„Nieistniejące w milczeniu narasta….” – śpiewał we „Wróżbie” Jacek Kaczmarski i właśnie te słowa powinny posłużyć za puentę do oceny polityki Donalda Tuska, którą ten uprawia już od wielu miesięcy.
Polska nie ma żadnego interesu w tym, aby Tusk i jego sojusznicy powrócili do władzy. Polityka „nieistnienia” może bowiem przynieść dalszą anihilację polskich ambicji bycia solidnym i niepodległym państwem.
Rząd PiS popełnia koszmarne błędy i niezręczności, jest niewysublimowany w uprawianej propagandzie, zniszczył media publiczne, niszczy niezależne opinie, w gospodarce stał się socjalistycznym potworem rozdawnictwa, za które zapłacą przyszłe pokolenia Polaków. Wyobraźmy sobie jednak, że zapadamy w sen i fabuła tego snu opiera się na założeniu, że to PO (i jej przyległości) sprawują obecnie w Polsce władzę. Proszę mi tu nie wykrzykiwać o sennych koszmarach… Ale już na sam taki pomysł przeciętnie zaangażowany w sprawy kraju i przeciętnie rozgarnięty obywatel doświadcza uczucia przeżywania koszmaru. Tak więc – przy założeniu, że to tylko zły sen – zanurzmy się na chwilę w poetykę i konsekwencje takiego sennego majaku.
Oto minister spraw zagranicznych pan Sikorka-Sikorski po raz kolejny straszy w Kijowie prezydenta Zełenskiego, że jak ten nie podda się pod moskiewską kuratelę, to zginie.
Kilka dni później w Berlinie z emfazą w głosie wykrzykuje, że Niemiec powinno być więcej nie tylko w polityce europejskiej, ale także w Moskwie, gdzie – zdaniem pana Sikorki – Niemcy właśnie powinny być katalizatorem wszelkich dobrych intencji Władimira Putina. Jednym słowem – na polu polityki zagranicznej Warszawa jest tylko membraną powtarzającą coraz bardziej brunatne koncepty niemieckiej „Realpolitik”. Jesteśmy też świadkami kolejnych akcji przejmowania funduszy ubezpieczeniowych obywateli przez rząd. Premier Tusk tłumaczy to koniecznością równoważenia budżetu. Bez tej operacji Polsce grozić może po prostu bankructwo. W edukacji dziatwa uczy się z podręczników historii pisanych przez Olgę Tokarczuk i Manuelę Gretkowską. Polska armia została ograniczona do wymiarów kilku kompanii reprezentacyjnych poubieranych w mundury istniejących niegdyś formacji zbrojnych. Ministrem obrony jest psychiatra Bogdan Klich, który wyznaje zasadę, że im słabszą armię posiada nasz kraj, tym jest bardziej bezpieczny dla swoich sąsiadów i przez to zabezpieczony przed ich agresją i żądaniami. Tereny należące do armii są już dawno wyprzedane, a sprzęt i uzbrojenie przejęte przez spółki powiązane z prominentami rządu. Nie mamy się czym bronić i to przedstawiane jest przez rząd jako znaczące osiągnięcie cywilizacyjne. Unia Europejska przekazuje nam znaczne środki na rozwój infrastruktury, wszystkie one poprawnie trafiają do firm niemieckich i francuskich, za co polscy ministrowie honorowani są w Paryżu różnymi wymyślnymi odznaczeniami i nagradzani laudacjami, z których nic praktycznego nie wynika. Ministrem zdrowia znów jest słynna Ewa Kopacz, która kopała w Smoleńsku „na metr w głąb”, ale jej asystent właśnie został mianowany unijnym komisarzem do spraw równego przebiegu niektórych ulic i naturalnego gniazdowania bocianów. Ambasadorem w Brukseli jest Robert Biedroń, który co rusz przysparza Polsce rozgłosu i niewątpliwej chwały, paradując w skąpych majteczkach podczas berlińskich „Parad Równości”. Dominuje przekonanie o tym, że Polska rozwija się coraz lepiej i niedługo będziemy mogli obsługiwać mniej skomplikowane operacje takich koncernów jak Mercedes i Siemens. Wszystkie kopalnie węgla zostały szczęśliwie zamknięte, a kraj wypełniły pięknie urozmaicające krajobraz wiatraki energetyczne, produkowane przez niemieckie i duńskie firmy. Wszystkie autostrady zostały przejęte przez polskich wspaniałych oligarchów, takich jak Jan Kulczyk. Orlen jest wspólną własnością firm niemieckich i rosyjskich, przez co wreszcie stał się koncernem „światowym” i sponsorującym kolejne programy antyhomofobiczne w polskich szkołach i w mediach. Tusk jest klepany po plecach na wszystkich europejskich salonach, a Polska wychwalana na łamach niemieckich i francuskich gazet. Gdy wybucha wojna na Ukrainie, właśnie Tusk zostaje wyznaczony przez Parlament Europejski do mediacji pomiędzy Rosją i Ukrainą. Z powodzeniem prowadzi swoją misję przez wiele tygodni, co powoduje, że w mediach publikowane są coraz lepsze jego ujęcia w kamizelce kuloodpornej i hełmie. Polacy żyją coraz lepiej, posiadając coraz bardziej udane kredyty zaciągane w europejskich bankach, a coraz większa rzesza szczęśliwych emigrantów pracuje w Wielkiej Brytanii, w Niemczech i gdziekolwiek da się cokolwiek zarobić.
Polska oligarchia buduje sobie coraz bardziej wystawne rezydencje i wydaje rauty na europejskim poziomie…
Tak, wiem, sen jest zbyt drastyczny, ale krytykując obecne władze, zawsze możemy sobie wyobrazić, co by było, gdyby teraz władzę sprawowali przedstawiciele ancien regime – w rozmaitych konfiguracjach.