Sprawdź gdzie kupisz Gazetę Polską oraz Gazetę Polską Codziennie Lista miejsc »

Nadobywatele

Była pierwsza prezes Sądu Najwyższego Małgorzata Gersdorf wpadła w potężne kłopoty. Choć niektórzy, przywiązani do standardowej nawalanki w nielubiany rząd, starają się jakoś bronić zachowania profesor i jej męża, to towarzystwo zdecydowanie się wykrusza. Pewnie byłoby inaczej, gdyby nie mętne tłumaczenia sędzi tuż po ujawnieniu pierwszych szczegółów dotyczących tragedii na drodze S8 w okolicach Zambrowa na Podlasiu. 

Do koszmarnego wypadku na ekspresówce doszło 14 kwietnia. Czarne subaru, którym podróżowało małżeństwo prominentnych w przeszłości sędziów – Małgorzata Gersdorf i Bohdan Zdziennicki (b. prezes Trybunału Konstytucyjnego) – zjechało na lewy pas drogi dwupasmowej w trakcie włączania się do ruchu tira. Tuż za subaru lewym pasem pędził 26-letni motocyklista, który stracił panowanie nad jednośladem, po upadku uderzył w bariery energochłonne i zginął na miejscu. Sędziowie przejechali jeszcze kilkadziesiąt metrów i zatrzymali się na chwilę, gdy kierowca najwyraźniej uznał, że coś się stało. Przed maską pojazdu fruwały części motocykla i wydaje się zupełnie niemożliwe, by prowadzący auto osobowe nie zauważył, co się stało.

Nie wiemy wszystkiego

Nagranie z kamery ciężarówki zaczyna się już po zmianie pasa przez kierowcę subaru. Nie widać na nim początku manewru. Poszlaki wskazują na nadmierną prędkość motocyklisty i utratę panowania nad jednośladem, ale to jedna z przyczyn tragedii. Gdy tir chciał włączyć się do ruchu, subaru zmieniło pas na lewy i potem wróciło prawy. Czy zajechało drogę motocykliście? Co widział sędzia Zdziennicki w lusterku, wykonując manewr? 

Wydaje się, że kierowca tira nie wymuszał pierwszeństwa, toteż teoretycznie subaru mogło jechać prosto, wtedy motocyklista bez przeszkód mógłby jechać lewym pasem, ale to tylko teoria. Fakty są takie, że wystarczyło, by kierowca czarnego samochodu spojrzał w boczną szybę, następnie w lusterko i dostrzegłby, co się stało na drodze. Tymczasem podróżujący drogą ekspresową S8 kontynuował jazdę i zatrzymał się dopiero kilkadziesiąt metrów dalej. W tym momencie siedzący w aucie powinni zadzwonić pod numer alarmowy 112 i sprawdzić, czy można udzielić pierwszej pomocy poszkodowanemu. Sędziowie, ludzie wyedukowani i dobrze znający przepisy prawa, nie wykonali żadnego z tych kroków. Odjechali, jak gdyby nic się nie stało. Ten brak reakcji i zainteresowania wypadkiem wywołał powszechne, niezależnie od sympatii politycznych, oburzenie opinii publicznej. Jak się okazało, był to dopiero początek kłopotów sędziowskiej pary. 

Mętne tłumaczenia Gersdorf 

Nie wiadomo, co było gorsze: brak reakcji po wypadku czy absurdalne i wykluczające się tłumaczenia Gersdorf dla mediów po pierwszych publikacjach na ten temat. W środowisku sędziowskim panowało przekonanie, że była prezes SN nie znosi mediów. Nie dba o wizerunek, nie interesuje jej PR. Kiedyś redakcja „Dziennika Gazety Prawnej” odkryła, co w głębi duszy myśli Gersdorf. Otóż jest święcie przekonana, że polskie społeczeństwo powinno cenić sędziów bez względu na to, co robią, a za to, że po prostu są. Przecież skończyli elitarne studia, długo przygotowywali się do zawodu, a wcale nie zarabiają zbyt wiele – co niejednokrotnie podkreślała Gersdorf w wywiadach, gdy piastowała najważniejszą funkcję sędziowską w Polsce. Być może to tłumaczy niedopuszczalną postawę byłej prezes?

– W drodze do Augustowa, gdzie dotarliśmy ok. godz. 17, odwiedzając po drodze kilka miejscowości z grobami bliskich, w pewnym momencie zarejestrowaliśmy jakiś przelatujący kawałek blachy czy gumy, który uznaliśmy za oderwaną część przejeżdżającej ciężarówki, i to wszystko – powiedziała w rozmowie RMF FM na gorąco po pierwszych informacjach na temat tragedii na drodze. – Nie mieliśmy żadnego wypadku i do wieczora także świadomości, że po drodze wydarzyło się coś złego. O tym, że po drodze mijaliśmy miejsce, gdzie doszło do śmiertelnego wypadku, dowiedzieliśmy się z internetu, po 17, kiedy mąż został wezwany do złożenia wyjaśnień przez policję – zapewniała Gersdorf. 

I tu pojawiła się pierwsza poważna nieścisłość w tłumaczeniach: czy aby na pewno sędziowie dowiedzieli się o wypadku z sieci, skoro Zdziennicki dostał wezwanie na komendę? W innej wersji Gersdorf twierdziła, że siedziała na tylnym siedzeniu z koleżanką i – zajęta rozmową – niczego niepokojącego nie zauważyła. W kolejnej przypomniała sobie, że ucięła sobie drzemkę i nie wiedziała, że doszło do wypadku. 

Nadzwyczajność kasty w praktyce 

Epilog nastąpił w rozmowie sędzi z „Faktami” TVN, podczas której Gersdorf się poskarżyła: – My jesteśmy szykanowani. Koleżanka, która z nami jechała, miała cztery godziny zabraną komórkę. Byliśmy wczoraj osiem godzin w prokuraturze w Suwałkach, taksówką jadąc, bo nie mamy samochodu – oświadczyła. 

Rzeczywiście, niespotykana sytuacja w praworządnym państwie, by samochód świadka wypadku i ewentualnie – czego wciąż nie można wykluczyć – biorącego w nim udział był badany przez biegłych w celu wyjaśnienia przyczyn tragedii. 
Za gwóźdź do wizerunkowej trumny należy uznać kolejną wygłoszoną wersję przebiegu wypadku. – Nigdzie żeśmy się nie zatrzymali. Jechaliśmy jednym tempem – wspomniała. 

To dziwne, bo na nagraniu z kamery tira widać wyraźnie, że czarne subaru się zatrzymuje. Poza tym skąd Gersdorf wie, że nie było przymusowego postoju na S8, skoro spała na tylnym siedzeniu? I wreszcie, co chyba najważniejsze, była pierwsza prezes SN w ogóle nie dostrzega tragedii drugiego człowieka. W jej wypowiedziach najbardziej istotna jest niedogodność z powodu oględzin subaru i konieczność dojazdu taksówką na przesłuchanie, a nie fakt, że zginął człowiek! 

Drodzy obrońcy sędzi Gersdorf, którzy uważacie, że termin „nadzwyczajna kasta” to pisowski wymysł i kłamliwa narracja „Wiadomości” TVP, czy to nie jest dobra ilustracja tego, że jest on jak najbardziej prawdziwy?

Cios dla „obrońców praworządności”

Jest w tym jakaś prawidłowość, że spore grono „obrońców praworządności” w Polsce ma z nią poważny problem. 
Lawina ruszyła od Mateusza Kijowskiego, który fakturami na usługi informatyczne skutecznie skompromitował Komitet Obrony Demokracji. Z kolei lider KOD-kapeli był skazany na 6,5 roku więzienia za sutenerstwo. Józef Pinior został wybroniony od kary pozbawienia wolności, ale sąd orzekł, że jest winny korupcji. Szef fundacji Nie Lękajcie Się, który podawał się za ofiarę księdza pedofila, został uznany za postać niewiarygodną. Marka Lisińskiego otoczono powszechną infamią, dziś niechętnie wypowiadają się o nim nawet politycy Lewicy, którzy dotąd współpracowali z aktywistą w kwestii ścigania księży pedofilów. Prokuratura prowadzi śledztwo w sprawie mecenasa Artura Nowaka, adwokata ofiar duchownych, znanego z filmów Tomasza Sekielskiego. Chodzi o zarzuty ws. powoływania się na wpływy w organach państwa i uzgadnianie z prokuratorem korzystnych decyzji dla klienta, choć proces sądowy od czterech lat nie ruszył. 

Piotr Kraśko uskuteczniał jazdę samochodem bez uprawnień. Przed nim bez prawa jazdy i ważnego przeglądu samochodu przez lata jeździł Piotr Najsztub, aż potrącił na pasach starszą panią. Sędzia Wojciech Łączewski ma tak ogromne zamiłowanie do praworządności, że – jak opisywało przed laty „Wprost” – udał się na spotkanie z sobowtórem Tomasza Lisa z Twittera, by przedyskutować sposoby obalenia rządu tuż po wygranych w 2015 r. przez PiS wyborach. 

To tylko przykładowa garstka obrońców starego porządku, którzy na sztandarach mają hasło „obrony praworządności”, a sami z prawem są na bakier. Do tego grona dołączyła w spektakularnym stylu prof. Gersdorf. 

 



Źródło: Gazeta Polska Codziennie

Grzegorz Wszołek