Wsparcie dla mediów Strefy Wolnego Słowa jest niezmiernie ważne! Razem ratujmy niezależne media! Wspieram TERAZ »

40. edycja "Rawa Blues Festival" odbyła się pod naszym patronatem. Stolicą polskiego bluesa od zawsze są Katowice

-To oczywiste, że w dzisiejszym świecie pełnym techniki i nastawionym wyłącznie na piękno jest miejsce na bluesa. Bo blues jest też piękny! Rozumiem go szeroko, od jazzu do rock and rolla. Ciągle słyszę "blue notes". Blues jest podstawą wszelakiej muzyki, (oprócz klasycznej). I dla mnie jest pogodny. To nie tylko czarnoskóry mężczyzna, który idzie samotny ulicą i gra, ale też osoba która wesoło tańczy przy rock and rollu - mówi nam Ireneusz Dudek, pomysłodawca i dyrektor 40. jubileuszowego "Rawa Blues Festival", który odbył się 8 października w katowickim "Spodku". Jednym z patronów medialnych przedsięwzięcia była "Niezależna.pl".

- W tym roku powinniśmy mieć 42. "Rawa Blues Festival" (pierwsza edycja miała miejsce w 1981 r.), ale przeszkodziła nam pandemia. Dwa lata temu była "Rozgrzewka Rawa Blues Festival" w "Radiu Katowice" grałem z "Big Bandem", bez udziału publiczności. Chociaż łączyliśmy się z internetem i słuchało nas na żywo - 15 tys. ludzi. W tamtym roku była "Rawa Blues Silesian Sound", pokazałem najciekawsze zespoły, które kiedyś tworzyły "Śląski szlak bluesa". W tym roku zaryzykowałem. Niektórzy mówili, że znowu przeszkodzi nam pandemia, ale tak się nie stało. Na szczęście. Było ok. 5 tysięcy widzów. Zainteresowanie było wielkie. Rozdaliśmy też bardzo dużo biletów w konkursach, by zaszczepić ludziom tę ideę. To festiwal rodzinny, jeśli rodzice kupili bilety - dzieci mogli wprowadzić za darmo, a każde dziecko, to w przyszłości nasz stały bywalec. Mieliśmy ponad 20 zespołów na scenie głównej; a na bocznej scenie kolejnych prawie 10

- tłumaczy nam Ireneusz Dudek, dyrektor 40. jubileuszowej "Rawa Blues Festival" w Katowicach. Poza tym piosenkarz, kompozytor i multiinstrumentalista, autor tekstów, którego na scenie można było zobaczyć w czasie tej edycji festiwalu w "Irek Dudek Big Band".

Śpiewanie bluesa po angielsku jest zabronione

Cofnijmy się do 1981 roku. Ustrój socjalistyczny, mimo że panuje gorączka "Solidarności", śpiewanie bluesa po angielsku nadal jest zabronione.
- Mogliśmy to robić w klubach, ale nie mogliśmy wydawać płyt, iść do telewizji, radia. Potem to się troszeczkę rozgrzało, ale ciężko było zrobić swój festiwal. Nie mogłem powiedzieć, ja wymyśliłem, więc zrobię go na swoje nazwisko i własne ryzyko, zrobiłem to dopiero w 1994 r. Byliśmy karmieni muzyką odseparowaną od źródeł amerykańskiego bluesa. To był nonsens. Miały grać tylko polskie zespoły i tylko polską muzykę. Tylko, że oni jeszcze w ogóle nie potrafili dobrze grać, poza np. Czesławem Niemenem i artystami undergroundu - wspomina artysta.

Dziś "Rawa Blues "Festival" jest największym festiwalem bluesowym na świecie, organizowanym "pod dachem". W 2012 r. został uhonorowany wyjątkowo prestiżową nagrodą - największe międzynarodowe stowarzyszenie bluesowe, "The Blues Foundation", przyznało "Rawie" nagrodę "Keeping The Blues Alive" w kategorii "Festival International". Tytuł ma na celu wyróżnienie osób i organizacji mających istotny wpływ na rozwój i upowszechnienie muzyki bluesowej. 

-U nas wszyscy grali. W ciągu minionych 40 lat przewinęło się tu bardzo wielu muzyków i zespołów z Ameryki, ale też i polskich, (właściwie każdy polski zespół zaczynał od "Rawy Blues"). Dzięki naszemu przedsięwzięciu mamy też blisko 50 pomniejszych festiwali w Polsce

- tłumaczy Ireneusz Dudek. 

Blues stawia na prostotę, dlatego dociera do szpiku kości

- Bluesa gra przede wszystkim człowiek, który chce grać tę muzykę. Jest to forma bardzo prosta. Mamy tutaj triady znane już w muzyce klasycznej, które nadają się do zharmonizowania wszystkich linii melodycznych. Nawet człowiek, który nie zanadto się orientuje w harmonii, dzięki temu może szybko zacząć podgrywać i zacząć śpiewać o swojej doli i niedoli. To proste teksty i prosta muzyka, ale docierają do szpiku kości - kontynuuje artysta.
Na popularność bluesa wpłynął też mariaż z kinem hollywoodzkim (dokumentował to m.in. Scorsese) i np. takie filmy jak "Blues Brothers". Młodzi ludzie nie zdają sobie sprawy z tego, że właściwie każda muzyka rozrywkowa XX wieku ma korzenie bluesowe. Niekiedy ludzie, którzy przychodzą na "Rawę" mówią: -"O, ja takie rzeczy znam, słuchałem tego!". Słuchacze to często osoby, które już 40 lat temu tu były. Przychodzili jako studenci, teraz są tu z wnukami. Jest taka zasada, że 

Jeśli ktoś raz przyszedł na "Rawę", będzie już na nią chodził... 

"Rawa Blues Festival" narodził się w Katowicach, bo ze Śląska był "Dżem" i Rysiek Riedel, Józef i Jan Skrzekowie, Ireneusz Dudek.

- W Katowicach działał Klub "Ciapek" przy ul. Kościuszki, istniał na przełomie lat 50. i 60. Nie mogłem tam wejść, bo jeszcze nie byłem studentem, ale moi koledzy grali do tańca "Rhythm and Bluesa" (R&B). Stałem za oknem i usłyszałam, jak witano 17-letniego Józefa Skrzeka, gdy zagrał na organach oczarował mnie. Punktem krytycznym dla bluesa śląskiego był koniec lat 70. Porozjeżdżaliśmy się po świecie, ale w latach 80. wróciliśmy do tradycji. Dziś polską stolicą bluesa są Katowice. To się stało. Jest "Rawa Blues Festival", tu przyjeżdżają ludzie z całego świata i są zachwyceni. Salą "Spodka", aparaturą. Koncerty dokumentowała telewizja publiczna, ale dochodzę do wniosku, że lepiej, gdy ludzie słuchają na żywo. Telewizor niczego nie załatwi. Trzeba poczuć, dotknąć. Muzycy i słuchacze muszą nawiązać relację. To się udziela. Liczy się jednorazowe wykonanie. Miałem dziś próbę, niby wszystko pasuje, ale ja nie daję z siebie wszystkiego, wiem że dopiero, kiedy będą słychać odbiorcy powstanie całość

- tłumaczy muzyk.

Dlaczego 40. edycja jest wyjątkowa? Po pierwsze główna gwiazda festiwalu Macy Gray. Czarnoskóra artystka, która wychowała się w Stanach i występuje na festiwalach jazzowych. Jej muzyka oscyluje między R&B, soul. W Katowicach zaprezentowała dłuższy koncert. 

- Do Polski przyjechała z bardzo dobrymi muzykami. Dalej Mike Zito. Byłem na jego próbie, znam go z nagrań. Ograniczył skład zespołu, postawił na trio, ale pokazał tyle energii. Koncert naszego "Big Bandu" odbył się z udziałem wielu gości. Dalej Chris Cane. Oczarował mnie. Śpiewa jak B.B. King. Nie, nie podrabia go. Ma takie naturalne brzmienie i gra wspaniałego bluesa. Łączy tradycyjne linie melodyczne, bluesowe riffy z charakterystycznymi tylko dla niego liniami. Wykłada zresztą improwizację na uczelni w Stanach. Macy Gray jest wspaniała, ma wycyzelowany każdy dźwięk, tworzy nową przestrzeń. Na zakończenie "Kris Barras Band", 5 lat temu to był nieznany człowiek, a teraz gra ze światową czołówką np. "ZZ Top"

- wylicza dyrektor festiwalu.

Było energetycznie!

-Nie mogliśmy tu nie być - mówi Marek Wioska, który na koncert przyjechał z żoną Joanną z Mysłowic-Krasowych. -Nie tylko dla energetycznej Macy Gray, (choć "Nagroda Grammy", którą otrzymała zobowiązuje), ale dlatego, że festiwal to marka sama w sobie. Byłem na poprzednich edycjach, pamiętam jeszcze koncerty Ryśka Riedla

- tłumaczy Marek Wioska. -Tu wszyscy kochali Ryśka Riedla - wtrąca Jan Szymański, który przyjechał do Katowic z Zakopanego.

Bogusław Siwek z Libiąża, w tym roku był tu po raz 22. Z całą rodziną. Podobnie jak Grzegorz Drążkowski z Jastrzębia-Zdroju, z którym się zaprzyjaźnili. -Tu wszyscy są przyjaciółmi - zaznacza pan Bogusław.

Festiwalowi towarzyszyło w tym roku wiele imprez dodatkowych. Były warsztaty dla dzieci, wystawa plastyczna (Agata Grysiuk z Białegostoku prezentowała portrety artystów bluesowych wykorzystując płyty winylowe). Nie zabrakło też stoisk z koszulkami "Rawy" i płytami muzycznymi artystów. W konkursie muzycznym na małej scenie "Spodka" najlepsi okazali się "Coffee Experiment", (taki konkurs, co roku towarzyszy "Rawie" i promuje młodych twórców). Grupa w nagrodę wystąpiła w czasie sobotniego koncertu na dużej scenie. Zwyczajowo koncerty na dużej i małej scenie prowadzili Jan Chojnacki i Marek Jakubowski. 
 

 



Źródło: Niezalezna.pl

Agnieszka Kołodziejczyk