Jutrzejsza wizyta „Trojki” – Scholz, Macron, Draghi – w Kijowie będzie przez gości przedstawiana jako wyraz solidarności z Ukrainą, ale niestety ma ona drugie dno. Przyjazd liderów trzech państw, słusznie uważanych za najbardziej prorosyjskie w ostatnich dekadach, siłą rzeczy skłania do refleksji, jaki jest strategiczny cel tego wspólnego desantu przywódców państw krytykowanych przez gospodarzy za wyjątkową opieszałość, jeśli chodzi o pomoc dla broniącego się przed Rosją kraju.
Skądinąd każdy z tych przywódców osobiście był publicznie postawiony pod medialny pręgierz bądź przez Wołodymyra Zełenskiego (w przypadku premiera Włoch) bądź jego współpracowników. Jest oczywiste, że celem nowej „Osi” Berlin–Rzym–Paryż jest jak najszybsze zakończenie wojny, ale za cenę ustępstw terytorialnych ze strony Ukrainy. Dzwoniący bez opamiętania do Moskwy Emmanuel Macron, który nie chce „upokarzać Rosji”, wraz z Olafem Scholzem, który nie chce wysyłać ciężkiej broni na Ukrainę i jest kontynuatorem strategii polityki wschodniej niemieckich socjaldemokratów, czyli dogadywania się z Kremlem za wszelką cenę, zapewne chętnie wspólnie „załatwią” z Putinem zakończenie wojny, ale z Krymem, Donieckiem, Ługańskiem i Mariupolem w granicach Rosji.