W 2006 r. posłowie PiSu przygotowali projekt uchwały, który stwierdzał na wstępie: „Pięćdziesiąt pięć lat temu, 8 lutego 1951 roku, zamordowany został w komunistycznym więzieniu major Zygmunt Szendzielarz »Łupaszka«. Żołnierz do końca wierny Niepodległej Polsce, za swoją służbę dwukrotnie odznaczony Orderem Virtuti Militari”. Inicjatywa spotkała się z ostrym atakiem (post)komunistycznej lewicy. Do dziś wyklęty przez postępowe środowiska, a dla polskich patriotów niezłomny „Łupaszka” został właśnie wydobyty z dołu śmierci i zidentyfikowany.
Dzień po dyskusji z 2006 r. „Trybuna” na czołówce opublikowała artykuł pod znamiennym tytułem: „Ich krwawy idol”. Autor – poseł SLD Piotr Gadzinowski – bajdurzył, że „Łupaszka” miał czynnie zwalczać dążenia niepodległościowe Litwinów, Białorusinów i Ukraińców, a więc uhonorowanie go miało przeczyć polskiej idei… wstąpienia do UE. A przede wszystkim, że obciąża go śmierć „niewinnych” milicjantów, członków PPR, funkcjonariuszy UB i NKWD. Gadzinowski zarzucał ponadto Szendzielarzowi współpracę z niemieckim okupantem, czego finałem miała być odmowa wzięcia udziału w operacji „Ostra Brama”, mającej na celu wyzwolenie Wilna razem z „bratnimi” oddziałami sowieckimi.
W III RP słyszeliśmy więc zarzuty rodem z dawnego, „dobrego” stalinizmu. Dobiegają one również z łamów „Gazety Wyborczej”, w ramach „historycznego zbratania” różowych z czerwonymi. A podobno komunistyczna propaganda jest w Polsce zakazana…
Tak samo formułowane oskarżenia 62 lata wcześniej, w 1951 r., doprowadziły do zamordowania Szendzielarza katyńskim strzałem w tył głowy w więzieniu przy ul. Rakowieckiej w Warszawie. –
To cud, że mnie wpuszczono na widzenie. Zygmunt wyglądał dobrze, ale był bardzo smutny. Wiedział, że czeka go tu śmierć. Tych wyroków miał przecież kilka – mówiła Lidia Lwow-Eberle, sanitariuszka 5. Wileńskiej Brygady AK, odbierając akt identyfikacji zwłok ukochanego dowódcy. –
Ja w to nie wierzyłam! Nigdy nie myślałam, że będzie można powiedzieć: „Tu leży Łupaszka” – przyznaje.
– To był dół pod asfaltową alejką. Major leżał najwyżej. Wrzucono go jako ostatniego twarzą do ziemi – relacjonował wyniki badań swojego zespołu dr Krzysztof Szwagrzyk z IPNu. –
Strzał na Rakowieckiej odbył się z wysokości, bo otwór wlotu kuli jest wysoko na czaszce. A biorąc pod uwagę, że „Łupaszka” miał 179 cm wzrostu, możliwe, że więźnia prowadzono do piwnicy, a kat strzelał, stojąc wyżej na schodach.
Najsilniejsza brygada Wileńszczyzny
Zygmunt Szendzielarz pochodził z Wileńszczyzny. Urodził się w 1910 r. w Stryju (potem rodzina przeniosła się do Wilna). Wojaczki uczył się w Szkole Podchorążych Piechoty w Ostrowi Mazowieckiej, a później w Szkole Podchorążych Kawalerii w Grudziądzu, po ukończeniu której trafił do 4. Pułku Ułanów Zaniemeńskich.
We wrześniu 1939 r. jego pułk wszedł w skład Północnego Zgrupowania Odwodowej Armii „Prusy”, a następnie Grupy Operacyjnej gen. Andersa. Por. Zygmunt Szendzielarz dowodził 2. szwadronem. Po wrześniowej klęsce podjął nieudaną próbę przedostania się do formującej się polskiej armii na Zachodzie. Pozostał w Wilnie, gdzie organizował konspirację w ramach Związku Walki Zbrojnej. W 1943 r., przybierając pseudonim „Łupaszka”, Szendzielarz został dowódcą pierwszego polskiego oddziału partyzanckiego na Wileńszczyźnie, który przekształcił się w 5. Wileńską Brygadę Armii Krajowej, najliczniejszą i najsilniejszą na tych terenach.
W oprotestowanym przez lewicę rocznicowym projekcie uchwały czytaliśmy dalej:
„W latach 1943–1944 5. Wileńska Brygada Armii Krajowej stoczyła kilkadziesiąt bitew. Oddział majora »Łupaszki« prowadził krwawe walki z wojskami hitlerowskimi, z pozostającymi w służbie III Rzeszy formacjami litewskimi oraz z sowiecką partyzantką terroryzującą Polaków. W czasie tych działań Zygmunt Szendzielarz zdobył sobie zaszczytną opinię znakomitego dowódcy, a 5. Brygada w uznaniu poniesionych ofiar zyskała miano »Brygady Śmierci«”. W styczniu 1944 r. komendant Okręgu Wileńskiego AK płk Aleksander Krzyżanowski, ps. Wilk, odznaczył za zasługi w walce Zygmunta Szendzielarza Krzyżem Walecznych.
Z ramienia Komendy Okręgu „Łupaszka” uczestniczył w rozmowach z Niemcami. Wbrew twierdzeniom różnych PRL-owskich propagandystów nie ma w tym nic szokującego. Dowódcy operujący na Kresach II RP podejmowali taką „kolaborację”, aby czasowo zawiesić walkę z okupantem niemieckim i skupić się na przeciwdziałaniu bandom sowieckiej partyzantki, terroryzującym i mordującym ludność cywilną.
I kolejna sprawa – niewzięcie udziału we wspomnianej już operacji „Ostra Brama”. Historycy postawę „Łupaszki” tłumaczą przede wszystkim brakiem zaufania do Sowietów i sojuszy z nimi. Na jego decyzji zaważyły też powody logistyczne – w chwili wkroczenia Armii Czerwonej na Wileńszczyznę oddział „Łupaszki”, zgodnie z rozkazami płk. „Wilka”, miał opuścić te tereny. Potem rozkazy się zmieniły i dowódca 5. Brygady nie zdążył wrócić na czas w rejon Wilna. Dzięki temu uniknął rozbrojenia i internowania przez Sowietów, co spotkało większość oficerów i żołnierzy Wileńskiego Okręgu AK.
Nie jesteśmy żadną bandą
Projekt uchwały Sejmu mówił dalej: „Oddziały utworzone przez majora »Łupaszkę« przeprowadziły w latach 1945–1952 około 450 akcji zbrojnych. W jednostkach podległych majorowi »Łupaszce« panowała wzorowa dyscyplina. Zwalczały one nie tyko komunistyczny aparat bezpieczeństwa, ale także chroniły ludność przed pospolitymi bandytami”. Mimo rozkazu o demobilizacji Zygmunt Szendzielarz postanowił pozostać w konspiracji i nadal walczyć z Sowietami i ich polskimi kolaborantami. Awansowany do stopnia majora, odtworzył 5., a następnie 6. Wileńską Brygadę. Walczył na terenach od Podlasia, przez Białostocczyznę, Warmię i Mazury do Pomorza. Jednego dnia był w Borach Tucholskich, drugiego w okolicach Jeziora Śniardwy. Szacuje się, że w latach 1945–1948 oddziały „Łupaszki” rozbiły ok. 60 posterunków MO, kilka placówek UBP i posterunków SOK, a także kilkanaście placówek Armii Czerwonej. Zabito ok. 200 funkcjonariuszy i oficerów NKWD, UBP, MO i Armii Czerwonej. W rezultacie za głowę jednego z największych swoich wrogów Sowieci wyznaczyli wysoką nagrodę.
„Łupaszka” prowadził także akcję propagandową. Oto fragment chyba najsłynniejszej jego ulotki z marca 1946 r.:
„Nie jesteśmy żadną bandą, tak jak nas nazywają zdrajcy i wyrodni synowie naszej ojczyzny. My jesteśmy z miast i wiosek polskich. [...] My chcemy, by Polska była rządzona przez Polaków oddanych sprawie i wybranych przez cały Naród, a ludzi takich mamy, którzy i słowa głośno nie mogą powiedzieć, bo UB wraz z kliką oficerów sowieckich czuwa. Dlatego też wypowiedzieliśmy walkę na śmierć lub życie tym, którzy za pieniądze, ordery lub stanowiska z rąk sowieckich, mordują najlepszych Polaków domagających się wolności i sprawiedliwości”.
Tortury przez dwa i pół roku
Najprawdopodobniej w grudniu 1946 r. mjr Szendzielarz dostał od ministra bezpieczeństwa publicznego Stanisława Radkiewicza list, w którym ten nakłaniał „Łupaszkę” do rozwiązania oddziałów w zamian za swobodne opuszczenie Polski. List pozostał bez odpowiedzi. Również później – szczególnie na początku 1947 r. – wobec zbliżania się wyborów do Sejmu, UB próbował nawiązać kontakt z Szendzielarzem i przekonać go do złożenia broni. Oddział „Łupaszki” był już wówczas zbyt słaby, aby prowadzić otwartą wojnę z nowym okupantem. Tylko sporadycznie przeprowadzano akcje zaczepne i odwetowe. Pod koniec marca Szendzielarz zwolnił część swoich podkomendnych, przez co brygada stopniała do ok. 40 ludzi. Ostatecznie, po rozmowach ze swoimi podkomendnymi, m.in. z Lechem Beynarem ps. Nowina (późniejszy publicysta i historyk Paweł Jasienica), zaprzestał czynnej walki zbrojnej i postanowił wrócić do cywilnego życia. Szendzielarz najpierw przeniósł się na Śląsk, a później do Zakopanego. Przez cały czas utrzymywał poprzez łączników kontakt z 6. Brygadą i komendą Okręgu Wileńskiego AK.
W czerwcu 1948 r. UB rozpracował i rozbił Okręg Wileński AK. „Łupaszkę” aresztowano 30 czerwca w Osielcu pod Zakopanem i od razu przewieziono do Aresztu Śledczego na Rakowieckiej w Warszawie. Bohaterski major był tam torturowany przez dwa i pół roku. W śledztwie zachował godną postawę. W listopadzie 1950 r., podczas procesu przed Wojskowym Sądem Rejonowym w Warszawie, wszyscy oskarżeni, prócz kobiet, dostali wyrok kary śmierci – Szendzielarz osiemnastokrotny. O łaskę nie poprosił. Krzywoprzysiężnemu sądowi przewodniczył były AKowiec, a potem wyjątkowo krwawy sędzia mjr Mieczysław Widaj (zmarł w 2008 r. całkowicie bezkarny do końca, pobierając 9 tys. zł emerytury).
Za wybitne zasługi
Poniewieranie pamięci „Łupaszki” trwało przez cały PRL. Inaczej było na Zachodzie. W 1988 r. prezydent RP na uchodźstwie w uznaniu wybitnych czynów w czasie wojny nadał majorowi Szendzielarzowi Krzyż Złoty Orderu Virtuti Militari. W Polsce prawda o bohaterskim niezłomnym zaczęła wracać po 1989 r. Wydana w 2004 r. (i wznowiona obecnie) książka Patryka Kozłowskiego „Jeden z wyklętych Zygmunt Szendzielarz – Łupaszka” pokazuje go jako doskonałego żołnierza, genialnego stratega wojskowego, twórcę nowoczesnej metody działania samodzielnymi szwadronami.
Szendzielarz to człowiek o silnej charyzmie, symbol patrioty walczącego z dwoma totalitaryzmami – nazistowską III Rzeszą i stalinowską Rosją.
W 1993 r. sądy III RP oczyściły „Łupaszkę” ze wszystkich zarzutów. Mimo sprzeciwu postkomuny poświęcony mu projekt uchwały Sejmu został w 2006 r. przyjęty. Kończy się słowami: „Major Zygmunt Szendzielarz »Łupaszka« stał się symbolem niezłomnej walki o Niepodległą Polskę, jaką toczyli »Żołnierze Wyklęci«. […] Sejm Rzeczypospolitej Polskiej, czcząc Ich pamięć, stwierdza, że »Żołnierze Wyklęci« dobrze zasłużyli się Ojczyźnie”.
Rok później
prezydent RP Lech Kaczyński odznaczył majora pośmiertnie Krzyżem Wielkim Orderu Odrodzenia Polski – za wybitne zasługi dla niepodległości Rzeczypospolitej. To znamienne, że uroczystość odbyła się 11 listopada, w dniu Narodowego Święta Niepodległości. Mjr Zygmunt Szendzielarz „Łupaszka” – tak jak i drugi wybitny dowódca obu okupacji, zidentyfikowany teraz przez IPN w kwaterze „Ł” na Powązkach Woskowych, mjr Hieronim Dekutowski „Zapora” – zasłużył na państwowy pogrzeb z honorami.
Autor jest publicystą, szefem działu Opinie „Super Expressu”, autorem książek o nierozliczonych zbrodniach komunistycznych: „Bestie”, „Bestie 2” i „Oprawcy. Zbrodnie bez kary”.
Źródło: Gazeta Polska Codziennie
Tadeusz Płużański