Wsparcie dla mediów Strefy Wolnego Słowa jest niezmiernie ważne! Razem ratujmy niezależne media! Wspieram TERAZ »

III RP a Powstanie Warszawskie

Jednym z celów powstańców było mordowanie Żydów – ta teza do dziś jest sztandarowym przykładem kłamstwa III RP o warszawskim zrywie 1944 r. Kłamstwo wyszło spod pióra historyka „Gazety Wyborczej" Michała Cichego na 50. rocznicę niepodległościowego zr

Jednym z celów powstańców było mordowanie Żydów – ta teza do dziś jest sztandarowym przykładem kłamstwa III RP o warszawskim zrywie 1944 r. Kłamstwo wyszło spod pióra historyka „Gazety Wyborczej" Michała Cichego na 50. rocznicę niepodległościowego zrywu w stolicy. Zadaniem Cichego było udowodnienie, że żołnierze Armii Krajowej (czytaj: Polacy) byli antysemitami. Ta akcja robienia z nas narodu morderców trwa do dziś.
 
W artykule „Polacy – Żydzi: Czarne karty powstania" (29–30.01.1994) świeżo upieczony historyk Michał Cichy, zgodnie z zapowiedzią swojego protektora Adama Michnika, ujawniał „pełną prawdę" o Powstaniu Warszawskim.

„Głowę daję sobie uciąć"

Dla tego „obiektywnego" historyka człowiek w mundurze musiał być AK-owcem, a nie np. zwykłym szabrownikiem lub członkiem AL. Ale w publikacji nie chodziło przecież o fakty, tylko o stworzenie odpowiedniego klimatu. Kapitan „Hal" (Wacław Stykowski), zdaniem Cichego, jest odpowiedzialny, a przynajmniej współodpowiedzialny, za mord na kilkunastu Żydach. Jednym z dowodów mordu miała być, podważana przez poważnych historyków, relacja dowódcy innego oddziału AK: „Głowę daję sobie uciąć, że to te dranie z przybocznej bojówy »Hala«". Większość cytowanych przez Cichego relacji nie pochodziła od bezpośrednich świadków zdarzenia, część od niewiarygodnych historyków (Bernard Mark) albo ze wspomnień Żydów, które były po wojnie „uzupełniane".

Artykuł, napisany w imię „prawdziwego porozumienia", wywołał wielkie oburzenie. „Wyborcza" swoim zwyczajem dopuściła do dyskusji tych historyków, którzy albo zgadzali się z linią gazety, albo byli specjalistami w innych dziedzinach. Żaden z nich nie sięgnął do dokumentów i nie zweryfikował rewelacji Cichego. Jedynym rzeczowym głosem w dyskusji była replika prof. Tomasza Strzembosza, który sprzeciwił się pisaniu historii na podstawie pomówień i nieudowodnionych tez, gdyż prowokuje to zarówno antysemityzm, jak i antypolonizm.

Faszystowscy skrytobójcy

Na innych łamach ukazała się odpowiedź prof. Jacka Trznadla, który artykuł Cichego uznał za jedno z wielu fałszerstw „GW". W książce Leszka Żebrowskiego „Paszkwil Wyborczej" (właśnie wznowiona i uzupełniona o wiele nowych dowodów na kłamstwo „Czarnych kart") historyk udowodnił, że Michał Cichy dokonał wielu manipulacji, m.in. wyjmował zdania z kontekstu, jedne słowa opuszczał, a inne dopisywał (to samo redakcja zrobiła potem z niektórymi listami w tej sprawie). Cel był jasny: wszystko musiało pasować do z góry założonej i jedynie słusznej tezy. I oczywiście miało służyć „prawdziwemu porozumieniu" i „pełnej prawdzie". Jakże przypomina to tworzenie dokumentów przez UB, które chciało „udowodnić", że AK-owcy współpracowali z hitlerowcami.

„Komenda Główna AK i cały obóz reakcyjny robiły, co mogły, aby paraliżować walkę narodu polskiego, walkę polskich mas ludowych przeciwko najazdowi hitlerowskiemu, aby działać na szkodę Związku Radzieckiego". Jednak „nie można było powiedzieć żołnierzom i oficerom AK, których werbowano do szeregów pod hasłem walki z Niemcami, że mają bić się po stronie Niemców – bo wtedy żołnierze i oficerowie po prostu splunęliby i opuściliby szeregi AK. Wśród sanatorów, a tym bardziej ich konkurentów z NSZ, bardzo blisko związanych z hitlerowskim Gestapo, było dużo kandydatów na polskich quislingów, na marionetki hitlerowskie. Ale ci kandydaci nie mieli oparcia w narodzie. O wiele większe znaczenie dla hitlerowców miało powiązanie z takim grupami sanacyjnymi, które tkwiły głęboko w ruchu podziemnym i nie deklarowały się jawnie po stronie Hitlera. […] Terror okupanta, bojówki NSZ-etu i AK, faszystowscy skrytobójcy, potrafili usunąć z szeregów walczących wielu dzielnych i ofiarnych bojowników sprawy Polski Ludowej. [...] Reakcja polska liczyła wtedy na rozpętanie wojny domowej w Polsce, liczyła, że uda jej się porwać za sobą przynajmniej część narodu i przy poparciu imperializmu anglosaskiego złamać frontalnym atakiem władzę ludową w Polsce [...]".

To już nie słowa ideologa „Gazety Wyborczej" Michała Cichego. To cytaty ze stalinisty, dyrektora PZPR-owskiego wydawnictwa Książka i Wiedza Romana Werfela, w wydanej w 1951 r. broszurze zatytułowanej „Trzy klęski reakcji polskiej. Na marginesie procesu grupy szpiegowsko-dywersyjnej Tatara, Kirchmajera i innych". A brzmi jakże podobnie do Cichego.

Inna pamięć

Mimo krytyki „Czarne karty powstania" przyniosły Cichemu sławę. Stał się nie tylko wybitnym publicystą i historykiem, odkrywającym nieznane fakty z odwiecznych zmagań Polaków z Żydami, ale przede wszystkim autorytetem moralnym. Uskrzydlony Cichy przystąpił do badania innych białych, a właściwie czarnych plam, w najnowszej historii Polski. Znów w imię „prawdziwego porozumienia" i „pełnej prawdy". Kolejnym wybitnym osiągnięciem był artykuł „1945: Koniec i Początek" (26.05.1995). „Koniec" okropnej okupacji hitlerowskiej i „Początek" prawdziwego i niemal niczym niezmąconego wyzwolenia. Cichy uznał, że twierdzenia o nowej, tym razem sowieckiej okupacji, są grubo przesadzone. Na widok Sowietów „tłum dookoła szalał z radości, obsypywał żołnierzy kwiatami, śmiał się i płakał…". Wszyscy się cieszyli, chodzili do kin i teatrów, na zakupy, rozpoczynali naukę i pracę. Nade wszystko pili i rozmnażali się – kobiety chętnie oddawały się przygodnym mężczyznom („wyzwolenie erotyczne"), czasem dochodziło do grabieży, ale dla Rosjan rabunek był już „ekonomiczną koniecznością". Słowem – istna sielanka. Swój artykuł Cichy kończył, wracając do tematu AK: „380 tys. akowców stanowiło w Polsce 1944–45 roku niespełna 2 proc. ludności, ale w naszej pamięci zbiorowej [czyżby Cichego też? – T.P.] tradycja akowska zajmuje znacznie więcej niż dwa procent. Przystoi nam [!] uszanować tę pamięć; wiedzmy jednocześnie, że nie jest to pamięć jedyna".

Można tylko spytać – czy największa armia Polskiego Państwa Podziemnego nie reprezentowała milionów Polaków w walce z Niemcami? A dlaczego Cichy nie zastanowił się, ile osób normalnie żyło w PRL-u? Czy wszyscy aktywnie działali w podziemnych strukturach Solidarności w stanie wojennym? Ilu zostało internowanych?

Znów do redakcji napłynęło wiele listów. Większość napisali „zwykli ludzie" w tonie entuzjastycznym: „dziękuję za bezstronny i wnikliwy opis wydarzeń po wkroczeniu Armii Czerwonej", „żołnierze pozdrawiali nas wesoło". Czasem ktoś prostował, że nie było wielkiego pijaństwa i kradzieży. Zaznaczał, że głosy krytykujące ten pochód Armii Czerwonej przez Polskę pochodziły od tych nieznośnych „karłów reakcji", ale przecież oni zawsze byli w mniejszości... Potem – gdy wybuchła Solidarność – o „mniejszości narodowej ludzi prawych i uczciwych" śpiewał Tadeusz Sikora. Dziś pod rządami jedynie słusznej PO sytuacja zaczyna się powtarzać.

Autor jest publicystą, szefem działu opinie „Super Expressu", autorem książek o nierozliczonych zbrodniach komunistycznych: „Bestie", „Bestie 2" i „Oprawcy. Zbrodnie bez kary".
 

 



Źródło: Gazeta Polska Codziennie

Tadeusz Płużański