Gołym okiem widać, że oberpolicmajster, którym uczynił Bartłomieja Sienkiewicza premier Donald Tusk, słabo radzi sobie z funkcją ministra odpowiedzialnego za bezpieczeństwo obywateli.
Niestety aktywność ministra spraw wewnętrznych przypomina stary dowcip o intelektualiście, który miał się znaleźć w środowisku dla siebie kompletnie obcym, czyli w więzieniu. Przed odsiadką postanowił od miejscowych kryminalistów zdobyć informacje o zachowaniu pod celą. Liznąwszy wiedzy teoretycznej, zjawił się w kryminale. Kiedy wszedł do celi, jego oczom ukazał się widok wytatuowanych bywalców zalegających na wyrach.
– Z koi – wrzasnął, okraszając komendę zejścia z pryczy siarczystymi przekleństwami. Prawie wszyscy kryminaliści, choć z ociąganiem, posłuchali komendy. Prawie. Jeden z pryczy się nie ruszył. Intelektualista zdecydowanym krokiem ruszył w jego kierunku, wrzeszcząc
– A ty, k…a, co? – Ja tu jestem cwelem – usłyszał. Krew nabiegła intelektualiście do oczu.
– Od dzisiaj to ja tu, k...a, jestem cwelem – wrzasnął.
Niestety rzeczywistość, w jakiej przyszło się poruszać intelektualiście, którym niewątpliwie jest Sienkiewicz, niewiele odbiega od realiów powyższego kawału.
Świat policyjnych formacji nie jest miejscem sporów bytów subtelnych. Buńczuczne pokrzykiwania „idziemy po was” padające z ust ministra, którego znakiem firmowym był przez długi czas arystokratyczny fular fantazyjnie zawiązany pod szyją, wśród policjantów budzi jeno śmiech i poczucie zażenowania.
Rząd lubi monopol
Od kiedy Sienkiewicz został ministrem, fular pod szyją poszedł w odstawkę, zapewne za radą speców od wizerunku. Niestety owi specjaliści nie są w stanie zapanować nad słowotokiem ministra, który w swojej roli czuje się doskonale.
– Mamy wspólne przekonanie, że uda się pokazać, iż monopol na przemoc ma państwo, a nie bandyci – oświadczył w imieniu rządu Sienkiewicz, odnosząc się do niewyjaśnionej jeszcze sprawy bójki meksykańskich marynarzy z kibicami Ruchu Chorzów oraz do zajść na meczu w podwarszawskich Łomiankach.
Dodajmy, że ów monopol na przemoc nie ogranicza się wyłącznie do bandytów. Na konferencji prasowej, podczas której padły te słowa, dziennikarzy pozbawiono ich podstawowego prawa – do zadawania pytań. Z uznaniem trzeba jednak przyznać, że nie sięgnięto w celu ograniczenia wolności słowa po środki przymusu bezpośredniego. Nie było zresztą takiej potrzeby.
O konferencji powiadomiono w ostatniej chwili wybrane redakcje, w przewadze – stacje zaprzyjaźnione z rządem.
Dzień wcześniej rzecznik rządu Paweł Graś zabrał mikrofon Samuelowi Pereirze z „Gazety Polskiej Codziennie”, kiedy ten pytał premiera właśnie o aktywność ministra Sienkiewicza. –
Ostatni raz – wycedził przez zęby poirytowany pytaniami dziennikarza Donald Tusk.
Szczawiki w gabinecie
Jednak resort Bartłomieja Sienkiewicza w ten sposób traktuje nie tylko przedstawicieli mediów niezależnych, lecz także tych uważanych, przynajmniej do niedawna, za zaprzyjaźnione
. MSW olało pytania z „Rzeczpospolitej”, która chciała się dowiedzieć, czy 27-letnia Krystyna Marcinek, która doradza ministrowi, ma wymagany na tym stanowisku pięcioletni staż pracy oraz czy legitymuje się wykształceniem wyższym. Marcinek pracowała w spółkach, których właścicielem był wcześniej obecny szef MSW – Salvor i Wspólnicy oraz ASBS Othago (Analizy Systemowe Bartłomiej Sienkiewicz).
Wcześniej ta sama gazeta ujawniła, że w gabinecie politycznym szefa MSW zatrudniono 21-letniego Adama Malczaka i 23-letniego Pawła Polaka.
Mniejsza jednak o szczawików doradzających ministrowi. Przy okazji nowej krucjaty przeciw kibolom, firmowanej przez Tuska, a realizowanej przez Sienkiewicza, na jaw wyszło ograniczanie niezależności prokuratury. Po raz kolejny. W naradzie karnie wziął udział pierwszy zastępca prokuratora generalnego Marek Jamrogowicz. Wezwany z dnia na dzień zjawił się, choć nie bardzo wiadomo na podstawie jakich przepisów, na zebraniu z udziałem ministrów.
Mów mi: wuju
Cały propagandowy spektakl z pokrzykiwaniem na wymiar sprawiedliwości legł jednak w gruzach. Jeszcze dobrze nie wybrzmiały słowa uczestników narady, kiedy ogłoszono, że sąd ma w głębokim poważaniu pokrzykiwania premiera oraz szefa MSW i wypuścił kiboli zatrzymanych w związku z bójką z Meksykanami w Gdyni. Nie znalazł wystarczających dowodów ich winy.
A teraz odrobina grzebania w życiorysach. Bartłomiej Sienkiewicz jest prawnukiem laureata literackiego Nobla. Przypomina mi nieco, ślepym uporem, jednego z bohaterów „Potopu”. –
Ja jestem Roch Kowalski, a to jest pani Kowalska – miał zwyczaj powtarzać, sięgając po swoją szablę. Zagłoba swoim
„mów mi: wuju” przeciągnął jednak rzekomego, niezbyt rozgarniętego krewnego na stronę króla Jana Kazimierza:
„Ale przecie, gdzie ojca nie ma, tam Pismo mówi: wuja słuchał będziesz” – klarował Rochowi. Trochę to trwało, ale uparty Roch porzucił służbę u zdrajcy Radziwiłła. Pytanie:
czy minister jest na tyle rozgarnięty, by w pewnym momencie pojąć, że służy złemu panu?
Autor jest publicystą tygodnika „Do Rzeczy” i telewizji Republika
Źródło: Gazeta Polska Codziennie
Cezary Gmyz