56 do 62 - takim wynikiem Łódź przegrała z Buenos Aires głosowanie nad kandydaturą do organizacji wystawy Expo 2023. Zdaniem wicepremiera i ministra kultury Piotra Glińskiego, nasz kraj mógłby być gospodarzem wydarzenia, jednak w 2017 roku, gdy dokonywano wyboru, ówczesny szef Rady Europejskiej - Donald Tusk - udowodnił, że "nie dlatego został zatrudniony przez panią Merkel, żeby pomagać Polsce".
W rozmowie z Tygodnikiem Interii Gliński ocenia, że "Niemcy i inne kraje europejskie na nas nie zagłosowali", bo woleli Argentynę niż Polskę. Według niego wydarzenie w naszym kraju może jeszcze przez długi czas się nie odbyć ponieważ to "nie pasuje do ich - niemieckich, może także rosyjskich - interesów i racji stanu".
Jednak pomimo tego, w 2017 roku to Polak był szefem Rady Europejskiej, a w ocenie wicepremiera Glińskiego - mógł on wpłynąć na decyzję przedstawicieli krajów. Co więcej, jak zdradza Gliński, o działania Donalda Tuska zabiegali partyjni koledzy z Platformy Obywatelskiej.
"Po przegranym głosowaniu, gdy prezydent Hanna Zdanowska płakała, od przedstawicieli PO dowiedziałem się, że gdyby - cytuję - "ten [...] Tusk zadzwonił do Merkel, tobyśmy wygrali"
- powiedział Interii minister kultury.
Gospodarzenie tak ogromnemu wydarzeniu jak specjalistyczna wystawa Expo, to nie tylko prestiż, ale i impuls do rozwoju. Jednak zdaniem Glińskiego, progres Polski, to ostatnia rzecz do jakiej Donald Tusk miał przyłożyć rękę na zlecenie ówczesnej kanclerz Niemiec.
"Pan Tusk nie dlatego został zatrudniony przez panią Merkel, żeby pomagać Polsce. Może jego partyjni koledzy z Łodzi - którzy błagali go o ten telefon - byli zbyt naiwni, licząc na jego wsparcie w staraniach o organizację tak wielkiego wydarzenia, które mogło ściągnąć do Łodzi ponadmiliardowe inwestycje rządowe"
- stwierdził wicepremier.