postsowieckie myślenie«, »szok« – tak historycy oceniają materiał na kartkówkę HiT w poznańskim liceum. Roosevelt w jednym rzędzie ze Stalinem i Hitlerem, a wśród ofiar II wojny światowej brak Żydów” – już lead ma jednoznacznie zdyskredytować nauczyciela HiT. Tu nie ma niedopowiedzeń, albowiem „szkoła realizuje bieżącą politykę PiS”. Dalej wcale nie jest lepiej.
Gdyby w artykule znalazła się jedna nieścisłość, pomyłka itp., można by spuścić zasłonę milczenia nad niedostatkami dziennikarskiego warsztatu autorki tekstu. Jednak liczba i kaliber manipulacji wyraźnie wskazują, że nie ma mowy o błędzie, a metodzie. Największa manipulacja polega na tym, że autorka przedstawia w artykule prezentację multimedialną, która jest tylko ilustracją wykładu, jakby to była lekcja. „Roosvelt w jednym rzędzie ze Stalinem i Hitlerem” grzmi lead artykułu z wyraźną sugestią, że nauczycielka od historii stawia w jednym rzędzie zbrodniarzy i amerykańskiego przywódcę. Tymczasem celem prezentacji zdjęć było „rozpoznawanie głównych aktorów II wojny światowej”.
Druga manipulacja dziennikarki „Newsweeka” jest szczególnie perfidna. Ma wywołać u czytelnika emocjonalną reakcję na rzekomy antysemityzm nauczycielki. „Wśród ofiar II wojny światowej brak Żydów” – czytamy w leadzie tekstu, co w domyśle znaczy, że nauczycielka HiT przemilczała w swoim wykładzie ten fakt. Skąd dziennikarka „Newsweeka” wysnuwa taki wniosek? Z ilustracji, które nie były przez nauczycielkę podpisane. Publicystka zapomina wspomnieć, że podpisy pod zdjęciami dotyczyły tylko tego, co jest widoczne na zdjęciach, nie informowały o tym, czy Żydzi byli czy nie byli ofiarami wojny. Przykładów podobnych manipulacji w liberalnym tygodniku jest znacznie więcej.
Obecnie medialna nagonka wkracza na nowy etap polegający na polowaniu na nauczycieli, którzy nie ulegli owczemu pędowi manipulacyjnej machiny i postanowili nie odrzucać podręcznika wpisanego przez środowiska lewicowo-liberalne do indeksu ksiąg zakazanych. Przykład dał „Newsweek”, który zaatakował poznańską nauczycielkę XXV LO właśnie z tego powodu. Nie ma wątpliwości, że dziennikarskie ataki mediów sympatyzujących z opozycją na niepokornych nauczycieli HiT dopiero się rozpoczęły.
Wprawdzie artykuł merytorycznie jest strzałem w kolano nie tylko liberalnego czasopisma, jednak paradoksalnie cel może zostać osiągnięty, bo przecież nie o prawdę w całej sprawie chodzi, lecz pogrożenie palcem nauczycielom, którzy nie padną na kolana przed prezydentem Poznania czy burmistrzem Ustrzyk Dolnych. Chodzi o to, żeby wywrzeć presję, przestraszyć opornych pedagogów przed tym, co może ich spotkać, jeśli w pracy dydaktycznej będą korzystać z „zakazanej” książki. Mogą się spodziewać, że ich lekcje staną się przedmiotem szczególnego zainteresowania dziennikarzy opcji lewicowo-liberalnej, którzy udowodnią im w najlepszym razie brak kompetencji, w wariancie skrajnym – antysemityzm, homofobię etc.
Środowiska lewicowo-liberalne nie cofną się przed niczym, aby zniszczyć PiS, atak na podręcznik profesora Roszkowskiego jest w gruncie rzeczy atakiem na ministra Przemysława Czarnka. Sprzymierzone z nimi media są zatem zdolne do tego, żeby nękać Bogu ducha winnych nauczycieli tylko dlatego, że ci nie tańczą, jak zagra orkiestra poprawnych politycznie. Nawet jeśli ich polemika będzie tak celna i rzeczowa jak wspomnianej nauczycielki poznańskiego liceum, to już sam fakt, że trzeba się tłumaczyć i bronić swojego wizerunku w mediach, okaże się dla części pedagogów wystarczającym straszakiem. Część, być może dla świętego spokoju, skorzysta z alternatywnego podręcznika (czeka na decyzję o dopuszczeniu do użytku) albo nie będzie w ogóle korzystać z żadnego podręcznika.